Nikt nie chce zabić się na torze - mówi Peter Ljung, zawodnik Startu Gniezno

Obustronnym walkowerem zakończyło się niedzielne spotkanie pomiędzy Klubem Motorowym Lazur Ostrów a Startem Gniezno. O derbach Wielkopolski rozmawialiśmy z obcokrajowcem ekipy Startu, Peterem Ljungiem.

Jarosław Galewski: Jak oceniasz wydarzenia, które miały miejsce podczas derbów Wielkopolski w Ostrowie?

Peter Ljung: Każda osoba, która wie cokolwiek o żużlu i w niedzielę chodziła po ostrowskim torze, na pewno może powiedzieć, że na takiej nawierzchni nie dało się jechać. Powiem szczerze, że tylko raz widziałem tor, który był w równie złym stanie. Było to podczas Grand Prix o Goeteborgu. Na takich torach nie da się jeździć. W niedzielę sędzia podjął bardzo złą decyzję. Próbowaliśmy go pytać o nasze bezpieczeństwo. Przecież nikt z nas nie chce nabawić się kontuzji czy zabić się na torze. Arbiter nas jednak nie słuchał i upierał się przy swoim stanowisku, że pojedziemy. Warto jednak powiedzieć, że wszyscy zawodnicy byli solidarni i mówili wspólnym głosem.

Dlaczego ostrowski tor był źle przygotowany?

- Na torze było zdecydowanie zbyt wiele luźnej nawierzchni. Naprawdę nie było szans, żeby jechać. Na drugim łuku było tak przyczepnie, że żaden motocykl nie byłby w stanie przejechać po takiej nawierzchni. Powiem szczerze, że za całą sytuacją obwiniałbym sędziego, który powinien otworzyć oczy, spojrzeć na tor i pomyśleć o bezpieczeństwie. Ten sport jest niebezpieczny na co dzień, nawet kiedy tor jest dobrze przygotowany. W niedzielę natomiast nawierzchnia była w bardzo złym stanie.

Czyli za wszystko winę ponosi sędzia?

- Myślę, że sprawa dotyczy wielu osób. Na tym torze na sto procent chciał jechać trener ostrowskiej drużyny. Nawet jego zawodnicy powiedzieli, że nie ma takiej możliwości. To nie jest normalne, że trener chce się ścigać, a jego podopieczni nie mają zamiaru wyjeżdżać na tor. Cały zespół z Gniezna, wliczając działaczy, trenera, kierownika, zawodników nie chciał jechać. Podobnie było z ostrowskimi żużlowcami. Wyjątkiem był tylko trener tej drużyny. Pewnie chodziło o pieniądze, ale w takiej sytuacji chciałbym się zapytać: ile warte jest jedno życie? Na co dzień narażamy swoje bezpieczeństwo. To przecież z tego żyjemy. Cała sytuacja nie była w porządku wobec nas, zawodników. Sędzia mógł otworzyć oczy i odwołać zawody. Wtedy uniknęlibyśmy wielu przykrych konsekwencji.

Co sądzisz o zachowaniu kibiców, którzy pojawili się pod parkingiem?

- Całkowicie ich rozumiem. Nie rozumiem natomiast i cały czas zastanawiam się nad tym, że 16 ludzi nie chciało jazdy na niebezpiecznym torze, a ktoś uważał inaczej. Nawet Chris Harris, który jeździ w Grand Prix i lubi, kiedy jest trudno, stwierdził, że nie ma szans. Nie potrafię sobie wytłumaczyć, czemu sędzia to wszystko zignorował. Wszyscy jesteśmy przecież specjalistami w tej dziedzinie.

W całej sprawie warto zastanowić się także nad regulaminem sportu żużlowego, który po raz kolejny ujawnił wiele luk...

- W regulaminie jest napisane, że tor powinien być bezpieczny. Jeżeli sędzia uważa, że ten tor taki był, to ja mogę powiedzieć mu jedynie, że jest w wielkim błędzie. Taki arbiter nie powinien sędziować już żadnego pojedynku. To najgorsza decyzja sędziowska, jaką widziałem w życiu.

Jakie wnioski należy wyciągnąć z niedzielnych wydarzeń w Ostrowie?

- Sędzia musi słuchać również zawodników. Kiedy dwie drużyny są razem i twierdzą, że nie da się jechać, to należy brać to pod uwagę. Wszyscy lubimy przecież walkę i ściganie się na żużlowym torze. To przecież dla nas wielka frajda a także praca. Jednak kiedy 16 osób mówi, że nie da się jechać, to tylko idiota może uznać, że jest inaczej i stwierdzić, że cała ta grupa się myli. To wszystko jest niebywałe.

Komentarze (0)