Na początek służymy liczbami. Bilans sezonu 2019 - czterdziesta piąta średnia (1,22), cztery wygrane wyścigi i w sumie czterdzieści siedem punktów. Mizeria.
Trzy kolejki kampanii 2020, podwojony dorobek zwycięstw, trzydzieści trzy oczka i jedenasta biegopunktówka w PGE Ekstralidze. Jeśli Robert Lambert nie wpadnie w nagły dołek formy, a na to się nie zanosi, przed połową rozgrywek przebije swoje wyniki ze sporą nawiązką.
Prezes Krzysztof Mrozek może nie został w zimie królem polowania, ale z 22-latkiem trafił w dziesiątkę, albo jak kto woli los na loterii. W ostatnim meczu przeciwko Moje Bermudy Stali Gorzów rybniczanie dokonali nie lada sztuki. Wygrali mecz mając na koncie pięć indywidualnych zwycięstw, z czego cztery były autorstwem autorstwa Lamberta.
ZOBACZ WIDEO Świetne ściganie w Rybniku i kapitalny wyścig Madsena. Zobacz kronikę 3. kolejki PGE Ekstraligi
Zapowiedzi o wielkiej formie zawodnika nie były więc przesadzone. Trener Lech Kędziora jeszcze przed inauguracją straszył przeciwników, że na treningach jest huraganowy Lambert i reszta. Jeżeli Mrozek mówił coś o klubie spoconej manetki, to Anglik powinien zostać twarzą tego powodzenia.
W bieżącym roku do efektownych szarż, który były jego znakiem firmowym, dołożył jeszcze efektywność i skuteczność. Zdecydowanie poprawił też wyjścia spod taśmy. A i sylwetka jakaś smuklejsza, jakby parę kilo ubyło.
Nic dziwnego, że szef ROW-u wraz ze sztabem szkoleniowym chuchają teraz i dmuchają na Brytyjczyka. Dla zespołu, któremu wróżono same porażki i spadek z hukiem, Lambert jest bezcenny. On wlał nadzieję w serca kibiców z Górnego Śląska, że ta misja wcale nie musi zakończyć się niepowodzeniem.
Choć wciąż to zdanie brzmi, jak niezły żart, bo przecież doskonale wiemy, iż jedna jaskółka wiosny nie czyni. Gdyby jednak eksperci nie pomylili się w prognozach, Lambert będzie przebierał w ofertach i bezrobocie lub jazda w niższych ligach mu nie grozi.
W Lublinie mogą sobie powoli zacząć pluć w brodę, że wypuścili taki skarb. Jeśli wierzyć słowom menedżera Motoru - Jacka Ziółkowskiego, on bardzo chciał, aby perełka z Wielkiej Brytanii dalej startowała przy Al. Zygmuntowskich.
Sęk w tym, że pewna forma współpracy się wyczerpała. Zawodnikowi nie podobała się pozycja w zespole. Wchodząc do meczu spod niewdzięcznej ósemki, nie wiedział, kiedy zostanie puszczony w bój. Ta niepewność, zaczynanie nieraz zawodów od momentu, kiedy koledzy byli już np. po dwóch seriach, rzutowała na jego wyniki, a dokładniej ich brak. Frustracja narastała.
W Rybniku również jest przyspawany do rezerwy, ale jego status znacząco się zmienił. Pełen dystans wyścigów dostał w pakiecie z rolą frontmana i lidera, co mu wyraźnie odpowiada.
Na usta cisną się porównania z Artiomem Łagutą, że mamy do czynienia z żużlowcem podobnej konstrukcji, któremu należy w pełni zaufać, nie skreślać po jednym, dwóch zawalonych wyścigach.
W razie utrzymania aktualnej dyspozycji Lambert jest murowanym kandydatem do Szczakiela w kategorii Niespodzianki sezonu, a jak tak dalej pójdzie, w zeszycie szefa Motoru - Jakuba Kępy obcokrajowiec uplasuje się na czołowej pozycji pod rubryką z zawodniczymi wyrzutami sumienia.
Lublinianie zatracili gdzieś zeszłoroczny błysk, są niczym pudełko czekoladek z filmu Forrest Gump - nigdy nie wiesz, co akurat trafisz. Dlatego Lambert w wersji rybnickiej bardzo by się Koziołkom przydał. Raz, że połatałby dziury, dwa Motor stałby się teamem kompletnym. Z drugiej strony utarło się, iż łatwiej być zauważonym i wyłowionym z potencjalnie skazywanego na pożarcie ośrodka, niż przebijać się z klubu, gdzie byłoby się jednym z wielu.
CZYTAJ TAKŻE: Nowacki nie chciał długo czekać na szansę. Dlatego poszedł do ROW-u
CZYTAJ TAKŻE: Tak sezon zaczynali późniejsi spadkowicze