W piątek i sobotę zaczynamy zabawę pod roboczą nazwą Pandemic FIM Speedway Grand Prix. W kalendarzu aż osiem rund i tylko dwa kraje. Sześć z nich odbędzie się w Polsce i dwa u naszych południowych sąsiadów - w Czechach. Inauguracja obwarowanego reżimem sanitarnym cyklu wypada we Wrocławiu. Mieście, gdzie z punktu widzenia urodzonego nad Wisłą kibica żużlowego, wszystko się zaczęło.
Kiedy poznaliśmy lokalizację turniejów, wielu ekspertów tylko uśmiechnęło się pod nosem. Dominowało przekonanie, że terminarz jest idealnie skrojony pod Bartosza Zmarzlika i nikt mu nie podskoczy. Zwłaszcza, że obrońca tytułu dostał w gratisie dwie rundy na domowej ziemi - w Gorzowie. Na dodatek Polak wszedł parę tygodni temu na niebotyczny poziom. Machina ruszyła, a kto będzie w stanie ją zatrzymać?
Zabawowo oraz w ramach ciekawostki spojrzałem na klasyfikację średnich w PGE Ekstralidze. I gdyby medale przyznawano według powyższego klucza, dublet ustrzeliliby Rosjanie. Złoto w Toruniu odebrałby Emil Sajfutdinow, a srebro Artiom Łaguta. Brąz przypadłby Zmarzlikowi. W klasyfikacji konstruktorów Ashley Holloway zdetronizowałby Ryszarda Kowalskiego.
ZOBACZ WIDEO Żużel. Czarnecki stawia Witkowskiego do pionu
Suche statystki wezmą za parę godzin w łeb, choć wielkich odchyłów w wynikach względem tego kto rządzi w tym roku pewnie nie będzie. Czasem wyskoczy jakiś królik z kapelusza, lecz generalnie ci, którzy trzymają równy, wysoki poziom od początku sezonu nadal będą rozdawać karty. Do polsko-rosyjskiej koalicji należałoby doliczyć Martina Vaculika.
Na teraz w ścisłym gronie kandydatów do podium nie widzę Leona Madsena. Wicemistrz świata zatracił swój największy atut, zgubił gdzieś szybkie wyjścia spod taśmy, a i na trasie nie ma specjalnego błysku. Tylko, że to Madsen. Człowiek, który potrafi w jednej chwili zrobić coś z niczego. Jakiś czas temu usłyszałem, że 31-latek dostał w parku maszyn ksywę ślizgacz. A to dlatego, że potrafi się przebujać cały turniej niewidoczny, by wytoczyć działa w najważniejszym momencie, korzystając z błędów przeciwników. Oddając cesarzowi, co cesarskie, to też sztuka.
Nieco dalej, w grupie pościgowej, czai się wrocławski tandem w osobach - Taia Woffindena i Macieja Janowskiego. Atut domowego owalu na dzień dobry daje duże pole do popisu. Może nakręcić na kolejne rundy. Nasz rodak to w bieżących rozgrywkach stempel solidności i gwarancja jakości na wysokim poziomie. 29-latek kilka razy otarł się o medal, zawalając finisz cyklu.
Problem w tym, że trafili się jeszcze mocniejsi niż zazwyczaj Sajfutdinow i Łaguta, którzy mogą skutecznie zatarasować drogę do krążków. O ósemkę w jego przypadku nie powinniśmy się jednak martwić. Podobne odczucia towarzyszą nam przy Patryku Dudku. Najbardziej prawdopodobne lokaty to te od 5-8. Od Janowskiego odróżnia go to, że on już swój medalowy skalp odhaczył.
Specyfika dwudniówki na jednym obiekcie będzie premiowała szybkie wyciąganie wniosków i mocny mental. Obie cechy idealnie pasują do Zmarzlika, po którym nie widać żadnych emocji. W paddocku jest jak idealnie zaprogramowana maszyna do wygrywania. On jak nikt inny potrafi na trzy godziny wyłączyć bezpiecznik z napisem "otoczenie" i skupić się na zadaniu. Punktacja rywali absolutnie go nie interesuje. Gdy Bartosz jest w top formie, poza jednorazowymi wybrykami nikt nie ma do niego podjazdu. Będę bardzo zaskoczony jeśli Zmarzlikowi zakłóci ktoś marsz pod drugi tytuł z rzędu.
W czarne konie ubraliśmy dwóch reprezentantów Motoru Lublin - Mikkela Michelsena i Mateja Zagara. Niechciany w Częstochowie słoweński komandos jedzie sezon życia, niedawno w Gorican wygrywając Challenge zapewnił sobie stałe uczestnictwo w cyklu 2021. Głowa będzie czysta. Michelsen od dawna artykułował swoje niezadowolenie z powodu braku zaproszeń do GP. Jest niewyobrażalnie napalony na występy w rundach IMŚ, więc wkrótce powiemy "sprawdzam". Jeśli młody Duńczyk potwierdzi ogromny, możliwe że nawet największy w całej stawce, potencjał weryfikacja w jego przypadku nie będzie wcale brutalna. Kwestia uporządkowania tematów sprzętowych.
Tak wyszło, że na przeciwnym biegunie mamy inną klubową parę. Do worka z potencjalnymi rozczarowaniami wrzucamy stranieri Eltrox Włókniarza Częstochowa. Fredrik Lindgren i Jason Doyle nie rokują pozytywnie przed turniejami otwarcia. Ich wystrzał w GP byłby niezłym chichotem losu. W lidze cienie, szewska pasja u fanów Lwów gotowa.