Żużel. Demony przeszłości wracają. Start Gniezno ma ten sam problem, co w zeszłych latach

WP SportoweFakty / Romuald Rubenis / Na zdjęciu: Rafael Wojciechowski z lewej
WP SportoweFakty / Romuald Rubenis / Na zdjęciu: Rafael Wojciechowski z lewej

Car Gwarant Kapi Meble Budex Start Gniezno przegrał w Łodzi 39:51, a w zespole czerwono-czarnych próżno było szukać lidera. Przed sezonem stawiano, że będzie nim Timo Lahti, a tymczasem Fin znów pojechał bardzo przeciętnie, by nie napisać słabo.

Do X biegu mecz w Łodzi układał się po myśli Car Gwarant Kapi Meble Budex Startu Gniezno. Później doszło do trzęsienia ziemi. Orzeł Łódź zaczął wyprowadzać szalenie mocne ciosy i z wyścigu na wyścig odjeżdżał rywalom.

- Do X biegu wszystko było okej. Widać jednak, że gospodarze mają jakiś patent, bo nie jesteśmy pierwszą drużyną, która poległa w końcówce czy też radziła sobie gorzej po połowie spotkania. Po dziesiątym biegu nie było polewania. Nie wiem, jak bardzo wpłynęło to na warunki torowe - mówi nam menedżer Startu Rafael Wojciechowski.

Gdy wodę przestano lać, zawodnicy Startu wyglądali jak dzieci we mgle. - Być może troszkę przesuszyły się pola startowe i trasa, może trzeba było zrobić korekty sprzętowe. Po spotkaniu jesteśmy troszkę mądrzejsi. Może jednak to gospodarze dopasowali się na tyle dobrze, że w końcówce nam uciekli z wynikiem. Trudno mi tutaj podać jednoznaczną diagnozę. Każdy pewną korektę robił i praktycznie w każdym przypadku było to bez efektu - dodaje opiekun czerwono-czarnych.

ZOBACZ WIDEO Dlaczego ROW nie chce sięgnąć jeszcze po Tungate'a albo Kułakowa?

Okazuje się, że w ekipie gości pojawiły się problemy zdrowotne. - Nie każdy miał komfortowe samopoczucie. Wyszło to także po meczu. Troszeczkę osłabiony był Adrian Gała, co było widać. To spotkanie kosztowało go sporo wysiłku. Był też defekt Timo Lahtiego na starcie. Kilka rzeczy sprawiło, że ten pojedynek nam uciekł. Najbardziej rozczarowujący był chyba wyścig XI. Wtedy gospodarze złapali wiatr w żagle, a my nie byliśmy w stanie doskoczyć - przyznaje Wojciechowski.

Analizując zdobycze punktowe poszczególnych zawodników Startu podczas meczu w Łodzi, do głowy przychodzi jeden jasny wniosek. Znów brakowało lidera z prawdziwego zdarzenia. Takim miał być Timo Lahti. Tymczasem Fin spisuje się poniżej oczekiwań. W meczu przeciwko Orłowi zdobył tylko pięć punktów. W Starcie wraca problem z ubiegłych lat.

- Na lidera kontraktowany był Timo Lahti. Tutaj znowu było troszeczkę poniżej oczekiwań. Powtarzają się demony z poprzednich lat. Mamy wyrównaną drużynę bez wyraźnego lidera. Trzeba nad tym pracować. Trzeba zbudować takiego lidera. Cały czas jestem zadowolony z Frederika Jakobsena. Popełnił sporo błędów, ale wyciąga wnioski i mocno pracuje nad sobą - podkreśla menedżer czerwono-czarnych.

W Łodzi ani jednego punktu nie zdobył Marcel Studziński. Rafael Wojciechowski widzi jednak pozytywy.

- Sama jazda Marcela jest już dużo lepsza. Myślę, że zapanowaliśmy nad stresem, który go paraliżował. Specjalnie dałem mu próbę toru. Niestety, pojawiła się złośliwość rzeczy martwych. Przy okazji biegu juniorskiego w jego motocyklu zatarł się silnik. Częściowo miało to wpływ na jego wynik. Będziemy nad nim pracować. W tej chwili jest numerem dwa. Depczą mu po piętach inni juniorzy, ale na razie nie są gotowi, by go zastąpić - podsumowuje.

Czytaj także:
- Żużel. Rośnie przewaga Apatora, za nim robi się coraz większy ścisk. Zobacz tabelę i statystyki eWinner 1. Ligi
Żużel. Stal - Motor. Domowy rajd czas zacząć. Ciśnienie w Gorzowie największe od lat

Komentarze (4)
avatar
AMON
9.08.2020
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Odjechać ten sezon spokojnie i jesienią zastanowić się co dalej kto będzie nowym menadżerem i z jakimi zawodnikami będzie trzeba się rozstać ale wszystko na spokojnie :) 
avatar
surge
9.08.2020
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Etam jeden lider to by było za mało przy tak dysponowanych gospodarzach. Zresztą jak goście totalnie gubią setupy w drugiej części meczu, to nie mają prawa liczyć na sukces. 
avatar
mmaciej87
8.08.2020
Zgłoś do moderacji
2
0
Odpowiedz
Tak Jura musi wrócić. Nie tylko po to by jeździć. Jest kapitanem z prawdziwego zdarzenia. Człowiek który nie narzuca presji, robi atmosferę i mówi jak można się bawić żużlem. A co do Studziński Czytaj całość
avatar
NaturalBornLeader
8.08.2020
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
Rafalala musi się przejechać do Chorwacji po Jurka, żeby ten jeszcze raz chciał umrzeć za Start. W końcu chłop ma ze Startem podpisany 10-letni kontrakt.