Żużel. Jego wujek tragicznie zginął na torze. Rodzinny dramat nie przekreślił jego marzeń o ściganiu [WYWIAD]

Materiały prasowe / SpeedwayEvents / Na zdjęciu: Michał Knapp
Materiały prasowe / SpeedwayEvents / Na zdjęciu: Michał Knapp

- Gdy dowiedziałem się o tragicznej śmierci wujka Grzegorza na torze w Belgii, rozsypałem się jak puzzle. Byliśmy bardzo zżyci. On mnie zaraził wyścigami na lodzie - mówi Michał Knapp, który wystartuje w Mistrzostwach Europy w ice speedwayu.

W tym artykule dowiesz się o:

Michał Knapp 13 grudnia będzie reprezentował Polskę w finale Indywidualnych Mistrzostw Europy w żużlu na lodzie, czyli ice speedwayu. Jego wujek Grzegorz Knapp, najlepszy polski zawodnik w historii tej odmiany żużla, ponad sześć lat temu zginął na torze w Belgii podczas zawodów ligi holenderskiej w klasycznym speedwayu. Jego bratanek kontynuuje rodzinne tradycje.

Maciej Kmiecik WP SportoweFakty: Dobrze się domyślam, że pana nieżyjący wujek Grzegorz Knapp zaraził pana żużlem na lodzie?

Michał Knapp (reprezentant Polski w ice racingu): Tak. Dokładnie w ten sposób to się zaczęło. Grzegorz był bratem mojego taty, czyli moim najbliższym wujkiem. Od niego zaczęła się moja przygoda z wyścigami na lodzie.

ZOBACZ WIDEO Żużel. PGE Ekstraliga 2020: jak przygotować sprzęgło

Kiedy to było?

Dokładnie nie pamiętam. Był to może 2007 rok. Na pewno minęło od tego czasu dobrych kilkanaście lat. Byłem wówczas dużo młodszy i zafascynowany tą nową dyscypliną sportu, którą zaczął uprawiać mój wujek. Wcześniej nie wiedziałem nawet o istnieniu tego sportu.

Klasycznym żużlem interesował się pan wcześniej, gdy Grzegorz Knapp uprawiał ten sport?

Jeździliśmy na zawody z udziałem wujka. Tata zabierał zawsze mnie i brata i kibicowaliśmy w Grudziądzu, gdy wujek ścigał się w barwach GKM-u.

Nie ciągnęło pana, by uprawiać klasyczny żużel?

Ciągnęło, ale rodzice nie chcieli się zgodzić, żebym zapisał się do szkółki żużlowej. Od początku nie było o tym mowy, bo mama była przeciwna. Gdy ukończyłem 18 lat, byłem już za stary na naukę jazdy na żużlu. Na lodzie nie ma takich ograniczeń wiekowych, czego najlepszym dowodem jest Per Olof Serenius.

Startował pan razem w ice speedwayu z wujkiem Grzegorzem?

Zdarzyło się kilka razy. Pierwsze zawody, na których byliśmy razem, odbywały się w Sanoku. Pojechałem tam w roli pomocy mechanika. Przed zawodami udało mi się odjechać taki nieoficjalny trening. To były moje początki na torze. Wcześniej jeździliśmy po zamarzniętym jeziorze. Najważniejsze zawody, w których wystartowaliśmy, razem miały miejsce w lutym 2014 roku w Togliatti w Drużynowych Mistrzostwach Świata. Miałem być rezerwowym, ale na skutek problemów Mirosława Daniszewskiego pojawiłem się na torze. Byłem wówczas żółtodziobem. Nie było wtedy mowy o tym, by coś tam zwojować. To był mój debiut, a dowiozłem do mety trzy punkty, oczywiście na skutek kłopotów sprzętowych innych zawodników. Miło wspominam tamte zawody.

