Żużel. Grand Prix w czasach zarazy. BSI skorzysta z polskich rozwiązań. Nie będzie tłumu fotoreporterów przed podium

WP SportoweFakty / Łukasz Trzeszczkowski / Bartosz Zmarzlik  w GP.
WP SportoweFakty / Łukasz Trzeszczkowski / Bartosz Zmarzlik w GP.

Żużlowcy walczący w tym roku o medale w Grand Prix muszą mieć nie tylko formę, ale i aktualne badania na COVID-19 z wynikiem negatywnym. Nie mogą mieć gorączki. Temperatura będzie sprawdzana przy wjeździe na stadion.

W tym artykule dowiesz się o:

W piątek i sobotę startuje Grand Prix. Dwie pierwsze rundy cyklu o mistrzostwo świata odbędą się na Stadionie Olimpijskim we Wrocławiu. Wciąż trwa sprzedaż biletów na to wydarzenie. Trybuny mają się zapełnić w 50 procentach. W tym roku, w związku z koronawirusem, impreza będzie rozgrywana w zaostrzonym reżimie sanitarnym. Każdemu kibicowi przy kołowrotkach zostanie zmierzona temperatura. Będzie też obowiązkowa dezynfekcja rąk. Każdy musi mieć maseczkę. Tak jest na każdym meczu PGE Ekstraligi, tak będzie też na Grand Prix.

Zaostrzony reżim sanitarny będzie dotyczył zawodników. Ci jednak znają reguły gry, bo BSI, promotor cyklu GP, zamierza skorzystać z procedur znanych w PGE Ekstralidze, a wymyślonych przez PZM i Ekstraligę Żużlową. Informację potwierdził nam dyrektor BSI Phil Morris. Anglicy postępują słusznie, bo polskie procedury, jak dotąd, działają perfekcyjnie. Nawet dwa zakażenia (osoba funkcyjna w Rybniku, następnie mechanik jednego z zawodników PGG ROW-u) nie wprowadziły jakiegoś wielkiego zamieszania. Dzięki wydzielonym strefom wirus się nie rozprzestrzenił.

Reżim sanitarny na Grand Prix oznacza, że zawodnicy przed wjazdem na stadion będą mieli mierzoną temperaturę. Będą też musieli okazać aktualne badania na COVID-19 z wynikiem negatywnym. Już na samym stadionie będą wydzielone strefy bez krzyżujących się ciągów komunikacyjnych. Na Olimpijskim będzie sześć takich stref. Kontakt ludzi z poszczególnych stref będzie niemożliwy. Nie zabraknie jednak obrazków, jakie widzieliśmy w poprzednim sezonie, czyli dyrektora Morrisa nadzorującego prace nad nawierzchnią. On będzie w parku maszyn i oczywiście będzie mógł w każdej chwili wejść na tor.

Wiele stałych punktów programu jednak zniknie. Nie będzie prezentacji, jaką znamy. Dotąd cała szesnastka uczestników stała przed zawodami na murawie. Teraz każdy ma wyjeżdżać pojedynczo na motocyklu i robić rundę honorową. Dodajmy, że nie będzie treningu, a jedynie 40-minutowa próba toru w dniu imprezy. Nie będzie też ceremonii finałowej z udziałem mnóstwa fotoreporterów. W poprzednich latach pod podium odbywały się dantejskie sceny. Tam się dosłownie roiło od ludzi z aparatem. Teraz będzie ich najprawdopodobniej dwóch. Oficjele wręczający puchary pojawią się, ale będą musieli mieć aktualne testy na koronawirusa.

W przypadku wirusa niczego nie można być pewnym, ale w lidze Wrocław wyjątkowo dobrze radził sobie z wprowadzaniem i egzekwowaniem zaleceń PZM i Ekstraligi. Porządek był tak na trybunach, jak i w parku maszyn. W ogóle to BSI ma duże szczęście, że na stole leżą sprawdzone rozwiązania, a 6 z 8 tegorocznych rund odbędą się w Polsce. Jest szansa, że dzięki temu cykl przebiegnie bez zakłóceń.

Czytaj także:
Łogaczow: Wszyscy moi kumple w Rosji już mieli koronawirusa
Lebiediew wraca do Rybnika i powalczy o miejsce w składzie na mecz z Unią

ZOBACZ WIDEO Żużel. Płaci podatki, dlatego dostał dziką kartę

Źródło artykułu: