Edward Jancarz - skazany na żużel

Edward Jancarz to największy zawodnik w historii gorzowskiego speedwaya. W mieście nad Wartą ma swój pomnik, stadion Stali, a także jedna z gorzowskich ulic nosi jego imię. Przez 21 lat reprezentował barwy gorzowskiego klubu i nawet na chwilę nie przeszła mu przez głowę myśl, by opuścić swe rodzinne miasto. I za to najbardziej kochali go kibice. Od 1992 roku w Gorzowie rozgrywany jest coroczny Memoriał im. Edwarda Jancarza.

W tym artykule dowiesz się o:

Edward Jancarz urodził się 20 sierpnia 1946 roku w Gorzowie. Z czarnym sportem zetknął się po raz pierwszy w wieku 6 lat. Wtedy to właśnie jego ojciec Antoni, początkujący kibic fabrycznego klubu Zakładów Mechanicznych – Stal, zabrał go na pierwsze zawody. Od tamtej pory na stadionie przy ulicy Śląskiej można było spotkać głowę rodziny Jancarzów z potomkiem, który z wypiekami na twarzy śledził rywalizacje zawodników na torze Stali, toczących boje, początkowo na trzecio, a następnie drugoligowym froncie.

Gdy w 1961 roku Stal wywalczyła awans do najwyższej klasy rozgrywkowej, w młodym Edku coraz bardziej dojrzewała myśl o zostaniu członkiem chluby całego miasta. Trzy lata później zawodnicy Stali wywalczyli miano drugiej drużyny w kraju, a jeden z nich - Andrzej Pogorzelski, stanął na najniższym stopniu podium w finale IMP. Sukcesy te coraz bardziej działały na wyobraźnie młodego Jancarza, który wraz ze swoim kompanem z sąsiedztwa Marianem Owczarskim doskonalił swe motocyklowe umiejętności.

Gdy wiosną 1965 roku klub z miasta nad Wartą ogłosił nabór do szkółki, wśród chętnych pojawili się także Jancarz z Owczarskim. Jednak, gdy okazało się, że Marianowi na przeszkodzie w rozpoczęciu kariery sportowej stanęły kłopoty z sercem, Jancarz na znak solidarności z przyjacielem zrezygnował z podjęcia treningów. Na szczęście po kilku tygodniach miłość do żużla okazała się silniejsza i młody Edek zgłosił swój akces do bycia zawodnikiem. Po warunkowym dopuszczeniu do treningów, Jancarz już na pierwszych żużlowych zajęciach oczarował trenera Kazimierza Wiśniewskiego, który podekscytowany sprowadził na kolejny trening opiekuna pierwszego zespołu Edmunda Migosia. Od tego czasu 19-latek zaliczał podwójną dawkę treningową, u Wiśniewskiego i u Migosia.

Legenda Edwarda Jancarza tak naprawdę narodziła się we wrześniu 1968 roku na obiekcie w Goeteborgu. Sam udział w finale Indywidualnych Mistrzostw Świata dla każdego zawodnika jest już czymś wyjątkowym, dla wielu podczas całej kariery nieosiągalnym. Tym większe było zaskoczenie szwedzkiej publiczności, gdy na najniższym stopniu podium światowego czempionatu stanął nikomu wcześniej nieznany 22-latek z Polski. Dopiero gdy spiker ogłosił, że za plecami tuzów światowego speedwaya Maugera i Brigssa uplasował się absolutny debiutant publika oszalała. Nawet ich as nad asami, pięciokrotny mistrz świata Ove Fundin nie miał takiego początku w walce o tytuł IMŚ (w debiucie był ostatni). "Polska sensacja na Ullevi" – tak brzmiały tytuły gazet, opisując wyczyn młodego gorzowianina, który na geteborskim owalu zdołał wywalczyć 11 oczek i w decydującym biegu o brązowy medal pokonał reprezentanta Związku Radzieckiego Gienadyja Kurylenko.

W jednym z wywiadów udzielonych po zakończeniu sezonu ’68 Jancarz na pytanie o dalsze cele odpowiedział - Stanąć na podium IMŚ wyżej niż w 1968 roku. Jak czas pokazał, mimo jeszcze dziewięciokrotnej możliwości walki o medale IMŚ, osiągnięcia z 1968 roku nie udało się ani poprawić, ani choćby powtórzyć.

Edward Jancarz podczas swojej przebogatej kariery zawodniczej zdobył 12 medali mistrzostw świata.

W rywalizacji o Drużynowe Mistrzostw Świata wraz z kolegami wywalczył złoto w 1969 roku w Rybniku, dwa srebrne w 1976 i w roku następnym, odpowiednio na White City i we Wrocławiu, a także cztery krążki z najmniej cennego kruszcu w 1968 r. na słynnym kolosie Wembley, w 1971 r. i 1980 r. we Wrocławiu oraz w 1978 r. podczas zawodów rozgrywanych w Landshut.

