Ryszard Dołomisiewicz całą swoją karierę (1982-1991) spędził w Polonii Bydgoszcz. Przez ten czas zapracował sobie w mieście nad Brdą na miano legendy. Do podstawowego składu przebił się w 1983 roku. Już w następnym sezonie Dołomisiewicz potwierdził, że drzemią w nim ogromne możliwości, wygrywając zawody zarówno o Srebrny Kask, jak i Brązowy Kask.
Prawdziwy wybuch formy nastąpił w 1986 roku. Wówczas Ryszard Dołomisiewicz zaczął mieć coraz większy wpływ na wyniki Polonii Bydgoszcz w lidze. Był jednym z liderów zespołu, który sięgnął po srebrny medal Drużynowych Mistrzostw Polski.
Droga do Chorzowa
Bardzo dobre występy w lidze zostały przez Dołomisiewicza potwierdzone także w zawodach indywidualnych. Wówczas 20-letni żużlowiec dzielnie walczył na arenie międzynarodowej. Dotarł do finału kontynentalnego Indywidualnych Mistrzostw Świata, który był ostatnim przystankiem eliminacji do finału głównego, który miał zostać rozegrany w Chorzowie.
ZOBACZ WIDEO Żużel. PGE Ekstraliga 2020: "giętki Duzers" - żużlowa nauka jazdy
Polska jako organizator imprezy miała zagwarantowane co najmniej jedno miejsce wśród najlepszych zawodników świata. Szefowie polskiego żużla ustalili, że jeżeli żaden z naszych żużlowców nie uzyska bezpośrednio awansu do finału IMŚ, to wówczas dziką kartę na te zawody otrzyma najlepszy Polak w finale kontynentalnym.
Na torze w austriackim Wiener Neustadt startowało trzech Polaków. Z szesnastki wszystkich zawodników do Chorzowa przepustki otrzymywało czterech najlepszych.
Nie było w tym gronie reprezentanta Polski, ale bardzo dobre 6. miejsce zajął Ryszard Dołomisiewicz, jednocześnie będąc najlepszym naszym żużlowcem w tej imprezie. Wówczas stało się jasne, że wychowanek Polonii Bydgoszcz otrzyma szansę rywalizacji na Stadionie Śląskim w Chorzowie.
Motocykl złożony z innych maszyn
Przed występem w najważniejszej żużlowej indywidualnej imprezie w polskim sztabie trwały gorączkowe przygotowania.
- Na występ w Indywidualnych Mistrzostwach Świata w 1986 roku Ryszard otrzymał motocykl złożony z elementów kilku innych maszyn. Wszystko po to, aby wynik był jak najlepszy. Tak to kiedyś wyglądało. Celem Ryszarda było to, aby nie zająć ostatniego miejsca. To się udało, bo reprezentant Polski pojechał solidne zawody -wspomina dziennikarz żużlowy Henryk Grzonka.
Patrząc na ogromne dysproporcje sprzętowe między najlepszymi zawodnikami na świecie a Ryszardem Dołomisiewiczem, jego wynik w finale był odbierany w kraju pozytywnie. Za bydgoszczaninem w klasyfikacji zawodów znaleźli się choćby tacy zawodnicy jak: Marvyn Cox, Antonin Kasper, Mitch Shirra.
W następnych latach Dołomisiewicz ponownie dostarczał swoim fanom ogromnych powodów do radości. Od 1987 roku do 1990 roku włącznie nie schodził w lidze poniżej średniej 2,3 pkt/bieg. Szczególnie udany pod względem występów w barwach Polonii Bydgoszcz był sezon 1987, kiedy wówczas 21-letni żużlowiec wykręcił wspaniałą średnią ponad 2,6 pkt/bieg i ani razu nie dojechał do mety na ostatnim miejscu.
