Był 1 sierpnia 1999 roku. Na torze w Gnieźnie Karol Malecha święcił swój największy indywidualny sukces w karierze międzynarodowej. W finale Mistrzostw Europy Juniorów do lat 19 ostrowianin zdobył srebrny medal. W biegu dodatkowym o tytuł mistrzowski przegrał z Rafałem Okoniewskim, który tamych czasach był hegemonem w zawodach juniorskich. Na najniższym stopniu podium stał wówczas Jarosław Hampel, późniejsza gwiazda polskiego i światowego żużla, wielokrotny drużynowy mistrz świata, indywidualnie dwukrotny wicemistrz i raz brązowy medalista Grand Prix.
Wygrywał z przyszłymi gwiazdami żużla
Malecha wtedy w pokonanym polu zostawił nie tylko Hampela, ale także Lukasa Drymla czy Hansa Andersena, późniejszych uczestników Grand Prix, co tylko świadczyło o skali talentu wówczas 19-letniego żużlowca. - Takich chwil się nie zapomina. Minęło od tego dnia ponad 21 lat, a pamiętam każdą chwilę. Co tu dużo mówić, sprawiłem wtedy sensację. W życiu nie myślałem o podium. Liczyłem, że uplasuję się w połowie stawki. Miałem jednak swój dzień. Wszystko pasowało i byłem o krok od zwycięstwa. Złoto przegrałem po barażu z Rafałem Okoniewskim. Ze srebra też ogromnie się cieszyłem. Na podium stałem z samymi asami, bo uzupełnił je Jarosław Hampel - wspomina Karol Malecha.
19-latek miesiąc później z nieżyjącym już niestety, Tomaszem Jędrzejakiem zdobył dla Iskry Ostrów złoty medal Młodzieżowych Mistrzostw Polski Par Klubowych. - To były piękne chwile. Pisaliśmy historię ostrowskiego speedwaya. Do dziś to jedyny złoty medal mistrzostw Polski w żużlowych dziejach mojego rodzinnego miasta - podkreśla Malecha.
ZOBACZ WIDEO Żużel. PGE Ekstraliga 2020: jak przygotować sprzęgło
W ostatnim roku startów jako junior wychowanek Iskry przeszedł do Włókniarza Częstochowa. Jeździł tam przez dwa sezony 2001-2002. - Popełniłem masę błędów - mówi bez ogródek Malecha. - Drugi rok w Częstochowie, czyli mój pierwszy sezon jako seniora nie poszedł po mojej myśli. To był kluczowy moment w mojej karierze. Później wróciłem do rodzinnego Ostrowa. Pojechałem jeden mecz i tak to się skończyło - wspomina Malecha.
Pracował jako mechanik żużlowy w Anglii
- Po zakończeniu kariery sportowej wyjechałem z Adamem Skórnickim do Anglii, gdzie byłem jego mechanikiem. U niego pracowałem sezon. Następnie byłem w teamie Roberta Miśkowiaka. Następnie pracowałem u Mortena Risagera. Później jeździłem też z Januszem Kołodziejem, a na koniec przez trzy lata współpracowałem z Jonasem Davidssonem. Pracę przy żużlu zakończyłem na początku drugiej dekady XXI wieku - tłumaczy Karol Malecha.
Odnalazł się w zupełnie innej dziedzinie życia, ale również związanej z mechaniką, tyle tylko, że lotniczą. - Tak naprawdę los sprawił, że znalazłem się na lotnisku w Rzeszowie. Akurat był potrzebny ktoś taki i w ten sposób trafiłem do tej branży. Dwa lata się dokształcałem i zdobywałem doświadczenie pod okiem jednych z najlepszych mechaników lotniczych w Polsce. Musiałem poznać całą budowę statków powietrznych, co było dla mnie zupełną nowością, bo wcześniej nie miałem styczności z lotnictwem. Moje szkolenie trwało dwa lata i kończyło się egzaminem na licencję mechanika lotniczego. Tak naprawdę człowiek w tym fachu uczy się każdego dnia - wyjaśnia były żużlowiec.
Obecnie obsługuje samoloty w Rzeszowie
- W lotnictwie jestem od zaledwie trzech lat. Pierwsze dwa lata pracy łączyłem z nauką. W maju tego roku w okolicach moich 40. urodzin uzyskałem licencję mechanika lotniczego. Zrealizowałem tym samym ambitny cel, który postawiłem przed sobą dwa lata temu - mówi z dumą nasz rozmówca.
Karol Malecha pracuje w Ośrodku Kształcenia Lotniczego. - Obsługuję samoloty, na których szkoli się młodzież z Politechniki Rzeszowskiej. Moja praca polega na ciągłej kontroli statków powietrznych. Nie dopuszczaniu do usterek oraz ich usuwaniu i serwisowaniu samolotów o silnikach tłokowych - wyjaśnia. - Co rok czterdziestu studentów rozpoczyna kurs w Ośrodku Kształcenia Lotniczego, który trwa trzy lata. Po tym czasie mogą oni ubiegać się o pracę w liniach lotniczych jako piloci - dodaje.
Choć żużel i lotnictwo to zupełnie różne dziedziny życia, doświadczenie wyniesione z pracy mechanika żużlowego Karolowi Malesze nie zaszkodziło, a wręcz pomogło. - Bardzo przydała mi się wiedza wyniesiona ze sportu żużlowego i mechaniki. Narzędzi używa się podobnych, ale jest to inna dziedzina. Odpowiedzialność jest ogromna, bo przecież wypuszczam w powietrze samoloty, na których szkolą się przyszli piloci. Towarzyszy mi przy tym dreszczyk emocji, bo zdaję sobie sprawę, jak duża odpowiedzialność na mnie spoczywa. Adrenalina skacze czasami tak samo, jak w czasach gdy jeździłem na żużlu. Generalnie jednak bardzo lubię tę pracę. Wstaję rano i z uśmiechem jadę na lotnisko. W życiu ważne jest, żeby robić to, co się lubi i co sprawia przyjemność - podkreśla obecnie 40-letni były żużlowiec.
Karol Malecha miał niewątpliwie talent do żużla. Jako junior zdobył kilka trofeów, o których wielu może pomarzyć. Na trwałe zapisał się w historii ostrowskiego żużla, jako jedyny do tej pory wychowanek miejscowego speedwaya, który zdobywał medale na arenie międzynarodowej. Nadal żywo interesuje się żużlem w swoim rodzinnym mieście. Jego rówieśnicy albo właśnie kończą kariery albo nadal z powodzeniem ścigają się na torach.
- Niczego jednak nie żałuję i nie zmieniłbym w swoim życiu. Cieszę się, że miałem okazję uprawiać sport żużlowy. Swoje przeżyłem, poznałem wielu świetnych ludzi, kilka cennych trofeów stoi do dzisiaj na mojej półce. Pewnie, że mogło się to potoczyć trochę inaczej, ale niczego nie rozpamiętuję i cieszę się tym, co mam teraz - kończy były żużlowiec Iskry Ostrów i Włókniarza Częstochowa.
Zobacz także: Strach? Każdy powinien go mieć
Zobacz także: Stępniewski o renegocjacji kontraktów