Od niedzielnego wieczoru trwa zamieszanie wokół osoby Nielsa Kristiana Iversena. Duńczyk upadł w dziesiątym wyścigu meczu pomiędzy Moje Bermudy Stalą Gorzów a Betard Spartą Wrocław, a jadący za nim Tai Woffinden nie miał czasu na reakcję i przejechał motocyklem po Iversenie.
Wypadek wyglądał fatalnie, a sam Iversen ewidentnie nie czuł się najlepiej. Lekarz zawodów nie uznał jednak duńskiego żużlowca za niezdolnego do dalszej jazdy, co wywołało szereg komentarzy.
Tymczasem Iversen przeszedł badania w gorzowskim szpitalu i nie wykazały one niczego niepokojącego. - Zostałem prześwietlony i nie ma żadnych złamań. Dostałem mocne uderzenie w żebra i w tym miejscu pojawiły się siniaki, więc zatrzymano mnie jedynie na obserwacji, aby mieć pewność, że nic złego się ze mną nie dzieje - powiedział doświadczony zawodnik duńskiemu "Ekstrabladet".
ZOBACZ WIDEO Prosty i złożony problem Krzysztofa Kasprzaka. Potrzebuje nowych wyzwań?
Mniej szczęścia w całej sytuacji miał Woffinden, który złamał rękę i przedwcześnie zwieńczył sezon 2020. Iversen jest świadom tego, że dla niego kraksa mogła się zakończyć znacznie gorzej. - Bolą mnie tylko żebra i jestem mocno poobijany, ale zostałem już wypisany ze szpitala - dodał.
Iversen nie ukrywa przy tym, że jego wypadek wyglądał groźnie, ale miał też już wiele takich sytuacji w swoim życiu. - Jest jak jest. W swojej karierze wielokrotnie brałem udział w wypadkach. Nie wiem, czy ten był najgorszy. Wszystko działo się bardzo szybko i pechowo - skomentował 38-latek.
- W tym sezonie miałem już kilka urazów. Ten rok jest dla mnie tak naprawdę do bani. Teraz został już tylko tydzień do końca sezonu 2020, a potem nie ma już wyścigów w moim kalendarzu. Nie pozostaje mi nic innego, jak patrzeć na zegarek i zastanowić się, kiedy znów będą mógł wsiąść na motocykl - podsumował Iversen.
Czytaj także:
Bartosz Zmarzlik - mistrz i najdroższy zawodnik świata
Bartosz Zmarzlik dedykuje tytuł rodzinie