Perfekcjonista na torze, jak i poza nim
- Ryszard wyróżniał się wśród innych zawodników w ciekawej kwestii. On po zawodach umiał się dobrze wypowiadać w języku polskim, a to wcale nie było takie oczywiste, jak się wszystkim wydaje. Nie unikał dziennikarzy i zawsze był chętny do rozmowy. Zawsze jak trzeba było szybko zrobić radiowy materiał i nie było czasu na montowanie, prosiłem Ryszarda o wypowiedź. Zawsze miał coś ciekawego do powiedzenia i nie trzeba było męczyć się z montowanie. Dlatego nie zdziwiłem się, kiedy został komentatorem telewizyjnym - mówi Grzonka.
W 1990 roku do Polonii Bydgoszcz z wypożyczenia z Wybrzeża Gdańsk powrócili bracia Gollobowie. Tomasz Gollob pokazywał się ze świetnej strony i teoretycznie tworzyła się w Polonii między nim i Dołomisiewiczem wewnętrzna rywalizacja o miano najlepszego zawodnika w klubie. Gdy jednak dochodziło do jazdy w parze, to ci zawodnicy rozumieli się bez słów.
W Mistrzostwach Polski Par Klubowych na parę Ryszard Dołomisiewicz - Tomasz Gollob nie było mocnych. W 1990 roku w Rzeszowie reprezentanci Polonii Bydgoszcz wywalczyli złoty medal tracąc przez cały turniej tylko jeden punkt. Rok później na domowym torze bydgoszczanie obronili mistrzostwo Polski.
Mimo wielu sukcesów w 1990 roku to właśnie wtedy kariera Ryszarda Dołomisiewicza zaczęła hamować. Zawodnik Polonii Bydgoszcz w parze z Piotrem Świstem reprezentował Polskę podczas półfinału Mistrzostw Świata Par w Wiener Neustadt. Niestety nasi żużlowcy ulegli fatalnej kraksie, po której obaj trafili do szpitala. Jeszcze na stadionie lekarze ratowali życie Piotra Śwista.
Błędna diagnoza
Dołomisiewicz nie ucierpiał w upadku tak mocno jak Świst, ale kumulacja nieszczęść nastąpiła rok później. Najpierw był upadek podczas Kryterium Asów w Bydgoszczy, gdzie Dołomisiewicz zahaczył o tylne koło Tomasza Golloba i uszkodził kręgosłup. Następnie była kraksa podczas spotkania ligowego w Rybniku. Po tym zdarzeniu początkowo lekarze błędnie postawili diagnozę.
Ostatecznie doszło do tego, że Ryszard Dołomisiewicz trafił do szpitala w Bydgoszczy i tam lekarze ratowali jego życie. Okazało się bowiem, że po wypadku doszło do pęknięcia pęcherzyka moczowego. Tym samym stało się jasne, że po trzeciej fatalnej kraksie w ciągu roku, dalsze starty popularnego zawodnika stanęły pod znakiem zapytania.
Ryszard Dołomisiewicz postanowił, że zakończy swoją przygodę z żużlem. Po upadku w Rybniku na torze pojawił się jeszcze tylko podczas swojego turnieju pożegnalnego w 1993 roku. Przez dziesięć lat startów na żużlu zaskarbił sobie wśród kibiców wiele sympatii. W polskiej lidze był jednym z hegemonów. Nie zdołał jednak wraz z Polonią Bydgoszcz wywalczyć złotego medalu.
- Ryszard Dołomisiewicz był obdarzony wielkim talentem. Miał w sobie waleczność i bojowość, choć jego ataki na torze były jak najbardziej przemyślane. Gdyby nie kontuzje zapewne osiągnąłby więcej. Trzeba pamiętać, że startował w fatalnych czasach dla polskiego żużla, kiedy chwilami najlepsi nasi zawodnicy nie mieli na czym jeździć - podsumował Henryk Grzonka.
Czytaj także:
Koronawirus torpeduje kolejne zawody. Cykl Grand Prix mocno okrojony
Robert Lewandowski czy Bartosz Zmarzlik Sportowcem Roku? Zbigniew Boniek nie ma wątpliwości