Pozostałe cztery światowe medale Jancarz wywalczył w rywalizacji parowej. Srebrny z Piotrem Bruzdą zdobył w 1975 r. na torze we Wrocławiu. Przy zdobyciu jeszcze trzech partnerował mu kolejny znakomity wychowanek gorzowskiej Stali Zenon Plech, z którym zdobył brąz w Vojens w 1979 roku, srebro rok później na obiekcie w Krsku i kolejny brązowy medal w 1981 roku w Chorzowie. Brąz z ze śląskiego "Kotła Czarownic" był zarazem ostatnim medalem wywalczonym przez Polaków w rywalizacji o parowe mistrzostwo świata.

Na krajowym podwórku Jancarz aż sześciokrotnie miał okazje stawać na podium Indywidualnych Mistrzostw Polski. Dwukrotnie, w roku 1975 i 1983, był zwycięzcą tej rywalizacji. Srebro padło jego łupem w 1974 roku, a brązowe medale zdobywał w 1968, 1976 i 1981 roku. Trzykrotnie okazywał się tez najlepszy w walce o "Złoty Kask".

Sezon 1977 przyniósł Jancarzowi możliwość nabierania szlifów na brytyjskich torach. "Eddy", bo taki przydomek zyskał podczas startów na Wyspach, przez pięć sezonów był jednym z najlepszych zawodników drużyny Wimbledon Dons. W Anglii odnosił także sukcesy indywidualne, m.in. triumfując w turnieju "Embassy Internationale", czy w memoriale tragicznie zmarłego przyjaciela ze Szwecji Tommy Janssona.

To właśnie ze Szwedem Jancarz zaprzyjaźnił się podczas jednej z kilku eskapad na Antypody, do których dochodziło z inicjatywy wielkiego Ivana Maugera. Wielki Nowozelandczyk zaprosił w 1974 roku zarówno Jancarza i Plecha na cykl turniejów rozgrywanych w Australii i Nowej Zelandii. Udane występy obu gorzowian umożliwiły start polskim zawodnikom w kolejnych edycjach "maugerowskich" zawodów.

Ciekawostką dotyczącą startów na Wyspach jest fakt, że redakcja znakomitego angielskiego tygodnika "Speedway Star" w uznaniu zasług przyznała Jancarzowi dożywotnią prenumeratę tego czasopisma.

O tym, że speedway to niebezpieczny sport wie chyba każdy. Kontuzje, które są największą zmorą sportowców, nie omijały także najwybitniejszego zawodnika gorzowskiej Stali. Jednym z najpoważniejszych urazów jakich Jancarz doznał podczas kariery zawodniczej była skomplikowana kontuzja prawej nogi, której doznał podczas treningu "stalowców", w starciu z Ryszardem Dziatkowiakiem. Miało to miejsce 12 września 1971 roku.

Poważny uraz stawiał pod dużym znakiem zapytania dalszą karierę "Eddiego". Jednak dzięki uporowi, determinacji, życzliwości wielu ludzi i odrobinie szczęścia udało mu się wyleczyć kontuzjowane kolano i powrócić na tor. Tym razem w nowej roli.

W wieku 27 lat Edward Jancarz zadebiutował w charakterze jeżdżącego trenera. Lepszego początku kariery szkoleniowej nie mógł sobie wymarzyć, gdyż prowadzona przez niego drużyna Stali okazała się najlepsza w rozgrywkach o Drużynowe Mistrzostwo Polski.

Kolejny dzień, który na długo zapadł w pamięci kibiców czarnego sportu w Polsce to 9 sierpnia 1984 roku. Na gorzowskim torze podczas test meczu naszej kadry z reprezentacją Włoch doszło do starcia Jancarza z młodziutkim włoskim zawodnikiem Furlanetto. Trafiony motocyklem Włocha Jancarz wyleciał w powietrze, a następnie uderzył głową o tor. Na dodatek na leżącego wychowanka Stali wpadły szczepione motocykle spychając go na bandę.

Zapewne nikt z obserwujących to zdarzenie nie uwierzył by w to, że już w niedługim czasie Jancarza ponownie będzie można zobaczyć na obiekcie żużlowym.

Kilka tygodni później "Eddy" pracował już normalnie jako szkoleniowiec klubowy, jak i drużyny narodowej. W 1985 r. powrócił na tor, by rok później oficjalnie się z nim pożegnać. Po 21 latach spędzonych w barwach jednego klubu – gorzowskiej Stali.

Z okazji zakończenia kariery zawodniczej przez Jancarza zorganizowano dwa turnieje, jeden w Gorzowie (zwyciężył w nim Phil Crump) oraz w Ostrowie (triumf Tommy Knudsena). Podczas gorzowskiego pożegnania Jancarz przekazał plastron swojemu następcy - Piotrowi Świstowi.

Po zakończeniu kariery zawodniczej Jancarz już jako trener współpracował najpierw z gorzowską drużyną, a następnie z zespołem KKŻ Krosno.

Poza torem bohater tego artykułu niestety sobie nie poradził. Zginął 11 stycznia 1992 roku, ugodzony nożem przez drugą żonę podczas kolejnej domowej awantury. - W życiu był samotny i chyba nieszczęśliwy - tak wspominał Jancarza Bogusław Nowak. - Na torze był jednak z nas największy - zakończył kolejny z wielkich gorzowskiego i polskiego żużla.

Komentarze (0)