[b]
Dawid Franek, WP SportoweFakty: Jak pan ocenia sezon 2020 w 2. Lidze Żużlowej pod względem realizacji transmisji. Jako koordynator żużla w Motowizji uważa pan, że wszystkie cele zostały spełnione?
[/b]
Gabriel Waliszko, koordynator żużla w Motowizji: Myślę, że pod względem telewizyjnym był to innowacyjny sezon. Na pewno mieliśmy do czynienia z wyczynem historycznym, bo nigdy wcześniej w 2. Lidze wszystkie mecze nie były pokazywane na żywo. Transmisje nie odbiegały realizacyjnie od tych, które można zobaczyć podczas meczów najwyższych klas rozgrywkowych w sezonie zasadniczym. Naszym atutem były obfite w gości studia z urokliwymi prowadzącymi oraz uznani w regionach komentatorzy. Stawialiśmy na ludzi związanych z danym regionem, na tradycję i historię klubów oraz prezentację sponsorów. Ciężko dokonywać samooceny, ale po głosach kibiców i środowiska wnioskuję, że to, co robiliśmy, mogło się podobać. Co bardzo ważne, nasze transmisje nie konkurowały godzinowo z najlepszymi ligami. Projekt żużlowy w Motowizji był ciekawy, choć oczywiście zawsze mógł być doskonalszy. Zdarzały się błędy, z których trzeba wyciągać wnioski na przyszłość. To był szalony czas w tym trudnym pandemicznym okresie. Wszystkim współpracownikom i partnerom jeszcze raz dziękuję za zaangażowanie.
Trudno było panu odnaleźć się w roli koordynatora? Wcześniej podczas pracy w Canal Plus zajmował się pan głównie studiem, a w Motowizji dochodziła do tego logistyka i organizacja.
Była to nowa rola, ale trzeba pamiętać, że wiele lat widziałem takie rzeczy z bliska i uczestniczyłem w tych procesach. Pomagałem w Canal+ w wielu tematach logistyczno-organizacyjnych, więc znałem te realia i wiedziałem, jak to się mniej więcej odbywa. Oczywiście tutaj dla mnie ta skala działań była większa, stąd w paru kwestiach nauka była potrzebna. Myślę też, że znakomita większość klubów uczyła się telewizji, współpracując z nią pierwszy raz i wspólnie musieliśmy na początku dotrzeć się jeśli chodzi o organizację i współdziałanie przy transmisjach.
Sezon 2. Ligi trwał tylko 2,5 miesiąca. Ekipa Motowizji żyła w wielkim pośpiechu, więc pewnie wiążą się z tym sezonem jakieś zabawne historie i anegdoty.
Śmiesznych historii i anegdot jest na pewno sporo. Nasza ekipa zrobiła ponad dwadzieścia tysięcy kilometrów w ciągu 10 tygodni. Wesoło było zawsze w podróży, kiedy śpiewaliśmy wspólnie piosenki, żartowaliśmy z siebie nawzajem czy też robiliśmy sobie dowcipy. Mieliśmy też kilka wpadek na wizji, jak zamienieni goście czy spadające lampy albo problemy z komunikacją. Najbardziej zapamiętam śpiewającego na antenie legendarnego Egona Mullera. Showman i profesjonalista wysokiej klasy, rzadko spotykany w żużlu.
ZOBACZ WIDEO Żużel. PGE Ekstraliga 2020: jak przygotować sprzęgło
Skoro sezon trwał bardzo krótko, to miał pan jakieś chwile relaksu i wytchnienia, czy liczyła się tylko praca?
Stawiałem na pracę. Tych chwil relaksu raczej nie było. Weekend zaczynał się często w czwartek wyjazdem na piątkowy mecz, a dopiero w poniedziałek był koniec weekendu. Na wtorek był magazyn do zrealizowania, a od środy rozpoczynało się planowanie kolejnej rundy i wyjazdów. To był wytężony czas, ale bardzo intrygujący, bo głowa była cały czas zajęta. Dzięki dobrej współpracy z PZM udało się zamknąć sezon 2. Ligi przed drugą falą pandemii koronawirusa.
Czy spodziewał się pan bardziej wyrównanej rywalizacji o awans do eWinner 1. Ligi?
Wiadomo, że Cellfast Wilki Krosno i OK Bedmet Kolejarz Opole byli wymieniani jako główni kandydaci do awansu. Wydarzeniem na pewno był sposób wywalczenia awansu przez Wilki, bo chyba niewiele osób spodziewało się, że krośnianie zyskają taką przewagę nad pozostałą stawką i dosłownie rozszarpią rywali. Ligę ustawił mecz drugiej kolejki w Opolu, gdzie Kolejarz właśnie mierzył się z Wilkami i poniósł dotkliwą porażkę. Krośnianie okazali się poza zasięgiem pozostałych zespołów. Co do innych drużyn, to myślę, że każdy jechał na miarę swoich możliwości z małymi wyjątkami w niektórych meczach. Było kilka niespodzianek, jak chociażby zwycięstwo Wolfe Wittstock z RzTŻ Rzeszów.
