Żużel. Marek Grzyb: Prezes Włókniarza sam zgotował sobie ten los. Mam apel do trenera Cieślaka [WYWIAD]

WP SportoweFakty / Dawid Lis / Na zdjęciu: Marek Grzyb
WP SportoweFakty / Dawid Lis / Na zdjęciu: Marek Grzyb

- Czasami lepiej kupić lusterko i w nie spojrzeć. Prezes Włókniarza wolał szukać winnych w całej Polsce i jego kłamstwa zostały obnażone. Werdykt KOL jest w stu procentach słuszny - komentuje prezes Moje Bermudy Stali Marek Grzyb.

[b][tag=62126]

Jarosław Galewski[/tag], WP SportoweFakty: Rozumiem, że orzeczenie KOL w sprawie meczu Eltrox Włókniarz - Moje Bermudy Stal przyjął pan ze satysfakcją?[/b]

Marek Grzyb, prezes Moje Bermudy Stali Gorzów: Trudno mówić o zadowoleniu. Powiedziałbym, że po prostu szanuję decyzję KOL. Wydaje mi się ona w stu procentach słuszna. Przyzwyczaiłem się już, że o meczach Stali i Włókniarza mówi się w tym roku najwięcej. Ostatnio słyszałem nawet żart, że w piątek wprawdzie nie pojechaliśmy, ale przecież nasze dwa spotkania i tak zdążyły się w tym roku odbyć.

Niektórzy mówią, że w decyzjach KOL nie ma konsekwencji i pytają, dlaczego nie było walkowera w Gorzowie, skoro był w Częstochowie.

A ja odpowiadam, że tych dwóch spraw nie można ze sobą wiązać. W Gorzowie mieliśmy do czynienia z wydarzeniem losowym. Pożar spowodował, że mecz należało powtórzyć. W Częstochowie mieliśmy świadomą ingerencję Michała Świącika. To zdumiewające, bo zrobił to ktoś, kto w żużlu jest od wielu lat. Teraz jako dorosły człowiek musi ponieść konsekwencje swoich czynów. Przykre jest tylko to, że szukał wszędzie winnych. Oskarżał trenera Marka Cieślaka, a ludzie z Częstochowy wypowiadali się niezbyt pochlebnie także na mój temat. Lawirowania faktami było sporo, ale wyszło, że Michał kłamał i to zostało obnażone. Tak naprawdę to sam zgotował sobie los, z którym musi się teraz zmierzyć. Szukanie winnych w całej Polsce było jego błędem. Czasami lepiej kupić sobie lusterko i w nie spojrzeć.

ZOBACZ WIDEO Żużel. Płaci podatki, dlatego dostał dziką kartę

Do sezonu 2020 z Michałem Świącikiem przystępowaliście jako przyjaciele. Rozumiem, że teraz to już nieaktualne?

To wszystkie wydarzenia nie mają żadnego przełożenia na mój stosunek do Częstochowy i ludzi, którzy tam mieszkają. To jest sport i rywalizujemy ze sobą. Najważniejsze, żeby do wszystkiego podchodzić z pewnym dystansem. Prawda jest taka, że życie prędzej czy później weryfikuje fakty. W przypadku Stali Gorzów stało się to nieco później.

O czym pan teraz mówi?

Kiedy zapaliła się rozdzielnia w Gorzowie, to strona częstochowska oczekiwała od sędziego zasądzenia walkowera. Dopiero później umiejętnie zagrali faktami, odwrócili kota ogonem, zaczęli mówić o powtórce i duchu sportu. Przy tej okazji chciałbym poprosić o zabranie głosu trenera Cieślaka. Niech opowie wszystkim kibicom, co wtedy krok po kroku działo się w parku maszyn. Kiedy my gasiliśmy pożar, Włókniarz mierzył nam czas i sugerował dodatkowo, że nie mamy agregatów, co było kompletną nieprawdą. Dopiero później zmienili całkowicie front i opowiadali o powtórce. To wszystko wydarzyło w dniu moich urodzin, na które strona częstochowska była zaproszona. Apeluję zatem do trenera Cieślaka, bo wybiórcze przedstawienie faktów sprawiło, że w moim kierunku powędrowało wiele nieprzychylnych opinii. A już wtedy mieliśmy do czynienia z lawirowaniem ze strony Włókniarza.

Łukasz Banaś, częstochowski radny, który wspiera klub z Częstochowy, powiedział niedawno, że mecz Włókniarza ze Stalą należy powtórzyć i dodał, że nauczka na przyszłość jest taka, że nie warto okazywać innym serca, jak zrobił to prezes Świącik. To była aluzja w pana kierunku.

Nie było go wtedy w parku maszyn i powinien zapoznać się z faktami, zanim zacznie się na mój temat wypowiadać. Kreowanie wyroków przez osoby, które nie znają tematu, jest dla mnie śmieszne.

KOL ukarała także pana za słowa o drukarni. Musi pan zapłacić 10 tysięcy złotych kary.

Z werdyktem KOL nie będę dyskutować. Biorę to na klatę.

Finał tej historii jest taki, że Stal zdobywa kolejne trzy punkty, wskakuje na czwarte miejsce w ligowej tabeli i ma szansę na play-off. A jeszcze niedawno nie chciał w ogóle stawiać takiego celu przed drużyną.

Byłbym niespełna rozumu, gdybym nie widział szansy, która otwiera się teraz przed drużyną. Powtórzę jednak to, co mówię zawodnikom przed każdym meczem - relaks, uśmiech i robimy swoje. Stal jedzie obecnie na dużym luzie. Nie ma u nas żadnej presji. Po drodze podejmujemy racjonalne decyzje, które zapadają wspólnie po konsultacjach z trenerem i zawodnikami. Atmosfera jest rodzinna i domowa. Z meczu na mecz się rozpędzamy.

Przyzna pan jednak, że play-off po takim sezonie to byłoby coś.

To byłaby historia na niezły film. Cieszyłem się, że odbiliśmy się od dna. Kiedy wygraliśmy pierwszy raz, to nie spodziewałem się, że podskoczymy tak wysoko. Taki scenariusz nie pojawiał się w mojej głowie nawet w najpiękniejszych snach. Teraz w końcu sprzyja nam szczęście, którego wcześniej nie było, bo mieliśmy cały czas pod górkę. Stal Gorzów w końcu jest prawdziwą drużyną i na pewno nie odpuścimy. To mogę obiecać.

Zobacz także:
Markuszewski: Trudno będzie znaleźć następcę Łaguty
Karol Żupiński zbiera pieniądze

Źródło artykułu: