Na świat przyszedł 21 grudnia 1945 roku w Kiełpiu niedaleko Chełmna, ale z uwagi na srogą zimę i dużą odległość do urzędu... rodzice Jana Ząbika mogli zarejestrować go w ewidencji dopiero 1 stycznia. Tego dnia jeden z najbardziej zasłużonych ludzi speedwaya w Toruniu obchodzi więc swoje urodziny. W piątkowy Nowy Rok kończy 75 lat. Jego żużlowa droga to przykład osoby niezwykle ambitnej, spokojnej, cierpliwej i pomocnej.
Wielka chęć do nauki żużlowego rzemiosła pod opieka Rosego
Sport pasjonował go od najmłodszych lat. Miał ochotę zostać kolarzem i ostatecznie postawił na jednoślady, ale te posiadające silnik. "Żużlowego bakcyla" połknął momentalnie. Droga od pierwszej wizyty na stadionie do zapisania się do szkółki była błyskawiczna. Oprócz tego, że cechowała go duża chęć do nauki, u progu kariery pod swoje skrzydła wziął go największy z największych w Toruniu w tamtym czasie - Marian Rose. Indywidualny wicemistrz kraju z 1961 roku miał zobaczyć w Ząbiku materiał na dobrego zawodnika.
Złapali wspólny język, a podpatrywanie takiego nauczyciela, przebywanie z nim i rozmowy procentowały. Nie był jednak uważany za prawdziwy talent. Miał za to w sobie dużo samozaparcia i bardzo chciał się rozwijać. Jako jeden z dwóch z całej setki młodych adeptów przeszedł drogę do egzaminu, co pokazuje jego ambicję. Ząbik zadebiutował w lidze w 1966, czyli mając już za sobą 20. urodziny. Trzy lata później zdobył srebrny krążek w finale Młodzieżowych Indywidualnych Mistrzostwach Polski (wtedy górną granicą wieku juniora było 25 lat).
ZOBACZ WIDEO: Zmiana pokoleniowa w polskim sporcie? "Świątek, Zmarzlik i Błachowicz przerośli swoich mistrzów"
Przez kolejne sezony, jeżdżąc dla Stali w II Lidze, byli od niego lepsi. Po tragicznej śmierci Rosego na torze w Rzeszowie w 1970 na Ząbika spadła większa odpowiedzialność za wyniki zespołu. Został kapitanem i podołał wyzwaniu, bo od 1973 jeździł na znacznie wyższym poziomie. Był bardzo skuteczny, rozwijał się. W 1976 zawitał wreszcie z macierzystym klubem na poziom I Ligi i do końca kariery zawodniczej startował z Apatorem już tylko w elicie.
Rozwój, kadra, Anglia i pierwsze kroki jako trener
Pod koniec lat 70. wykonał kolejny skok jakościowy, plasując się w czołówce najlepszych w I Lidze. W 1980 trafił do kadry narodowej i wyjechał na jeden sezon na Wyspy Brytyjskie - do Sheffield Tigers. Przeżywał świetny czas. Rok później, już po powrocie, był trzeci w Złotym Kasku, drugi w Mistrzostwach Polski Par Klubowych w parze z Wojciechem Żabiałowiczem i zaczął się też zajmować tym, co stało się jego pasją i pracą na kolejne dekady.
W Toruniu zaczął bowiem pełnić funkcję trenera, łącząc to jeszcze przez pewien czas z jazdą. Apator prowadził wspólnie z Januszem Kościelakiem, przez dwa sezony była też okazja do współpracy z Andrzejem Pogorzelskim. W latach 1984-1989 był już samodzielnym szkoleniowcem, samemu jeżdżąc sporadycznie. Zajął się tym na poważnie. W 1986 osiągnął pierwszy sukces, prowadząc Anioły do pierwszego w historii drużynowego mistrzostwa Polski. Był on tym cenniejszy, że zdobyty po zaciętej walce z Polonią Bydgoszcz.
W latach 1990-1998 pracował poza Grodem Kopernika. Był trenerem w Grudziądzu, Ostrowie i Wrocławiu. Miał opinię bardzo dobrego fachowca ze świetną ręką do wychowywania młodych zawodników. Od zawsze miał słabość do mini-torów, zresztą w latach 80. wybudował taki w Toruniu, dzięki czemu pierwsze szlify zbierali na nim m.in. Tomasz Bajerski czy Piotr Baron.