Wywołał pan do tablicy Wolfe Wittstock. Ten niemiecki klub debiutował w minionym sezonie w polskiej lidze. W Niemczech było najtrudniej z realizacją transmisji? Jakie są pana wspomnienia z Wittstockiem?
Na początku na pewno było nerwowo i bardzo trudno. W Wittstocku ciężko było z kimś się porozumieć. Klub nie mógł zrozumieć naszych sugestii i wymogów niezbędnych do transmisji. Później jednak coraz lepiej się dogadywaliśmy. Prezes Frank Mauer zobaczył, że telewizja to nie jest zło, tylko coś, co daje możliwość obejrzenia meczu szerszej grupie odbiorców i promocji swojego klubu. Z każdym kolejnym spotkaniem nasze relacje z Wittstockiem się rozwijały i niełatwe początki zostały puszczone w niepamięć. Na końcu rozgrywek wszyscy uśmiechaliśmy się do siebie i rozmawialiśmy jak przyjaciele.
Kluby startujące w 2. Lidze chcą w przyszłym sezonie otrzymywać pieniądze od telewizji za pokazywanie spotkań. Jak pan oceni ich podejście do transmisji w przyszłym sezonie? Czy żądania prezesów są do spełnienia?
Szczerze powiedziawszy, to nie mam zdania. Trudno wypowiadać mi się na ten temat. Każdy w swoim sumieniu musi sobie odpowiedzieć, co jest korzyścią dla kogo. Nie jestem właścicielem stacji telewizyjnej i nie wiem jakie nastaną czasy dla żużla. Na pewno kluby drugoligowe odkryły pewne możliwości dzięki pokazywaniu ich spotkań w telewizji. Otrzymywałem telefony od prezesów, którzy cieszyli się, że mają spore korzyści z transmisji, bo mogą pokazać w telewizji swoich sponsorów. Natomiast co będzie dalej, to trudno powiedzieć. Na pewno dla kibiców fajną sprawą byłoby, gdyby te mecze na poziomie drugoligowym można było dalej oglądać. Trzymam kciuki, żeby tak się stało.
Motowizja po udanym sezonie jest dalej zainteresowana pokazywaniem drugoligowych meczów?
Myślę, że to pytanie powinno być skierowane przede wszystkim do prezesa Motowizji, Krzysztofa Mikulskiego. Nie chciałbym tu wychodzić przed szereg. Jesteśmy oczywiście w kontakcie z naszą federacją, ale o szczegółach trudno dziś mówić. Wiem, że prezesowi Mikulskiemu spodobał się żużel, który dostarczyliśmy na antenę jego stacji.
Uważa pan, że terminy i pory spotkań 2. Ligi w sezonie 2020 były optymalne?
To był pandemiczny sezon i wszystko było tak dopasowane, aby nasze transmisje nie konkurowały z innymi transmisjami żużlowymi. Kluby to w pełni zaakceptowały. Z tego, co wiem, to w przyszłym roku także będą obowiązywały pory południowe. Co do optymalnych godzin, to trzeba sobie odpowiedzieć na pytanie, czy lepiej, żeby spotkania 2. Ligi były dalej rozgrywane w godzinach południowych, czy też trzeba je przesunąć na późniejsze godziny, żeby odbywały się o tej samej porze, co mecze wyższych lig. Pytanie ile osób je wtedy obejrzy, biorąc pod uwagę pandemiczne ograniczenia na stadionach. Dla mnie odpowiedź jest oczywista, ale tu sporo zależy od punktu widzenia zainteresowanych stron. Każdy ma jakieś swoje racje.
W przyszłym roku do najniższej klasy rozgrywkowej dołączy Trans MF Landshut Devils. Dobrze się dzieje, że coraz więcej zagranicznych drużyn trafia do 2. Ligi żużlowej?
Na pewno dla drużyn zagranicznych to jest wyzwanie i prestiż. Polska liga sprawia, że te zespoły mogą rywalizować i przetrwać w tych trudnych czasach. Z drugiej strony trzeba sobie zadać pytanie, czy korzysta na tym polski żużel. Twierdzę, że dzięki zagranicznym zespołom 2. Liga ma przyzwoity kształt, bo jest w niej 6-7 drużyn. Gdyby ich liczba zdominowała polskie zespoły, to wtedy należałoby się nad tym zastanowić. Kluby z innych państw z pewnością dodają naszym rozgrywkom kolorytu i egzotyki czy też świeżego spojrzenia. Można też zainteresować dyscypliną te inne kraje, sponsorów, nowych kibiców. Widać, że zagraniczne drużyny chcą w tych czasach u nas startować, bo jeden niemiecki przykład pociągnął za sobą kolejny. W Niemczech w zeszłym sezonie zespoły nie miały okazji do jazdy, więc rozgrywki w naszym kraju okazały się dla nich idealne. Dużo w tej mierze zależy od czasów, w jakich przyjdzie nam funkcjonować.
Czytaj także:
Żużel. Reżim sanitarny, intensywność oraz improwizacja. Marcelina Rutkowska wspomina szalony sezon 2020 [WYWIAD]
O tym, jak w śniegu w przeddzień Sylwestra ścigano się na warszawskiej Gwardii. "Śnieg cały czas był na torze"