Żużel. Piotr Rusiecki - Midas polskiego żużla. Czego się nie dotknie zamienia w złoto. Przetopi także Stal?

WP SportoweFakty / Jakub Brzózka / Na zdjęciu: Piotr Rusiecki na fecie z okazji złotego medalu Unii Leszno w sezonie 2017
WP SportoweFakty / Jakub Brzózka / Na zdjęciu: Piotr Rusiecki na fecie z okazji złotego medalu Unii Leszno w sezonie 2017

Piotr Rusiecki, niczym mityczny król Midas, od kiedy jest w Unii Leszno, praktycznie wszystko zamienia w złoto. W weekend jego klub ma szansę na czwarty z rzędu tytuł DMP. W biznesie skupuje kolorowe metale. W żużlu upodobał sobie złoty kolor medali.

[tag=38438]

Piotr Rusiecki[/tag] z rodzinnej firmy, która siedzibę ma w miejscowości Przysieka, uczynił giganta na skalę światową. Z klubu, który zawsze zajmował ważne miejsce na żużlowej mapie kraju, stworzył walec, który rozjeżdża kolejnych rywali. - Myślę, że jest to dobry zarządca, który świetnie kieruje Unię Leszno. Do tego jest fajnym człowiekiem, który ma bardzo dobry kontakt z drużyną. Potrafi zaufać sporej rzeszy ludzi, która pracuje na ten klub. To też jest bardzo ważne - mówi nam o Piotrze Rusieckim jego imiennik, Piotr Baron, trener Fogo Unii Leszno.

- Piotr Rusiecki jest kontynuatorem tego, co zostawił Józef Dworakowski. Kierunek działań był wyznaczony na tworzenie maksymalnie polskiego klubu. To się naprawdę bardzo sprawdziło, choćby dlatego, że dzięki właśnie takiej filozofii jest dobra komunikacja wewnątrz drużyny - uważa Ireneusz Maciej Zmora, były prezes Stali Gorzów, z którą Fogo Unia Leszno toczyła zacięte boje o złoto w PGE Ekstralidze.

Nie pasjonat, a wręcz fanatyk żużla

- Nasz prezes nie jest pasjonatem żużla. Nasz prezes jest fanatykiem tego sportu - podkreśla Piotr Baron, który od czterech lata pracuje w Lesznie. - To była dość szybka rozmowa - wspomina swoje negocjacje z Fogo Unią trener mistrzowskiej drużyny. - Był wówczas nie tylko prezes Rusiecki, ale także pozostali udziałowcy klubu. Doszliśmy do wniosku, że obydwa bieguny chcą osiągnąć coś w sporcie. Spodobała mi się ta wizja, a Unia Leszno obdarzyła mnie zaufaniem i z tego się bardzo cieszę - podkreśla człowiek, który współtworzył sukcesy Betard Sparty Wrocław, a po sezonie 2016 przeniósł się do Leszna.

ZOBACZ WIDEO Dowhan mówi o przyszłości Vaculika. Kiepskie wieści dla RM Solar Falubazu

Fogo Unia nie wdrapała się na żużlowy szczyt przypadkowo. Sukcesy przyniosła konsekwentna praca, cierpliwość i pomysł na budowanie klubu opartego w dużej mierze na wychowankach. - Druga ważna kwestia to stawianie na szkolenie młodzieży - opisuje metody działania Rusieckiego Ireneusz Maciej Zmora. - To akurat w Lesznie od lat jest kontynuowane. My w Gorzowie staraliśmy się podążać podobną drogą, tak by juniorzy byli wychowankami klubu, a nie musieli być kontraktowani z zewnątrz - dodaje.

W Lesznie oprócz wychowywania własnej młodzieży, stworzono nowatorski projekt drużyny rezerw w Rawiczu, a także postanowiono na współpracę z australijską legendą Unii, Leigh Adamsem. To dzięki temu dziś w Lesznie przebierają w najzdolniejszych żużlowcach młodego pokolenia z Antypodów. - Kolejnym doskonałym ruchem, który wykonał Piotr Rusiecki jest współpraca z Kolejarzem Rawicz i szukanie młodych talentów w Australii. Współpraca z Leigh Adamsem procentuje i jak widać ma się cały czas doskonale. Rok temu zachwycał nas wszystkich Brady Kurtz, a w tym sezonie Jaimon Lidsey położył na łopatki całe towarzystwo - podkreśla Zmora.

Ma nosa do wyszukiwania talentów

Piotr Rusiecki otocza opieką młodych żużlowców z Antypodów, stwarza im doskonałe warunki do rozwoju, a później tylko cieszy się, jak wspaniałe przynosi to efekty. Jaimon Lidsey uczył się żużla w drugiej lidze, przebojem wdarł się do składu Fogo Unii, jest obecnie jednym z największych odkryć PGE Ekstraligi i świeżo upieczonym indywidualnym mistrzem świata juniorów. Prezes klubu traktuje go niemalże jak syna. Australijczyk mieszka w jego posiadłości i jeśli dalej tak się będzie rozwijał, może stać się kolejną legendą Unii na miarę Adamsa, który polecił go do klubu z Leszna.

