Parę miesięcy temu napisałem, że czeka nas najciekawszy okres transferowy od niepamiętnych czasów. Teraz z każdym miesiącem, dniem te słowa przybierają na sile. Rozpoczęły się dyskusje, kto, gdzie, za ile. Na rynku już huczy od plotek, że rewolucja w wielu klubach jest nieunikniona.
Zatrzymajmy się jednak przy jednym nazwisku. Rozbijmy na czynniki pierwsze status i szansę na wyciągnięcie ze Moje Bermudy Stal Gorzów - Bartosza Zmarzlika. Zespół pod dowództwem Stanisława Chomskiego jest czerwoną latarnią PGE Ekstraligi i nie zdobył w tym sezonie nawet punktu.
W czwartkowym #MagazynBezHamulcow menedżer wyjaśnił, że Stal w tym roku ciągle ma pod górkę. A to pożar rozdzielni, więcej meczów odjechanych na wyjeździe i sporo jeszcze do ugrania u siebie. To wszystko prawda.
ZOBACZ WIDEO Krzysztof Kasprzak się obrazi? Stal nie potrzebuje takiego Kasprzaka
Nie czarujmy się, ostatnie miejsce w tabeli, drużyna w rozsypce, z jednym zdecydowanym liderem Zmarzlikiem i przegrana w fatalnym stylu z PGG ROW-em Rybnik działa na wyobraźnię prezesów. Za chwilę skończy się pierwsza runda, a zacznie wsteczne odliczanie.
Kluby trzymają kciuki za spadek Stali. Jeden z byłych prominentnych działaczy, który nie działa już aktywnie w żużlu, powiedział mi, że nie zdziwi się, jak przeciw Sali powstanie spółdzielnia. Wykosić, spuścić i potem wziąć udział w licytacji o mistrza świata. Najsilniejszy, jak w zwierzęcym stadzie przetrwa i wygra wojnę podjazdową o podpis mistrza świata.
To jest biznes, lepszej okazji do wyrwania Zmarzlika z domu może długo nie być. Zawodnik od zawsze podkreślał swoje przywiązanie do Stalowych barw, tryskał lokalnym patriotyzmem, powtarzał regułki, że wszędzie dobrze, ale w domu wiadomo jak itd. To chłopak sentymentalny, ale umówmy się, chyba nie aż tak, żeby zostawać po ewentualnej degradacji.
Wiem, że pewnie paru osobom po gorzowskiej stronie województwa lubuskiego narażę się i podniosę ciśnienie, więc na pocieszenie dodam, że tych kolejek wbrew pozorom zostało jeszcze od groma i niewykluczone, iż zła karta w końcu się odwróci, a Stal znów spadnie rzutem na taśmę na cztery łapy. W niezłożoną broń w kontekście play-off już nie wierzę. To dobra mina do złej gry, w pierwszym rzucie trzeba ratować sezon.
Zmarzlik w Gorzowie, to człowiek instytucja. Magnes dla sponsorów zainteresowanych wejściem do klubu z grubym portfelem. On znaczy więcej i może więcej. Marek Grzyb doskonale wie, o co będzie toczyć się gra. Facet ma łeb na karku, na pewno stanie na głowie, samodzielnie wykopie kasę spod ziemi, albo pół żartem, jak zajdzie potrzeba obrabuje bank i przekona lidera, żeby nie ruszał w Polskę szukać szczęścia na siłę.
Hipotetycznie, odejście utytułowanego wychowanka byłoby nokautującym ciosem wizerunkowym i wyraźną skazą na starcie jego kadencji w Stali. Co nie znaczy, że z pozycji kanapowego, bezstronnego kibica, chętnie nie pośledziłbym wyścigu szczurów po Bartka.
Nie ma w PGE Ekstralidze ośrodka, u którego 25-latek nie otwierałby listy życzeń, albo w najgorszym wypadku był na jej czołowych pozycjach. Ten jeden ruch ruszyłby lawinę, zatrząsłby zabetonowaną giełdą. Poszłaby reakcja łańcuchowa.
Chwilę o wariancie, który jawi się, jako najbardziej prawdopodobny. Zgadzam się, że pozostanie Gorzowa w najlepsze lidze świata zamyka nadzieje innym klubom. Obejdą się smakiem. Skończy się na tym, że Zmarzlik dostanie sowitą podwyżkę, lekkie niesnaski pójdą w zapomnienie i klub będzie niejako od nowa budowany w oparciu o swoją gwiazdę.
Obecna sytuacja może Zmarzlika frustrować. On wypruwa sobie żyły, a reszta ekipy prezentuje się, jakby wróciłam właśnie, nomen omen z wakacji na Bermudach.
Nie byłbym ani krztyny zaskoczony, gdyby zawodnik spróbował wymusić na działaczach jasną deklarację, że ambicje drużyny będą sięgały znacznie wyżej niż obijanie się drugi rok z rzędu w okolicach lokat pachnącymi barażami. I pójdą za tym solidne wzmocnienia. Ponoć do trzech razy sztuka.
CZYTAJ TAKŻE: Jak GKM może wyjść z kryzysu?
CZYTAJ TAKŻE: Ścigał się z gwiazdami, teraz sam prosi o pomoc