Powrót do domu na stałe z sukcesami
Przed sezonem 1999 wrócił do Apatora i utrzymał go w Ekstralidze. Torunianie wciąż opierali się wtedy na wychowankach. Jednym z nich był Robert Kościecha, który Ząbika poznał wiele lat wcześniej. - Miałem około dziesięciu lat, bo mój ojciec był zaproszony przez trenera Ząbika na turniej oldbojów w Toruniu. Trener zapytał, że jeśli bym chciał, to mógłbym na torze pojeździć. To była moja pierwsza styczność z nim jako trenerem. Znam go więc od najmłodszych lat - mówi 43-latek w rozmowie z WP SportoweFakty.
Kościecha, gdy Ząbik objął z powrotem toruńską drużynę, był już seniorem. W 2001 roku świętowali wspólnie pierwszy z dwóch zdobytych razem tytułów w DMP. - Byłem już ukształtowanym zawodnikiem. Żużla nauczył mnie tata, ale to, co podobało mi się u Ząbika i to, co go cechowało, to cierpliwość, spokój oraz poświęcanie dużo czasu tym młodszym. Na trenera zawsze można było liczyć. Chciało się treningu, to tor zawsze udostępniał. Bardzo nam pomagał. Przy sprzęcie czy w przygotowaniach zimowych - stwierdza były zawodnik.
Przed dwudziestoma laty Kościecha brał udział w decydującym o tytule meczu. Do składu na starcie z Atlasem Wrocław nie załapał się Mirosław Kowalik. Szkoleniowiec zaufał Kościesze, który zaczął od trzech zer, ale w końcówce zdobył ważnych 5 punktów. - Wiadomo, że Mirka ogólnie bardziej się lubiło, bo był starszy i bardziej zasłużony dla klubu. Trener kierował się jednak aktualną formą i tym, co widział na treningu. Z początku nie trafiłem ze sprzętem, ale potem zdobyłem te punkty i cieszyliśmy się z sukcesu - wspomina.
Drugi raz miał miejsce siedem lat później. Wówczas Unibax jako menadżer prowadził Jacek Gajewski, z kolei Jan Ząbik był już nieco z boku, choć dalej odgrywał ważną rolę i poświęcał się zespołowi. - Inaczej gdy ma się możliwość samemu ustalania wszystkiego. Przyszedł Jacek Gajewski, pan Jan zajął się bardziej tymi młodszymi. Jego doświadczenie dalej wiele nam dawało. Jacek to świetny menadżer, dużo wie i widzi, ale na motocyklu nie siedział. Trener podpowiadał co zrobić na motocyklu, żeby było lepiej. Obaj się dogadywali - opowiada Kościecha.
Wielka radość z uczenia młodych
Praca z młodzieżą zawsze zresztą cieszyła Ząbika i dawała mu mnóstwo satysfakcji. Choć czasy diametralnie się zmieniły i dziś trudno o wychowywanie tak dużej liczby zawodników, możliwość przekazywania wiedzy i doświadczenia młodym są tym, co sprawia mu radość. Na mini-torze nieopodal Motoareny dalej się spełnia, współpracując z synem Karolem w Stali Toruń. Kiedyś w jednym z wywiadów powiedział wprost: - Ja kocham młodzież, kocham dzieciaków. Dla nich zrobię wszystko.
- Duża cierpliwość i spokój to była u niego podstawa. To bym chciał przekazywać swoim zawodnikom. Trzeba to mieć i niekiedy też zagryźć zęby, bo z zewnątrz wygląda to tylko fajnie, a to naprawdę niełatwy chleb. Trener Ząbik z uwagi na inne czasy podchodził trochę inaczej do zawodu niż ja teraz, ale na pewno dużo rzeczy wyciągam z jego pracy. Gdy widzimy się, to rozmawiamy. Bardzo go szanuję nie tylko jako trenera, ale i osobę - przyznaje Kościecha.
Ostatnio Jan Ząbik przy ligowej drużynie Apatora widziany bywa już bardzo rzadko, jego rola w klubie z biegiem lat spadała. Sam nie chce też pchać się przed szereg. Spuścizna po nim i lista zasług dla klubu powinna być jednak dla następców drogowskazem. Człowiek, który dał Toruniowi trzy z czterech złotych medali DMP, jest tym, z kogo warto czerpać wzorce. - Dla toruńskiego i polskiego żużla zrobił dużo. To ikona - kończy trener juniorów w klubie z Grudziądza.
CZYTAJ WIĘCEJ:
Oto najważniejsze wydarzenia w 2020 roku. Polska uratowała sezon
Quiz. Sprawdź swoją wiedzę o uczestnikach cyklu Grand Prix 2021!