Zaufanie do ludzi, którzy znają się na swoich fachu. To częsta cecha Piotra Rusieckiego wymieniana przez osoby z nim współpracujące. Prezes potrafi wysłuchać racji drugiego człowieka. - Często mamy różnice zdań. Nie myślimy zawsze tak samo. W życiu różnie bywa. Jak w dobrym małżeństwie, zdarzają się może nie kłótnie, ale różnice zdań. Wymieniamy się poglądami, ale w większości przypadków zawsze ciągniemy w jedną stronę - podkreśla Piotr Baron.

Gorąca głowa, a z drugiej strony wytrwany gracz

Piotr Rusiecki słynął swego czasu z tego, że to co myśli mówi bez ogródek. Jego wpisy w mediach społecznościowych budziły kontrowersje. - Powiedziałbym, że jest to z jednej strony gorąca głowa, a z drugiej wytrwany gracz - charakteryzuje prezesa Fogo Unii Ireneusz Maciej Zmora. - Czasami niektóre wypowiedzi Piotra Rusieckiego na twitterze mogły budzić pewne kontrowersje, ale potrafił się szybko zreflektować i te sytuacje prostować. Jest porywczy i zdecydowany, ale ja w rywalizacji z Fogo Unią Leszno, nie spotkałem się nigdy ze złym przyjęciem z jego strony - podkreśla były prezes Stali Gorzów.

Bez względu na wszystko liczy się przecież sportowa rywalizacja i szacunek do przeciwnika. Tego absolutnie prezesowi Unii nie można odmówić, co podkreślają dawni rywale. - Zwyczajem było to, że kiedy jechałem do Leszna czy to z Piotrem Rusieckim, czy członkami zarządu i właścicielami Unii, piliśmy przed meczem kawę. Tak samo działało to w drugą stronę, gdy Piotr Rusiecki przyjeżdżał do Gorzowa - wspomina Zmora.

- Relacje pomiędzy naszymi klubami od zawsze były poprawne. Dotyczyło to również naszych poprzedników, czyli prezesa honorowego Władysława Komarnickiego i Józefa Dworakowskiego. Oni się dogadywali bez problemów. Nam z Piotrem też było po drodze. Nie było nigdy żadnych animozji. Wyłącznie sportowa rywalizacja i szacunek dla rywala - podkreśla Ireneusz Zmora.

Fogo Unia Leszno w niedzielę może po raz czwarty z rzędu, a piąty w erze Piotra Rusieckiego założyć mistrzowską koronę. Jest faworytem finału z Moje Bermudy Stalą Gorzów. Prezes klubu jest faktycznie jak ten mityczny król Midas. Czego się nie dotknie zamienia w złoto. Nie tylko na krajowym podwórku. Miał indywidualnego mistrza świata juniorów, Bartosza Smektałę. Mógł mieć kolejnego leszczynianina, Dominika Kuberę, ale mistrzem został Jaimon Lidsey. Złoto i srebro IMŚJ zostało w leszczyńskiej rodzinie. W biznesie Rusiecki obraca na dużą skalę złomem. W sporcie upodobał sobie najcenniejszy kruszec - złoto.

Zobacz także: Motocykl elektryczny zmierzy się z klasycznymi
Zobacz także: Metamorfoza Szymona Woźniaka. Z ławki do kadry na SoN

Komentarze (11)
avatar
RECON_1
9.10.2020
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Nie oszukujmy sie ale sa.pieniadze ,sa nazwiska,sa.sukcesy,bez nich nawet on by nic nie zdzialal bonjak mowi przyslowie z pustego to i Salomon nie naleje. 
avatar
gryf
9.10.2020
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Nie Midas tylko Mitas, a jak już to Anlas! 
avatar
Kacper.U.L
8.10.2020
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Żaden Midas.Jazon i Argonauci.Nawet Emil złotówa w sandałkach wiązanych na sznurki zaczął szybciej wiosłować tym kanoe:) 
avatar
SpartyFan
8.10.2020
Zgłoś do moderacji
4
1
Odpowiedz
Mniejsza o szczegóły: fajnie się patrzy na Unię Leszno z małego, a przeciez żużlowo wielkiego miasta. 
avatar
Andrzej Łukaszewski
8.10.2020
Zgłoś do moderacji
1
2
Odpowiedz
Redaktorze Kmiecik, czy pan rozumie co pisze? Czego się nie dotknie zamienia w złoto, a co się stanie kiedy czegoś dotknie, może zamieni się w błoto lub coś brzydszego. Kto was na studiach uczy Czytaj całość