W piątek PGG ROW Rybnik poległ w starciu z Betard Spartą Wrocław 27:63. Kacper Woryna w tym spotkaniu zdobył tylko 3 punkty i 2 bonusy. Na dodatek przed zawodami kibice powitali go wulgarnym transparentem, bo została im w pamięci sytuacja, kiedy to rybniczanin w dość niekorzystnych słowach wypowiedział się o proporczyku wrocławskiego klubu.
To, co wydarzyło się w piątek we Wrocławiu było podsumowaniem dotychczasowego sezonu w wykonaniu Woryny. Zawodnik, który miał być liderem PGG ROW-u, ma średnią biegową na poziomie 1,333. Jednak ostatnie udane występy w Złotym Kasku i TAURON SEC dają nadzieję, że 23-latek uporał się z problemami natury sprzętowej.
Skazany na sukces
Woryna jest ulubieńcem rybnickich kibiców, a na żużel był wręcz skazany. Jego dziadek Antoni był pierwszym polskim medalistą mistrzostw świata, stał się legendą nie tylko rybnickiego ROW-u, ale i brytyjskiego Poole Pirates. Gdy Kacper miał ledwie pięć lat, babcia kupiła mu mały motocykl i w ten sposób zaczęła się jego przygoda z treningami.
ZOBACZ WIDEO Zmarzlik dalej w Stali? Jak się prezes uprze, to zostanie
- To wszystko poszło wcześnie z tego względu, że dziadek zmarł. Plany były już wcześniej. Dziadek miał być trenerem, tata menedżerem, ale dziadka zabrakło. Mimo to, ojciec postanowił kontynuować ten pomysł i wciągnął babcię - mówił Woryna w wywiadzie w TVS.
Szybko stało się jasne, że Woryna ma talent do żużla. Sukcesy odnosił już na mniejszych torach jako miniżużlowiec Rybek Rybnik. Całe środowisko żużlowe w mieście czekało na moment, w którym zda licencję, bo w Rybniku istniało przeświadczenie, że w końcu pojawił się zawodnik, jakiego nie było od lat.
Nie oznacza to jednak, że kariera Woryny była usłana różami. Z ogromną presją i krytyką musiał się zmierzyć w roku 2016, gdy doszło do śmiertelnego wypadku Krystiana Rempały. To właśnie on uderzył w młodego tarnowianina. Część ekspertów uznała jego atak za bandycki, inni doczepiali się do stanu kontuzjowanej wcześniej ręki.
W tych trudnych chwilach mógł liczyć na jednego człowieka - Krzysztofa Mrozka. Prezesa rybnickiego ROW-u z czasem zaczął nazywać "drugim tatą". To Mrozek brał na siebie ciosy po śmiertelnym wypadku Rempały, a Worynie pozwolił wtedy usunąć się z mediów i zapewnił wsparcie psychologa.
Woryna szybko dojrzał
Woryna szybko dojrzał w środowisku żużlowym, nie tylko poprzez doświadczenia związane ze śmiercią Rempały. Mając zaledwie 21 lat został kapitanem ROW-u, co było konsekwencją dopingowej wpadki Grigorija Łaguty. W sezonie 2017 klub nagle znalazł się w trudnym położeniu i nie ze swojej winy spadł z PGE Ekstraligi. Młody zawodnik poradził sobie z zadaniem powierzonym mu przez prezesa Mrozka i kapitanem "Rekinów" jest do dziś.
Trzeba przy tym zauważyć, że Woryna to żużlowiec wyróżniający się na tle innych. Od małego wpajano mu, że liczy się nie tylko sport, ale i edukacja. Ukończył jedno z najlepszych liceów w Rybniku i to w klasie dwujęzycznej. Już jako nastolatek biegle władał angielskim, czego nie można powiedzieć o jego rówieśnikach.
- Nie wyobrażam sobie składu bez niego - mówił zimą Mrozek, gdy kibice pytali o możliwe odejście Woryny po sezonie 2020. Już wtedy było jasne, że PGG ROW zbudował tak słaby skład, że będzie pierwszym kandydatem do spadku z PGE Ekstraligi.
Przewidywania ekspertów się sprawdziły, bo PGG ROW przegrywa mecz za meczem. "Rekinom" udało się jedynie wyrwać dwa punkty gorzowskiej Stali na własnym torze, ale to może być za mało na pozostanie w najlepszej lidze świata.
Czy Woryna wyjeżdża na prostą?
Jedną z przyczyn słabej formy PGG ROW-u jest dyspozycja Woryny. Zawodnik, który miał regularnie zdobywać dwucyfrówki i ciągnąć rybnicki wózek, nagle nie potrafi wygrywać biegów. Rybniczanin popadł w problemy sprzętowe i w żaden sposób nie przypomina zawodnika, który w ostatnich latach zachwycał publikę na stadionie przy ul. Gliwickiej. "Sezon ciężki, ale się nie poddam" - napisał ostatnio Woryna na Instagramie.
Gdyby Woryna był najemnikiem, zawodnikiem spoza regionu, pewnie witałyby go gwizdy przy okazji spotkań w Rybniku. "Swojemu" fani są jednak w stanie wybaczyć znacznie więcej. Dlatego spora grupa rybniczan jeździ za Woryną - flagi z jego numerem 223 można było zobaczyć m.in. na finałach Złotego Kasku i TAURON SEC.
W tych zawodach Woryna pokazał się też z dobrej strony. W jego jeździe coś drgnęło. Była odpowiednia prędkość, przemyślane ataki i biegowe zwycięstwa. - Woryna ma potencjał. Ciągle uważam go za najlepszego zawodnika w zespole z Rybnika. Jego przykład pokazuje tylko, jak bardzo sprzęt może zbudować albo zrujnować żużlowca - mówi Jan Krzystyniak, były żużlowiec i trener.
W czwartek Worynę czeka trudny test. PGG ROW Rybnik na własnym torze zmierzy się z naszpikowanym gwiazdami Eltrox Włókniarzem Częstochowa. Jeśli w tym meczu pokaże się z dobrej strony, w rybniczanach będzie się jeszcze tlić nadzieja na utrzymanie w PGE Ekstralidze.
Czytaj także:
Rafał Dobrucki przyznaje rację Ryszardowi Kowalskiemu
Żużel może nie przetrwać 5-6 lat