Żużel. Grand Prix. Zmarzlik balansował na cienkiej linii. Wyciągnął, ile się dało [KOMENTARZ]

WP SportoweFakty / Tomasz Jocz / Na zdjęciu: Bartosz Zmarzlik
WP SportoweFakty / Tomasz Jocz / Na zdjęciu: Bartosz Zmarzlik

Bartosz Zmarzlik w piątkowy wieczór był o krok od tego, by zaprzepaścić szanse na obronę tytułu IMŚ. Dużo nie brakowało, by nie awansował do półfinału. Ostatecznie ten wieczór i tak ułożył się po myśli Polaka, bo w finale zabrakło Fredrika Lindgrena.

Wielu zastanawiało się, co lub kto może stanąć na drodze Bartosza Zmarzlika do drugiego tytułu mistrza świata. W piątkowy wieczór okazało się, że ułamek sekundy dekoncentracji mógł naszego żużlowca kosztować bardzo wiele. Upadek w wyścigu piątym zmroził krew w żyłach polskich kibiców. Zmarzlik popełnił błąd, który mógł mieć opłakane skutki. Raz, że groziło to kontuzją, a dwa stracił pewne punkty, które w kontekście walki o awans do półfinałów były bezcenne.

W sporcie, jak w życiu potrzeba trochę szczęścia. Bartosz Zmarzlik miał je w piątkowy wieczór. Do finału nie awansował bowiem najgroźniejszy rywal Polaka, Fredrik Lindgren, który przegrał półfinał. Zmarzlik chwilę wcześniej balansował na cienkiej linii, bo groziło mu zakończenie zawodów po rundzie zasadniczej.

W ciągu dosłownie kilkunastu minut diametralnie zmieniła się perspektywa naszego mistrza świata. Wrócił z przedsionka piekielnej otchłani znów przed bramy raju. W wielkim stylu awansował do finału, pokazując mistrzowską klasę. Decydującego wyścigu nie rozegrał tak jak chciał, ale najważniejsze dla niego, że nie stracił dużo w stosunku do Taia Woffindena. Brytyjczyk odrobił do Polaka tylko dwa punkty.

ZOBACZ WIDEO Prosty i złożony problem Krzysztofa Kasprzaka. Potrzebuje nowych wyzwań?

Zwiększył natomiast przewagę nad nienasyconym Fredrikiem Lindgrenem. Szwed w piątek był szybki, ale w decydującym momencie przegrał z Maxem Fricke i Maciejem Janowskim. To był bodajże najważniejszy moment tego wieczora w kontekście walki o tytuł indywidualnego mistrza świata.

Losy tytułu nie są jeszcze absolutnie rozstrzygnięte. Bartosz Zmarzlik polskich kibiców wystawił na ogromną próbę nerwów, niemalże dokładnie tak jak przed rokiem, gdy w finałowym turnieju na Motoarenie zdobył pierwsze w karierze złoto.

Mistrzu Bartoszu, prosimy w sobotę o odrobinę wyrozumiałości dla naszych skołatanych serc. Pewnie, że dramatyczny sukces smakuje może bardziej, ale Ty już nam w tym sezonie dałeś tyle emocji, że pieczęć na drugim złotym medalu może odbyć się bez takiej dramaturgii.

Zobacz także: Polska dominacja przerwana w Pardubicach
Zobacz także: Zmarzlik utrzymał fotel lidera cyklu Grand Prix

Źródło artykułu: