Debata na temat ograniczenia startów żużlowców toczy się od lat. PGE Ekstraliga dąży do tego, by najlepsi zawodnicy świata rywalizowali tylko w Polsce - dałoby to możliwość swobodnego planowania kalendarza rozgrywek i rozwiązało problemy związane z brakiem terminów przy okazji przekładania spotkań.
Żużlowcom pomysł Polaków się nie podoba, bo oznacza dla nich mniejszą liczbę występów, a co za tym idzie - mniejsze zarobki. Wyraz temu dał już Nicki Pedersen. "Czy to naprawdę Polska powinna wpływać na wszystkie prawa i zasady w żużlu? Gdzie są inne kraje? I gdzie współpraca i szacunek między państwami?" - pytał kilka dni temu były mistrz świata.
- Wykorzystujemy pozycję dominatora na rynku. Nie mam co do tego wątpliwości - komentuje Marta Półtorak, była prezes Stali Rzeszów, której przepis ograniczający występy zawodnikom się nie podoba.
ZOBACZ WIDEO Prezes PZM tłumaczy, skąd wziął się przepis o zawodniku U24 i dokąd ma zaprowadzić polski żużel
- Płacimy najwięcej, to i więcej wymagamy. Przecież Polacy ratują światowy żużel. Gdyby nie my, to w tym roku cykl Speedway Grand Prix w ogóle nie doszedłby do skutku. Jeśli ktoś u nas nie jeździ, to w ogóle nie istnieje w speedwayu - dodaje Półtorak, która nie ma wątpliwości, że w ostateczności zawodnicy nie uciekną z PGE Ekstraligi.
Póki pensje wypłacane w najlepszej lidze świata są większe niż te, które można łącznie zgarnąć w Szwecji i Wielkiej Brytanii, to zawodnicy nie mają wyboru i będą podpisywać umowy w naszym kraju.
- Pytanie, czemu akurat ustawiono w nowym regulaminie, że poza PGE Ekstraligą może to być tylko jedna liga? A czemu akurat nie dwie? Na jakiej podstawie to wyliczono? - pyta Półtorak.
Odpowiedź na te pytania jest prosta. Całkowitego zakazu jazdy poza PGE Ekstraligą nie da się wprowadzić od razu. Aby nie wywołać buntu żużlowców, należy to robić stopniowo. Ograniczenie wyboru do dwóch lig to pierwszy krok. Najpewniej za kilka lat polscy działacze wykonają kolejny krok - będą wymagali od żużlowców jazdy tylko w jednym kraju.
Czytaj także:
Kariera Kasprzaka w Stali Gorzów w pigułce
Paweł Przedpełski brał pod uwagę tylko dwie oferty