Kluby PGE Ekstraligi na piątkowych meczach mogły zapełnić 50 proc. trybun. W niedzielę podczas rewanżów obiekty zapełnią się już tylko w 25 proc. Absurd? Nie. Decyzją rządu, żółta strefa i poważniejsze restrykcje obowiązują w całym kraju począwszy od soboty, 10 października. To reakcja na rekordowe wzrosty zakażeń koronawirusem. Nowe obostrzenia mają wyhamować rozprzestrzenianie się COVID-19.
Dla klubów walczących o medale PGE Ekstraligi decyzja została podjęta w takim momencie, że gospodarze niedzielnych spotkań we Wrocławiu i Lesznie stracą sporą pieniędzy względem rywali z Zielonej Góry i Gorzowa.
Skoro planując i organizując mecz na początku tygodnia, jest się zaskakiwanym nowymi restrykcjami kilka dni później, to jak w ogóle planować sezon 2021, który ma się wydarzyć za parę miesięcy?
ZOBACZ WIDEO Limitery miały doprowadzić do oszczędności, ale poszło to w drugą stronę
Abstrahując od zasadności obecnych regulacji, współczuję prezesom. Część z nich dogadała się już z zawodnikami pod kątem sezonu 2021, inni dopiero siadają do rozmów transferowych. Jakie pieniądze zaoferować tym najbardziej rozchwytywanym żużlowcom? Jak planować budżet klubowy, nie wiedząc ilu kibiców będzie mogło wejść na trybuny w przyszłym roku?
Czy w ogóle ruszać ze sprzedażą karnetów, które przecież zimą stanowią ogromny zastrzyk gotówki dla klubów, skoro nie wiadomo, czy później wszyscy posiadacze całorocznych wejściówek wejdą na trybuny?
Można już stwierdzić z niemal 100 proc. pewnością, że żużlowy sezon 2021 też będzie się odbywać z koronawirusem w tle. Szczepionka na COVID-19 ciągle jest opracowywana i raczej nie rozwiąże naszych problemów w najbliższych miesiącach. Oczekiwałbym, że sternicy PGE Ekstraligi już teraz pochylą się nad pewnymi kwestiami, tak aby zawodnicy nie byli zaskoczeni w przyszłym roku.
Czy polska liga wróci do skoszarowania zagranicznych żużlowców, jeśli liczba przypadków COVID-19 będzie stosunkowo wysoka? Czy zawodnicy dostana zgodę na jazdę w innych ligach w takich warunkach, skoro sprzyjać to będzie transmisji wirusa?
Może warto pomyśleć o tym, by stawki żużlowców w danym meczu były uzależnione od tego, ilu widzów będzie mogło znaleźć się na trybunach podczas danego spotkania? Bo nie ukrywajmy, że wypełnienie stadionu w 25 czy 50 proc., to różnice liczone w dziesiątkach tysięcy złotych.
Tyle że jak mamy wymagać od PGE Ekstraligi i żużlowych prezesów planowania na kilka miesięcy do przodu i myślenia w dłuższej perspektywie, skoro nawet nasz rząd potrafi podejmować decyzje z dnia na dzień, zaskakując obywateli. To już jednak zupełnie inna historia.
Czytaj także:
Piotr Rusiecki - Midas polskiego żużla
Szymon Woźniak z ławki w zespole do kadry Polski