- Nie życzę tego nikomu. Leżałem w szpitalu wiele razy. Czasami były sytuacje na krawędzi, ale takiej traumy jeszcze nie przeżyłem. Mój stan był ciężki. Można powiedzieć, że walczyłem o życie - mówi nam były prezes i główny sponsor klubu żużlowego z Łodzi.
Choroba Witolda Skrzydlewskiego sprawiła, że wszystko inne zeszło na dalszy plan. - Pierwszy raz nie urzędowałem w firmie na Wszystkich Świętych. To była jednak wielka lekcja. W tym trudnym dla mnie czasie okazało się, kto jest kim. Nastąpiła weryfikacja ludzi, którzy są wokół mnie. Jeśli chodzi o wielu zawodników, to miałem wrażenie, że gdyby mogli, to wyjęliby mi poduszkę spod głowy. Dla nich najważniejsza była kasa, kasa i jeszcze raz kasa - podkreśla.
- Zapewniam, że nie leżałem w szpitalu ot tak. To trwa już dość długo. Na szczęście wielu zawodników zachowało się jak należy. Powiedzieli mi, że żużel żużlem, ale moje życie jest ważniejsze. Przekazali mi, że podpiszą takie kontrakty, jak trzeba, że zawsze się dogadamy i mam się tym w ogóle nie przejmować. Pan trener Skórnicki czy Saszka Łoktajew przyjechali do Łodzi i byli gotowi pomagać na Wszystkich Świętych w mojej firmie. Aż płakać mi się chciało. Na pewno im tego nigdy nie zapomnę - tłumaczy.
ZOBACZ WIDEO Żużel. #MagazynBezHamulców. Domagała, Sikora, Pawlicki, Frątczak i Kryjom gośćmi Galewskiego!
Główny sponsor Orła Łódź postanowił również zaapelować do wszystkich, którzy twierdzą, że koronawirus nie jest groźny i nie należy się nim specjalnie przejmować. - Apeluję do każdego, żeby zastanowił się, co robi na co dzień. Ludzie, którzy poddają to pod wątpliwość, powinni dwa razy pomyśleć, zanim coś powiedzą - przekonuje.
Skrzydlewski czuje się już lepiej. Jego stan poprawił się na tyle, że powoli myśli także o przyszłości Orła. Konkretów na razie jednak nie zdradza.
- Nie wiem, czego się spodziewać, bo ostatnio wszystko zeszło na dalszy plan. Jest jednak trener, który ma pełną swobodę w działaniu. To od niego zależy, jaką drużynę zbuduje. Na pewno nie ma żadnych szans, żeby u nas jeździł pan Tungate. To ekstraligowy zawodnik, który czuje, że będzie najlepszy. Nas na niego nie stać. Przez kilka sezonów jeździł u nas byle jak, ale jeden mu się udał i zmienił myślenie. Uważa, że jest mistrzem. Oczekiwałem od niego trochę innego zachowania. Wiedział, co się u mnie stało. Pieniądze są w życiu ważne, ale inne rzeczy jeszcze ważniejsze. Oby nie zderzył się w PGE Ekstralidze ze ścianą. A co do innych klubów, to życie zweryfikuje te składy. Zobaczymy, czy w marcu nie będzie przypadkiem renegocjacji kontraktów. Ja w odróżnieniu od niektórych widzę, co dzieje się na świecie - podsumowuje Skrzydlewski.
Zobacz także:
Brat wspomina Tomasza Jędrzejaka
Oto kolejny diament Romana Jankowskiego