Żużel. Rafał Dobrucki: Bez przerwy słyszę, że kończą nam się juniorzy. Na Anlasach, czy bez, mamy kolejne złoto [WYWIAD]

- Siódmy złoty medal z rzędu DMŚJ rodził się w bólach, ale taki, wydarty na finiszu tytuł smakuje znakomicie - mówi trener naszej reprezentacji Rafał Dobrucki. Gospodarzom - Duńczykom nie pomogło nawet kontrowersyjne ogumienie.

Kamil Hynek
Kamil Hynek
Rafał Dobrucki (z prawej) na zawodach reprezentacji WP SportoweFakty / Michał Krupa / Na zdjęciu: Rafał Dobrucki (z prawej) na zawodach reprezentacji.
Kamil Hynek, WP SportoweFakty: Gratulacje za zdobycie siódmego złotego medalu DMŚJ z rzędu. Wygrana w Outrup rodziła się w bólach, gospodarzy Duńczyków dogoniliście rzutem na taśmę? Rafał Dobrucki, trener reprezentacji Polski juniorów: Można tak powiedzieć. Początek był w naszym wykonaniu słaby. Na dzień dobry kiepsko trafiliśmy z polami startowymi. W pierwszej serii dostało nam się dwa razy trzecie i dwa razy czwarte. Na dodatek tor był bezpośrednio po opadach, co jeszcze mocniej nam skomplikowało sprawę. Po ściągnięciu nawierzchni i dosypaniu nowej można było się spodziewać że wejście w zawody nie będzie dla nas łatwe.

W mediach społecznościowych mignął mi fragment zawodów. Ktoś je na chwilę udostępnił na żywo. Byłem w szoku, przecież tam dłuższymi chwilami trwała walka nie z przeciwnikami, a o utrzymanie się na motocyklu. Warunki były bardzo trudne.

Faktycznie nawierzchnia sprawiała chłopakom dużo kłopotów. Już po pierwszym, drugim biegu wytworzyły się potężne koleiny. Nie było tak tragicznie, gdy ktoś wysunął się na prowadzenie. Zawodnik znajdujący się na prowadzeniu wybierał sobie ścieżki i w miarę bezpiecznie pokonywał cztery okrążenia. Po przegranym wyjściu spod taśmy, jadąc na dalszych pozycjach, zawodnicy często nadziewali się na mokrą i ciężką breje, która hamowała zapędy.

Zgłaszaliście, albo może inne reprezentacje protest, że tor jest zbyt niebezpieczny?

Chcieliśmy odjechać zawody. Przekładanie turnieju na następny dzień mijało się z celem. Patrzyliśmy na prognozy. Zapowiadały się jeszcze bardziej niekorzystnie. Trzeba jednak podkreślić, że ten tor wizualnie nie był tragiczny. Jego problemem było to, że błyskawicznie się rozsypał. Praktycznie po dwóch biegach koleiny były od wejścia do wyjścia z łuku.

ZOBACZ WIDEO Żużel. Doping technologiczny? Instytucje powinny być krok przed kreatorami nowinek

To prawda, że im dalej w las tym ten tor stawał się coraz lepszy i to wam trochę pomogło w gonieniu Duńczyków?

Gospodarze starali się robić wszystko, żeby tor doprowadzić do porządku. Co dwa biegi zarządzano kosmetykę. Łatwo więc sobie wyobrazić, jakie były warunki. Później jego stan poprawił się na tyle, że zobaczyliśmy walkę na dystansie. Myślę, że to pomogło wszystkim ekipom, przede wszystkim, żeby dojechać zawody do końca.

W pewnym momencie traciliśmy już do gospodarzy osiem punktów.

Zdawaliśmy sobie sprawę, że pierwsza seria będzie ciężka. Pola zewnętrzne zazwyczaj nie są handicapem tym bardziej w takich warunkach jakie mieliśmy w Outrup. Rozmawialiśmy przed turniejem i nasz plan zakładał, aby wycisnąć z niej maksa. Co warte podkreślenia nasi główni przeciwnicy byli porozstawiani na skrajnych polach. Duńczycy na starcie mieli ten układ zdecydowanie łatwiejszy.

Bardzo szybko skorzystał pan z dżokera. Dominik Kubera stanął na wysokości zadania i część dystansu udało się odrobić. To wam dało solidną dawkę optymizmu na decydującą fazę turnieju?

Właściwie nie było na co czekać. Stworzyła się taka sytuacja, a Dominik właśnie po to był wpisany na rezerwę. To był nasz człowiek od zadań specjalnych. Nie pierwszy raz zresztą.

W połowie zawodów, gdy byliśmy jeszcze w odwrocie, poczytałem trochę komentarzy. Wśród kibiców przeważały opinie, że pojawiło się parę "hopek", dziurek i nauczeni jazdy na równych jak stół torach Polacy nie istnieją.

Tor był taki sam trudny dla wszystkich reprezentacji. Poszukiwania, czemu było tak, a nie inaczej rozpocząłbym od powrotu do tematu pól startowych. Duńczycy weszli na finiszu zawodów w nasze buty i efekt był podobny. Tor pozwalał na walkę w drugiej połowie turnieju, dzięki czemu było kilka mijanek. Nasi zawodnicy jeśli nie wygrywali startów skutecznie ścigali się na dystansie. Z każdą serią byliśmy szybsi, chłopacy wprowadzali dobre korekty w sprzęcie i ostatnia seria była nasza.

Tytuł wydarty na finiszu, co więcej na terenie najgroźniejszego oponenta smakuje lepiej niż taki, w którym prowadzi się od pierwszej do ostatniej gonitwy?

Zdecydowanie tak. Duńczycy wychowali obiecującą generacją zawodników. W sobotę chyba się podpalili, uwierzyli w sukces za wcześnie. To ich zgubiło. My znajdujemy się na wysokim poziomie od dawna, ale należy liczyć się z tym, że przyjdą gorsze czasy, więc nie tracimy czujności. Pokora i praca ponad wszystko. Inne nacje też zaczynają mocniej nacierać. Wśród Brytyjczyków jest kilka perełek, no i Łotysze, z Outrup wyjechali poturbowani, lecz prawdopodobnie pierwszy raz zderzyli się z tak trudnymi warunkami.

W Polsce, co roku powtarzamy, że pewien rozdział się kończy, zdolni młodzieżowcy przechodzą do grona seniorów i za chwilę mówiąc kolokwialnie wpadniemy w czarną otchłań, juniorski niebyt i nie będzie kim "szyć".

Ja to zdanie słyszę od siedmiu lat. Oczywiście jest pewna prawidłowość i tego nie unikniemy. Trzeba jednak dostrzec, iż inne nacje zaliczają progres. Dyskutowaliśmy o tym przed sekundą. Inna sprawa, że poziom na świecie ogólnie się wyrównał i nie chodzi tylko o kategorie wiekową do lat 21. Wszyscy mają dostęp do tej samej klasy sprzętu... chociaż może nie do końca.

To znaczy?

Opony Anlas były dla nas nieosiągalne, mimo że szukaliśmy w Polsce oraz poza granicami. Duńczycy na przykład dysponowali ogumieniem tego producenta. Ale zostawmy to. Z oponami czy bez, mamy siódmy krążek z najcenniejszego kruszcu z rzędu!

CZYTAJ TAKŻE: Walka o play-off często elektryzowała
CZYTAJ TAKŻE: Gra o milion w PGE Ekstralidze. Cztery kluby jadą o wielkie pieniądze

KUP BILET NA 2024 ORLEN FIM Speedway Grand Prix of Poland - Warsaw -->>

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×