Za Krzysztofem Buczkowskim fatalny sezon, o którym będzie chciał jak najszybciej zapomnieć. Był jednym z najsłabszych seniorów w PGE Ekstralidze (gorszą średnią uzyskał tylko Przemysław Pawlicki), zatem nic dziwnego, że jego przyszłość w najlepszej żużlowej lidze świata stanęła pod znakiem zapytania. Wydawało się, że lepszym kierunkiem byłyby przenosiny do eWinner 1. Ligi.
- Co do propozycji z pierwszej ligi, to mogę powiedzieć, że na pewno takie były. Natomiast nie rozsyłałem żadnych ofert do klubów ekstraligowych. Czekałem cierpliwie na swoją szansę, na drużynę, która chciałaby mnie zatrudnić - tłumaczy Buczkowski w rozmowie z "Dziennikiem Wschodnim".
Zdradza, że z klubów PGE Ekstraligi prowadził rozmowy jedynie z dotychczasowym pracodawcą - MrGarden GKM-em Grudziądz, do tego raz spotkał się z prezesem Motoru Lublin Jakubem Kępą. Efektem tego spotkania został kontrakt Buczkowskiego z lubelskim klubem.
ZOBACZ WIDEO Żużel. PGE Ekstraliga 2020: jak przygotować sprzęgło
- Miałem wrażenie, że chcemy tego samego - chcemy się porozumieć i dogadać. Wiem, że Kuba wyciągnął do mnie rękę, chcę z tego skorzystać i odwdzięczyć się w przyszłym roku - zaznacza Buczkowski.
Motor, transferem 34-latka, podjął spore ryzyko. Buczkowski w trakcie sezonu postara się jednak udowodnić, że było warto. Podkreśla, że jest nastawiony na ciężką pracę. Przyznaje też, że dzięki przeprowadzce do Motoru odzyskał motywację.
- Było mi strasznie ciężko i nie będę ukrywał, że kiedy nie ma wyników, to człowiek jest zrezygnowany. Było widać w moich wywiadach pomeczowych pod koniec sezonu, że mam tego już dość. Teraz jestem już w pełni zdrowy, mogę normalnie trenować - stwierdza Buczkowski.
Zobacz też:
Żużel. Motor Lublin z mniejszą kasą z miasta. Różnica jest ogromna
Żużel. Dominik Kubera: Motor rozwija się tak, jak żaden inny klub żużlowy w Polsce