Mecz 4. kolejki Moje Bermudy Stal Gorzów - Eltrox Włókniarz Częstochowa został przerwany z powodu pożaru rozdzielni przy stanie 32:28. Zawodnicy obu drużyn, licząc wyłącznie regulaminowe stawki, zdążyli już łącznie zarobić grubo ponad 100 tysięcy złotych. W klubach już zaczęto sobie łamać głowę, co z tym fantem zrobić, jeśli dojdzie do powtórki. Wtedy płatność za pierwsze podejście do spotkania z 3 lipca okazałaby się wydatkiem ekstra, który nie był przewidziany w budżecie. W PZM słyszymy jednak, że nie ma zmartwienia.
Związkowi działacze przekonują, że nie ma czegoś takiego, jak płacenie za mecz, który raz, że został przerwany, a dwa, że nie został zweryfikowany i zatwierdzony, a w tym przypadku tak jest. Czekamy na decyzję Komisji Orzekającej Ligi. Załóżmy, że KOL nakaże powtórzenie meczu. Jeśli tak się stanie, to wypłaty za 32:28 nie będzie, bo w takim przypadku to spotkanie nie zostanie w żaden sposób zaklasyfikowane.
Wtedy to, czy zawodnicy dostaną za przerwany mecz z 3 lipca jakiekolwiek pieniądze, będzie zależało wyłącznie od dobrej woli prezesów. Oni mogą, ale nie muszą wziąć pod uwagę amortyzację sprzętu i koszty podróży. Nawet jeśli jednak to zrobią, to wydadzą nie 60 tysięcy (taki mniej więcej byłby regulaminowy koszt przerwanego spotkania dla obu ekip), lecz najwyżej połowę tej kwoty.
Trzeba zaznaczyć, że dopóki nie ma decyzji KOL, prezesi nie mogą podjąć żadnych działań. Podstawą do wypłaty pieniędzy (czy to premii za punkty, czy to ekwiwalentu za poniesione straty) jest bowiem formalna decyzja dotycząca feralnego meczu.
Czytaj także:
Prezes Unii podaje przepis na złoto. Jego drużyna już czwarty rok leje wszystkich
Prezes PGE Ekstraligi o awarii w Gorzowie: trzeba znaleźć rozwiązanie zgodne z duchem sportu
ZOBACZ WIDEO Turowski o tym, dlaczego nie jeździ jak Kubera: za dużo zmian klubów, ciężko to poukładać w głowie