To były pewnie wasze ostatnie wspólne starty, bo tym samym sezonie 2014 Grzegorz Knapp wrócił do ścigania na klasycznym żużlu, co skończyło się tragicznie…

Jak to mówią, ciągnie wilka do lasu. Tyle lat spędził w klasycznym żużlu i postanowił pościgać się jeszcze rekreacyjnie. Pojawiła się szansa na starty w lidze holenderskiej. Wziął motocykl, pojechał na zawody i… nie wrócił z nich.

Jak się pan dowiedział o tej tragedii?

Brat do mnie zadzwonił z tą informacją.

I?

Nie wiedziałem, jak mam zareagować. Takie informacje trudno się przekazuje, ale równie ciężko się je odbiera. W pierwszej chwili pomyślałem sobie, że to głupi żart. Z takich spraw jednak się nie żartuje. Dotarło do mnie to dopiero po kilkunastu minutach. Rozbiło mnie to totalnie. To był ogromny cios.

Rozumiem, że byliście panowie zżyci ze sobą?

Od dzieciaka bywałem u niego na podwórku, kiedy przygotowywał motocykle. Kiedy wracałem ze szkoły do domu rodzinnego, mijałem po drodze dom wuja Grzegorza. Praktycznie codziennie się z nim widziałem. Był dla mnie bardzo bliskim wujkiem. Informacja o jego śmierci sprawiła, że rozsypałem się jak puzzle.

Jak pana rodzina przeżyła tę tragedię?

Wszyscy byliśmy w szoku. Nikt nie potrafił w to uwierzyć i tego zrozumieć. Nie docierało do nas to, jak to się mogło stać. Jak taki doświadczony żużlowiec, który na żużlu klasycznym przejeździł wiele lat, podczas zawodów rangi "podwórkowej" zginął na torze. Dla nas wszystkich było to absurdalne, że na zawodach o przysłowiową pietruszkę wydarzyła się taka tragedia. Rodzina strasznie to przeżyła.

Po śmierci wujka porzucił pan jeżdżenie na motocyklu do ice speedwaya?

Pierwszej zimy po śmierci wuja Grzegorza motocykl poszedł w odstawkę. Dopiero chyba w kolejnym roku uruchomiliśmy sprzęt i pojechaliśmy na jezioro. Na tym w zasadzie się kończyło. W zawodach nie startowałem, bo po prostu nie było mnie na to stać. Brakowało sponsorów, nie było mnie stać na uprawianie tego sportu, a także poprzedni promotor, który zajmował się ice racingiem, najwyraźniej mnie skreślił.

Żużel jest niebezpiecznym sportem. Wyścigi na lodzie podobnie. Czy pojawia się taki najzwyklejszy ludzki strach? Ma pan gdzieś z tyłu głowy to, co stało się pana wujkowi na torze żużlowym?

Tylko głupi się nie boi. Strach zawsze jest i musi być. U mnie z tyłu głowy jest strach, że może się coś wydarzyć. Ten strach towarzyszy człowiekowi do pewnego momentu.

Jakiego?

Do pierwszego wyjazdu na tor w zawodach. Jak już wyjadę do pierwszego wyścigu, przestaję o tym myśleć i staram się skupić na danym biegu. Próbuję nie tyle wyłączyć myślenie, bo zawodnik bez głowy, to żaden zawodnik, ale skupiam się na tym, by pojechać jak najlepiej. Strach zostawiam w parku maszyn. Wydaje mi się, że nie ma zawodnika, który się nie boi.

A jak zareagowała rodzina na chęć pana powrotu do sportu? Tragedia rodzinna w sporcie motorowym przecież doświadczyła już pana rodzinę bardzo mocno. Najbliżsi namawiali, żeby dał sobie pan spokój?

Najbardziej oczywiście przeżywa to mama. Nawet po śmierci wujka Grzegorza cały czas po głowie mi chodził powrót do ścigania. Wiedziałem, że jeśli nadarzy się okazja, będę chciał uprawiać ice speedway. Wspierali mnie w tym tata, brat, a także narzeczona, które pewnie wolałaby, żebym jednak nie jeździł, ale rozumie moją pasję. Wiadomo, że mama była przeciwna.

