Oczywiście, to na razie plany, bo wszystko musi odbyć się w zgodzie w reżimem sanitarnym, a w tej chwili trudno przewidzieć, jaka będzie sytuacja w kraju na wiosnę. Intencje PGE Ekstraligi są jednak czytelne. Liga chce, by sprzęt zawodników był kontrolowany.
To na pewno przetnie wiele spekulacji, których nie brakowało w minionych rozgrywkach. Przypomnijmy, że najpierw pojawiły się podejrzenia o stosowanie nitro - metanu. PGE Ekstraliga zresztą w tej sprawie zareagowała, bo już podczas PGE IMME została wdrożona specjalna procedura. Motocykle były tankowane tuż przed biegiem, a wcześniej z baku wysysano resztki paliwa pozostałe po poprzednim wyścigu każdego żużlowca.
Po nitro - metanie mieliśmy zamieszanie wokół Anlas, które zdaniem wielu zawodników była zbyt miękka. Dzięki temu wielu żużlowców miało uzyskiwać lepszą przyczepność, co z pewnością miało wpływ na osiągane przez nich wyniki. - W tej sprawie od zawsze jestem radykałem i dlatego bardzo się cieszę, że władze rozgrywek mają takie plany - mówi nam Jacek Frątczak, jeden z największych zwolenników kontroli technicznych w środowisku żużlowym.
ZOBACZ WIDEO Żużel. PGE Ekstraliga 2020: jak przygotować sprzęgło
- Doping farmakologiczny w sportach motorowych ma znaczenie marginalne w stosunku do tematów technologicznych, co dobitnie pokazała sytuacja z oponami Anlas. To był dowód, że o sukcesie decydują detale. One mogą zmienić układ sił w rywalizacji na najwyższym poziomie. W PGE Ekstralidze, gdzie mamy wielkie budżety i ogromne pieniądze, które przeznaczają samorządy, nie możemy sobie na takie historie pozwolić - dodaje były menedżer klubu z Torunia.
Frątczak dodaje również, że na obowiązkowych kontrolach nie należy poprzestać, ale z czasem rozszerzać ich zakres. - Dysponuję rozwiązaniem technologicznym, które jest praktycznie niemożliwe do wykrycia podczas kontroli, a które robi gigantyczną różnicę, jeśli chodzi o elastyczność silnika. O opinię w tej sprawie poprosiłem nawet fachowców i mam potwierdzenie, że to działa, a nikt nikogo raczej na tym nie złapie, bo kontrole nie przewidują badań w tym zakresie. Dlaczego o tym mówię? Bo to pokazuje, że mamy wiele do zrobienia. Dobrze, że wracamy do kontroli, ale trzeba już myśleć o kolejnych krokach - tłumaczy.
- Poza standardowym sprawdzaniem gaźników, tłumików czy wagi motocykli powinny być kontrole nietypowe. Potrzebujemy policji technicznej, która wpadałaby na stadiony wyrywkowo i sprawdzała dosłownie wszystko. Włącznie z możliwością zabrania motocykla, żeby przebadać go w inny sposób niż ma to miejsce na stadionie. Uważam, że żużel tego potrzebuje, bo to w połączeniu z odpowiednim taryfikatorem kar bardzo szybko i raz na zawsze zamknie temat dopingu technologicznego w żużlu - podsumowuje Frątczak.
Zobacz także:
Musielak: Spaliłem się psychicznie
Co z następcami Smektały i Kubery?