"Stop dyktaturze. Dosyć popyliny, prezesie obiecałeś, kłaniamy się nisko, opuść stanowisko" - taki transparent wywiesili w piątek kibice PGG ROW-u Rybnik przed meczem z MrGarden GKM-em Grudziądz. Wszyscy doskonale wiedzą, kto był adresatem tych słów. Fani "Rekinów" po kilku latach są zmęczeni Krzysztofem Mrozkiem.
Pod tym względem sytuacja wygląda podobnie do tej, jaką mieliśmy kilka miesięcy temu w Gorzowie. Tam fani Stali też domagali się odejścia Ireneusza Macieja Zmory, choć to właśnie za jego prezesury klub dołożył do gabloty kilka pucharów. Gdy wyniki zaczęły się pogarszać, jedyną nadzieją był nowy sternik. I tak pojawił się Marek Grzyb. Czy w Rybniku znajdą swojego Grzyba? Śmiem wątpić.
Pisałem o tym już jakiś czas temu. Mrozek ma swoje za uszami, ale w Rybniku nie mają alternatywy dla obecnego prezesa. Nie ma w tym ośrodku kibica z grubo wypchanym portfelem, który wszedłby do biur przy ul. Gliwickiej, przejął klub i zainwestował swoje środki, czyniąc z niego mocarza na miarę PGE Ekstraligi.
ZOBACZ WIDEO Krytykować, krzyczeć i wyrażać głośno nie zawsze słuszną opinię, to każdy potrafi. Mocne słowa po odejściu Skupienia
Głównym sponsorem rybnickiego żużla jest miasto. Prezydent Piotr Kuczera może tupnąć nóżką, zagrozić Mrozkowi wstrzymaniem wszelkich dotacji, ale ten wcale nie musi opuszczać stanowiska. Akcjonariuszem spółki jest stowarzyszenie ŻKS ROW, które zakładał Mrozek. Gdyby Kuczera chciał tworzyć żużel w mieście z kimś innym, najpewniej musiałby powstać nowy podmiot, który zaczynałby rywalizację od 2. Ligi Żużlowej.
Właśnie w takich realiach swoją przygodę z prezesowaniem zaczął przecież Mrozek. Ówczesny prezydent, nieżyjący już Adam Fudali podziękował grupie działaczy, która doprowadziła do upadku RKM-u Rybnik i później powołanej spółki, a wsparcie i ogromne dotacje zapewnił obecnemu sternikowi.
Od tamtych wydarzeń minęło osiem lat i widzimy, że apetyt kibica rośnie w miarę jedzenia. W roku 2012 rybnicki żużel znajdował się na dnie. Mrozek za sprawą miejskich środków dźwignął go z kolan, ale fanowi to już nie wystarcza. Na Górnym Śląsku nie chcą jeść łyżeczką, gdy inni jedzą chochlą. Sam awans do PGE Ekstraligi nie wystarczy.
Mrozek mierzy się z największą krytyką w swojej karierze prezesa, bo "Rekiny" znajdują się na autostradzie do spadku z PGE Ekstraligi. Zespół wygrał tylko jeden mecz, wokół klubu brakuje dobrej atmosfery - chociażby za sprawą dziwnych decyzji kadrowych. Tego nie było chociażby w roku 2017, gdy spadek z elity można było tłumaczyć wpadką dopingową Grigorija Łaguty, a wielu fanów kupiło wojnę Mrozka z żużlowymi działaczami. Nawet jeśli nic z niej nie wyniknęło.
Obecny prezes PGG ROW-u może się pochwalić lepszymi wynikami niż poprzednicy. To fakt. Potrafił ściągnąć do klubu kilku sponsorów, jak chociażby grupę Famur. Jednak ma też długą listę mniejszych lub większych grzeszków - chociażby utrata Łaguty przed sezonem 2019, słabe okienko transferowe minionej zimy, przegranie walki o Jarosława Hampela wiosną tego roku. Dodatkowo ze względu na jego trudny i autorytarny charakter, wiele osób szybko kończy współpracę z "Rekinami".
Nie jest tajemnicą, że dział marketingowy w PGG ROW-ie nie istnieje, jeśli porównamy go do innych ośrodków ekstraligowych. Wystarczy przejrzeć stronę internetową klubu czy też jego social media. To są detale, które tworzą większy obraz, co zaczyna frustrować innych kibiców.
Zaryzykuję tezę, że Mrozek przetrwa na stanowisku, nawet jeśli PGG ROW Rybnik pożegna PGE Ekstraligę po sezonie 2020. I może nawet znów wygra wtedy I-ligowe rozgrywki, bo wsparcie z miasta powinno być na tyle duże, że uda się zbudować konkurencyjny skład na ten poziom rozgrywek. Problem może pojawić się później, a kibice będą przeżywać deja vu.
Czytaj także:
Świetny mecz Pieszczka w barwach GKM-u w Rybniku
Skandaliczne zachowanie Holty w Częstochowie