A jednak postawił pan na swoim?

Najbliżsi przywykli już do tego, że chcę startować, chcę się rozwijać w tej dyscyplinie sportu. Myślę, że mimo tej ogromnej tragedii, która wydarzyła się w naszej rodzinie, moi najbliżsi mają świadomość, że jestem, jaki jestem. Powiedziałem, że chcę jeździć, jeżdżę i będę jeździł.

Jak to się stało, że będzie pan reprezentował Polskę w finale Indywidualnych Mistrzostw Europy w wyścigach na lodzie w Tomaszowie Mazowieckim?

Zobaczyłem z bratem pierwszą informację, że takie zawody mają odbyć się w Polsce. To nawet jeszcze nie było oficjalne potwierdzenie, że te mistrzostwa zorganizowane zostaną w Tomaszowie Mazowieckim, a jedynie przymiarki do tego wydarzenia. Sam się zgłosiłem do organizatorów i zapytałem, czy mogę wystartować. To wszystko oczywiście opóźniło się przez pandemię, ale teraz mistrzostwa zbliżają się dużymi krokami.

Sprzęt już gotowy?

Prawie. Motocykl stał trzy lata w garażu nieużywany, bo zimą nie było warunków do tego, by potrenować na jeziorze. Na wyjazdy zagraniczne mnie nie stać, bo to bardzo kosztowne hobby.

Miał pan okazję wcześniej potrenować w Tomaszowie Mazowieckim?

Nie. To będzie pełen żywioł. Jedyny trening będę miał ten oficjalny w sobotę przed zawodami. To obiekt służący do łyżwiarstwa szybkiego i nie zawsze można tam zobaczyć motocykle, które mają wkręcone w koła prawie trzycentymetrowe kolce. Do łyżwiarstwa szybkiego wystarczy tafla lodu o grubości 3-5 centymetrów. Tutaj same kolce mają 28 milimetrów, czyli lodu potrzeba minimum 25 centymetrów.

Kiedy ostatnio siedział pan na motocyklu do ice speedwaya?

To będzie moja pierwsza jazda na motocyklu od przełomu lat 2017/2018. To była ostatnia zima, kiedy można było na jeziorze pojeździć. W kolejnych latach tafla lodu była zbyt krucha, by można było ryzykować wjeżdżanie na jezioro motocyklem.

Czego zatem spodziewa się pan po tym występie?

Dla mnie to wielka niewiadoma. Sprzęt przygotowujemy praktycznie od stycznia. W Polsce nie ma możliwości zakupu części do silnika do motocykla od ice speedwaya. Trzeba to wszystko szukać po świecie. Wujek miał kontakty w Europie i wiedział, gdzie zamawiać części. Ja takich kontaktów nie mam i z samym zakupem jest problem. Mozolnie budujemy ten silnik, na którym docelowo mam startować w zawodach.

Brakuje nam tam jeszcze kilku istotnych elementów silnika. Mam nadzieję, że do końca tego tygodnia uda nam się to skompletować. Wystartuję na swoim motocyklu, a drugi będę miał wypożyczony przez Polski Związek Motorowy. Na jakieś wielkie wyniki nie liczę. Ostatnie moje zawody miały miejsce siedem lat temu. Po takiej przerwie start w zawodach to wyzwanie. Inną sprawą jest pojeżdżenie samemu po jeziorze, a co innego jest wystartować spod taśmy z trzema groźnymi rywalami. To zupełnie inne emocje, inna adrenalina, której nie da się porównać z indywidualnymi ślizgami po jeziorze.

Zobacz także: Fatalna kraksa zakończyła mu karierę
Zobacz także: Mistrz świata rezygnuje z Grand Prix, bo buduje dom

Źródło artykułu: