Po sezonie 2021 brytyjskie BSI żegna się z rolą promotora żużlowego Speedway Grand Prix. Zarządcy mistrzowskiego cyklu od lat nie wymyślili niczego odkrywczego i sprawiali, że speedway bardziej się zwijał niż rozwijał. Wystarczy popatrzeć na to, że kolejno rezygnowano z dużych obiektów w innych państwach, przenosząc zawody na coraz bardziej kameralne i zaniedbane obiekty.
Należy jednak pochwalić BSI za decyzję o przywróceniu do kalendarza mistrzostw świata GP Włoch. Nawet jeśli nie jest to kraj tętniący żużlem, to pogoda panująca w Terenzano sprawia, że zawodnicy będą mogli się tam ścigać bez większych przeszkód już w kwietniu. Dla kibiców oznacza to wydłużenie rywalizacji w SGP, co jest dobrą nowiną. Mistrzostwa świata nie powinny bowiem startować w połowie maja w sytuacji, gdy Wielka Brytania wyjeżdża na tory w marcu, a Polska najpóźniej na początku kwietnia.
Zakładam, że powrót GP Włoch do kalendarza to kwestia tego, że wiosną 2021 roku imprezy sportowe nadal mogą się odbywać bez udziału publiczności. Dla promotora nie będzie zatem różnicy, gdzie rozmieści swoje kamery i zorganizuje turniej. W końcu i tak nie zarobi ze sprzedaży biletów. Wprawdzie promotor zapowiada opublikowanie informacji na temat wejściówek w późniejszym terminie, ale mocno się zdziwię, jeśli koronawirus pozwoli nam wpuścić kibiców na trybuny w Terenzano.
ZOBACZ WIDEO Żużel. PGE Ekstraliga 2020: jak przygotować sprzęgło
W kalendarzu sezonu 2020 jest też jedna dziura - chodzi o termin zarezerwowany dla SGP w połowie czerwca. Obawiam się, że ostatecznie zapełni ją runda w Polsce. Sytuacja, w której 4 z 11 rund organizowanych jest nad Wisłą służy co najwyżej promotorowi mistrzostw, który od lat na Polakach zgarnia kokosy. Trudno bowiem mówić o promocji dyscypliny na arenie międzynarodowej, gdy ponad 1/3 kalendarza składa się z polskich turniejów.
Jak wiemy, mistrza świata w sezonie 2021 mamy poznać 2 października w Toruniu. To zbyt wcześnie. Warto popatrzeć na konkurencyjne dyscypliny - Formuła 1 w normalnym, niepandemicznym okresie rywalizuje do grudnia, MotoGP do końca listopada. Tymczasem żużlowi kibice mogą tylko westchnąć na myśl o GP Australii czy GP Nowej Zelandii, które jeszcze nie tak dawno znajdowały się w kalendarzu SGP.
Nie da się skutecznie wypromować cyklu mistrzowskiego, jeśli ten trwa niespełna sześć miesięcy (maj-październik). To za mało dla telewizji, sponsorów i kibiców na nowych rynkach. W BSI tego najwidoczniej nie wiedzą, skoro przez lata nie działali w tym kierunku. Pozostaje mieć nadzieję, że lepiej rozeznani w tych sprawach okażą się szefowie Eurosport Events, którzy przejmą Grand Prix od sezonu 2022.
Niedawno pojawiły się przecież plotki o GP Arabii Saudyjskiej. To na razie brzmi jak utopia, ale kto wie czym zaskoczy nas nowy promotor żużlowych mistrzostw świata. W obecnej sytuacji krokiem we właściwą stronę byłby chociaż powrót do GP Australii i GP Nowej Zelandii, a może nawet obu turniejów równocześnie, bo przecież ze względów logistycznych da się tę wyprawę zorganizować jednym "rzutem".
Jak zatem powinien wyglądać idealny kalendarz SGP? Powinien zaczynać się w kwietniu i kończyć w drugiej części listopada. To zapewniłoby kibicom odpowiednią dawkę emocji, którzy żyliby rywalizacją o tytuł mistrzowski odpowiednio długo. Wyjście poza Europę w XXI wieku powinno być czymś naturalnym. Inne dyscypliny już dawno to zrobiły.
Czytaj także:
Złe wieści dla Eltrox Włókniarza Częstochowa
Prezes wybudował tor obok domu