Żużel. Były prezes Stali Gorzów: Trzymam kciuki za klub. Większa Ekstraliga od 2022 to coś niedopuszczalnego [WYWIAD]

WP SportoweFakty / Dawid Lis / Na zdjęciu: Ireneusz Maciej Zmora
WP SportoweFakty / Dawid Lis / Na zdjęciu: Ireneusz Maciej Zmora

Były prezes Stali Gorzów Ireneusz Maciej zabrał głos w sprawie spłaty kredytu, okresu transferowego w polskim żużlu, przepisu U24 i przede wszystkim powiększenia PGE Ekstraligi. - Większa liga od sezonu 2022 to zmiana reguł w trakcie gry - mówi.

Jarosław Galewski, WP SportoweFakty: Dawno pana na naszych łamach nie było, ale Moje Bermudy Stal Gorzów za chwilę spłaci kredyt, więc to chyba dobry moment na rozmowę. Sprawa dotyczyła przez wiele lat również pana.

Ireneusz Maciej Zmora, były prezes Stali Gorzów: Cieszy mnie każda pozytywna informacja z gorzowskiego środowiska żużlowego, a spłata kredytu bez wątpienia do takich się zalicza. Te zobowiązania ciążyły klubowi od lat, ale ruch z kredytem był koniecznością. W pewnym momencie mieliśmy wybór: ogłoszenie upadłości albo wsparcie klubu środkami zewnętrznymi. Z pomocną dłonią przyszedł wtedy ówczesny prezydent miasta Tadeusz Jędrzejczak, który decyzją swoją i radnych poręczył kredyt w wysokości 3,5 miliona złotych. To był olbrzymi garb dla klubu i dobrze, że już go nie będzie. Przy tej okazji chciałbym podziękować Przemysławowi Buszkiewiczowi i Cezaremu Korniejczukowi, którzy razem ze mną zaryzykowali, by ratować klub, a później wspólnie pracowaliśmy, by go spłacić. Teraz temat został dokończony. To naprawdę bardzo dobra informacja.

Obecny prezes Marek Grzyb nazwał ten kredyt kulą u nogi.

To bardzo trafne stwierdzenie prezesa. Ten kredyt Stali strasznie ciążył i przeszkadzał w realizacji różnych planów. Mówimy o 600 tysiącach złotych rocznie. Teraz klub będzie lżejszy o te zobowiązanie. Uważam, że to ułatwi realizację ambitnych celów, które klub stawia przed sobą.

ZOBACZ WIDEO Żużel. PGE Ekstraliga 2020: "giętki Duzers" - żużlowa nauka jazdy

600 tysięcy złotych to kwota za podpis wysokiej klasy zawodnika. Tak kiedyś tłumaczył to pan na naszych łamach.

Zgadza się. Za te pieniądze można wzmocnić zespół zawodnikiem dobrej klasy. Kilka lat temu można było za to mieć żużlowca z tej najwyższej półki.

Skoro już rozmawiamy, to chętnie poznam pana zdanie na temat składu Moje Bermudy Stali na sezon 2021. Czy ta drużyna powalczy o złoto?

Na pewno jest w gronie zespołów, które aspirują do fazy play-off. Najważniejsze, żeby się tam dostać, bo później wszystko jest już możliwe. Osobiście trzymam kciuki za tą drużynę, bo potencjał ma olbrzymi. Uważam, że tytuł Drużynowego Mistrzostwa Polski jest w zasięgu tej ekipy.

Okres transferowy obserwował pan z wygodnego fotela. Czy coś pana w nim zaskoczyło?

Przede wszystkim zaskoczeniem było dla mnie wprowadzenie przepisu o zawodniku do 24. roku życia. Jeśli chodzi o konkretne ruchy personalne, to zdecydowanie wymieniłbym odejście Dominika Kubery i Bartosza Smektały z Fogo Unii Leszno.

Dlaczego?

Ten klub od lat stawiał na polskich zawodników i swoich wychowanków. Wydawało mi się oczywistym, że minimum jeden zostanie i będzie w zespole seniorem. Odeszli obaj i to dla mnie duże zaskoczenie.

Przez lata był pan zagorzałym zwolennikiem powrotu do KSM. To się nie stało, ale mamy za to przepis o zawodniku do 24. roku życia. Dobry ruch?

To zależy. Na ten moment wydaje mi się, że ten przepis to element większej układanki. Mam wrażenie, że zmierzamy do powiększenia PGE Ekstraligi. Gdyby tak się faktycznie stało, to mielibyśmy do czynienia z dobrą informacją dla kibiców. Jeśli żużel ma się rozwijać, to PGE Ekstraliga musi poszerzać swoją geografię, ale od razu dodam, że jest jeden warunek.

Jaki?

Uważam, że przewodniczący GKSŻ Piotr Szymański powinien walczyć na śmierć i życie o utrzymanie w Polsce trzech poziomów rozgrywek. Większa PGE Ekstraliga to z jednej strony właściwa koncepcja, ale z drugiej zmniejszenie rozgrywek do dwóch poziomów to podcinanie gałęzi, na której siedzi cała dyscyplina.

