Kiedy otrzymałem zaproszenie na zorganizowaną przez Warszawskie Towarzystwo Speedwaya, konferencję prasową w sprawie stadionu żużlowego w stolicy, pomyślałem sobie: "Ciekawe, kto go wybuduje? Może w końcu naprawdę odrodzi się żużel w stolicy?"
- Mało kto dziś pamięta, że w roku 1948 drużynowym mistrzem Polski był TKM Warszawa, a w latach sześćdziesiątych ubiegłego wieku aż trzy stołeczne drużyny walczyły w pierwszej lidze rozpoczął od historycznej wyliczanki wiceprezes WTS, Wojciech Jankowski. Później były narzekania na stan, a właściwie kompletna ruinę toru żużlowego warszawskiej Gwardii przy ulicy Racławickiej. - Chcemy jednak doprowadzić do odrodzenia sportu żużlowego w stolicy - mówił dalej z przejęciem Jankowski, który przedstawił sporej grupce dziennikarzy również inne cele WTS.
- Nasz cel statutowy to reaktywowanie tego wspaniałego sportu - tłumaczył. Po chwili wszyscy dowiedzieli się, że stowarzyszenie działa już od marca 2006 roku i liczy... 15 członków. Czyli dokładnie tylu ilu potrzeba, aby w ogóle mogło się zarejestrować. Przez trzy lata nie powstał jednak w Warszawie żaden klub, a pan Jankowski obwieścił właśnie, że w ostatnim czasie zmieniono strategię, bo trzeba najpierw "obudzić" stołecznych kibiców. -Musimy stworzyć "społeczność", żużlową, a jestem pewien, że fanów "czarnego sportu" w Warszawie nie brakuje - mówił. Miały tego dowieść liczby. "Pokaz mody kibica żużlowego" zorganizowany na Krakowskim Przedmieściu obejrzało stu widzów, kilkadziesiąt osób przychodzi oglądać mecze ekstraligi do restauracji "Rooster", stowarzyszenie zorganizowało także wyjazd na prawdziwy mecz do Torunia i wystawę poświęconą nieżyjącemu już byłemu wiceprezydentowi Komisji Wyścigów Torowych FIM, Władysławowi Pietrzakowi.
- Chcemy na razie propagować wiedzę na temat sportu żużlowego i organizować różnego rodzaju akcje, które pozwolą promować speedway - wyjaśniał Jankowski. A ja zacząłem się zastanawiać kiedy powstanie w Warszawie klub i kto go założy, bo przecież pierwsza próba odbudowania stołecznego żużla, którą podjęto w 1991 roku nie udała się zupełnie. Wtedy nie był to jakiś pokaz mody czy wycieczka, ale imprezy rangi mistrzostw Polski. Skoro nie udało się wskrzesić żużla takiemu fachowcowi jak Władysław Gollob to jak chce to zrobić 15 ludzi z WTS?
- Nie wyznaczyliśmy sobie terminu w którym powinien powstać w Warszawie klubu żużlowy - zabrzmiało w ustach Wojciecha Jankowskiego, tak, jakby mówił: "Nie ważny klub, ważne stowarzyszenie". Po chwili wytłumaczyłem sobie jednak, że przecież klub bez stadionu nie ma racji bytu. Czekałem więc na informację dnia dotyczącą właśnie budowy obiektu.
- Długo przeglądaliśmy plany zagospodarowania Warszawy i doszliśmy do wniosku, że nowy stadion i tor najlepiej będzie wybudować w miejscu dzisiejszych obiektów warszawskiej Spójni. Doskonałe położenie nad Wisłą, obok wspaniały budynek Centrum Olimpijskiego i brak w pobliżu osiedla mieszkaniowego. To wszystko, pozwoliłoby rozgrywać tu zawody na najwyższym poziomie - ogłosił wiceprezes WTS i zademonstrował na ekranie kilka - nawet fajnych - szkiców nowego obiektu. Uśmiechnąłem się szeroko. No, nareszcie jakiś konkret - pomyślałem.
Nic z tego! Stowarzyszenie zwróciło się do zarządu KS Spójnia z propozycją budowy i... - Nikt nie chciał z nami rozmawiać. Usłyszeliśmy, że mają inne plany - żalił się gospodarz konferencji by dodać, że Urząd Miasta również nie miał ochoty na rozmowy. - Dyrektor Biura Sportu i Rekreacji Wiesław Wilczyński, dał nam już wcześniej do zrozumienia, że żużel go nie interesuje - przyznał prezes WTS, Andrzej Skolimowski.
Czym więc jest ten, trochę na wyrost, nazywany przez Jankowskiego, projekt? - To po prostu nasza idea, którą chcemy kiedyś zrealizować - ogłosił wiceprezes. Zapytany kto miałby tę ideę wprowadzić w życie, odpowiedział bez namysłu - miasto. A ile miałby taki stadion kosztować? - Na razie szacujemy, że około 30, 40 milionów, ale możemy się mylić - po długim namyśle powiedział Wojciech Jankowski, a ja w tym momencie pomyślałem, że to raczej nie chodzi o żużel, ale swoistą promocję, panów ze stowarzyszenia.
Bo przecież ich propozycja, to nic innego, jak wyciąganie ręki i wołanie: "Zabawmy się za pieniądze podatników". Może jednak lepiej rozpocząć od stworzenia szkółki żużlowej, której adepci jeździliby na torze w innym mieście? Może warto najpierw w zaciszu gabinetów porozmawiać z decydentami i ewentualnymi sponsorami? A ściąganie dziennikarzy ma drugi koniec miasta po to, by powiedzieć im: "panowie, mamy szczytny cel" niewiele budowie żużlowego obiektu pomoże. Nie wierzę też, że w najbliższych kilku latach, taki stadion powstanie. Warszawa ma teraz na głowie dwa stadiony piłkarskie i "kryzysową" dziurę w budżecie, a w kolejce czekają także, stadion lekkoatletyczny, basem o wymiarach olimpijskich i Bóg wie co jeszcze.
A stowarzyszenie? Co jakiś czas zwoła konferencję, zorganizuje wyjazd na mecz do Torunia lub Bydgoszczy i tyle. Zapyta ktoś, co z tym żużlem w stolicy? A WTS odpowie: "Będzie, będzie!" Kiedy? Nie wiadomo. Na razie mamy trochę hałasu w sezonie "ogórkowym" i tyle.
Żeby nie było wątpliwości. Uważam, że sport żużlowy to świetne widowisko, a zawodnicy i kibice wcale nie są gorsi od tych, którzy odbijają piłkę nad siatką lub całują się przed kamerą w przerwach między setami. Są też z pewnością dużo lepsi od piłkarskich kopaczy i kiboli. Reaktywacja żużlowej drużyny w stolicy wpłynęłaby niewątpliwie na jeszcze większy rozwój speedwaya w całym kraju. Tyle tylko, że panowie z WTS biorą się chyba do sprawy od, delikatnie mówiąc, tyłu.