Przepis o U24 może być ciekawym rozwiązaniem, bo beniaminek powinien mieć większe szanse na zbudowanie niezłej drużyny. Być może udałoby się to osiągnąć bez wprowadzenia KSM, o którym tyle się mówi.

Pytanie tylko czy PGE Ekstraligę należy powiększyć od sezonu 2022 czy później?

Dobre pytanie. Przez lata władze Polskiego Związku Motorowego na czele z prezesem Andrzejem Witkowskim powtarzały, że regulamin musi być stabilny i ustalony na kilka lat do przodu. I ja się z tym zgadzam. Dlatego z wielkim zdziwieniem słucham, że poszerzenie PGE Ekstraligi byłoby możliwe już od 2022 roku. To byłoby zmienianie reguł w trakcie gry, a to jest czymś niedopuszczalnym. Drużyny zakontraktowały zawodników na ligę złożoną z ośmiu zespołów, w której jedna ekipa spada, a jedna barażuje. To samo dotyczy zespołów, które zbroiły się do walki o awans. Poszerzenie ligi do 10 drużyn uważam zatem za zasadne i warte rozważenia, ale dopiero od 2023 roku.

Andrzej Witkowski uważa, że trzy poziomy rozgrywek w Polsce zostaną zachowane, bo do drugiej ligi mogą zgłosić się kluby zagraniczne.

Nie widzę przesłanek, by w to wierzyć. Przez te wszystkie lata nie przybywa nam w szybkim tempie drużyn zagranicznych startujących w Polsce. Do Lokomotivu Daugavpils dołączyły teraz ekipy z Wittstock i Landshut i na nic więcej się nie zanosi. Moim zdaniem w drugiej lidze należy iść drogą Unii Leszno, która podała rękę Rawiczowi. Powinniśmy w ten sposób wspierać takie ośrodki jak Kraków czy Piła, by przywrócić je do życia. Kiedyś był też pomysł, by Stal i Falubaz stworzyły drużynę rezerw złożoną z młodzieżowców. To są dobre rozwiązanie. Najważniejsze, by trzeci poziom rozgrywek istniał.

A gdyby go nie było? Dlaczego mielibyśmy taką tragedię?

Wtedy dojdzie do tego, że ośrodek, który się reaktywuje i nie ma na nic pieniędzy, ma zderzyć się z klubem uzbrojonym do walki o awans do PGE Ekstraligi. Dysproporcja sił będzie ogromna i ci najwięksi zaczną krwawić. Zostaną wręcz zabici pod względem finansowym. Za wszelką cenę musimy dążyć do tego, by poziom w poszczególnych ligach był wyrównany. Nie ma możliwości, by tak się stało, kiedy w jednym kotle będą drużyny aspirujące do PGE Ekstraligi i takie, które ledwie wiążą koniec z końcem lub stawiają swoje pierwsze kroki. To się zwyczajnie nie uda. Pomijam już to, że powoływanie do życia klubu, który za chwilę ma się skonfrontować z kandydatem do jazdy w najlepszej lidze świata, jest całkowicie demotywujące. Dwa poziomy rozgrywek nie zachęcą nikogo do tworzenia nowych ośrodków lub do reaktywacji tych dobrze nam znanych.

Skoro rozmawiamy o zmianach, których jest ostatnio sporo, to zapytam pana, czy należy w żużlu zrobić coś jeszcze. Czy czegoś panu brakuje?

Skoro zaczęliśmy od finansów, to może i tym zakończymy. Ostatnio naszła mnie pewna refleksja. Uważam, że zasadnym byłoby, by PZM i PGE Ekstraliga wzorem PZPN i Ekstraklasy piłkarskiej zlecały regularnie wykonanie raportu po zakończonym sezonie. Tak samo jak to robi firma Deloitte.

Dlaczego warto to zrobić?

Taki raport dostarcza bardzo wielu informacji. Mamy tam na przykład ranking klubów według przychodów ogólnie oraz z podziałem na komercyjne, transmisje, z dnia meczu jak również zmianę tych wartości rok do roku. Można również umieścić tam dane z przychodów z dotacji, sprzedaży biletów, karnetów, pamiątek klubowych czy inne, które zlecający uzna za istotne. Te dane jak również pozycje finansowe, które można już dziś znaleźć on-line w KRS, pozwolą określić kondycję finansową poszczególnych klubów oraz całej dyscypliny i w przestaną być w końcu tematem tabu. Jak się bowiem okazuje, w polskim żużlu jest więcej klubów żużlowych niż tylko Stal Gorzów, które funkcjonują przy wsparciu kredytów czy pożyczek udzielanych przez udziałowców.

Poza tym transparentność jest dobra dla potencjalnych sponsorów. Zyskają również kibice, bo dostaną możliwość porównania klubów pod różnymi względami. Teraz mamy rywalizację medalową, transferową i w social mediach. A można do tego dołożyć naprawdę wiele ciekawych elementów z korzyścią dla dyscypliny.

Zobacz także:
Stal Gorzów już bez kuli u nogi
Smektała komentuje słowa Barona

Źródło artykułu: