14 stycznia 1933 roku we wsi Kołodziejewo - 25 km od Inowrocławia - urodził się Marian Kaiser. Jedna z legend polskiego żużla, który był uwielbiany przez fanów. To między innymi dzięki niemu reprezentacja Polski na przełomie lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych dołączyła do światowej czołówki. Dla wielu młodych żużlowców był wzorem do naśladowania. Nie tylko przez to, że zdobywał wiele punktów, ale też to, w jakim stylu to robił. Podpatrywał go jeden z największych żużlowych showmanów - Józef Jarmuła.
Kaiser od małego miał smykałkę do motocykli. Jak wiele jego rówieśników w czasach powojennych szukał sposobu na spędzanie wolnego czasu. Dosiadał czegokolwiek, co miało silnik oraz dwa koła i jeździł po okolicach. W wieku 17 lat rozpoczął żużlowe treningi. Trafił do Gorzowa Wielkopolskiego. Tam zdobywał pierwsze szlify i szybko odnosił sukcesy.
Następnym jego klubem była Stal Ostrów, a później - administracyjną decyzją władz polskiego żużla - dołączył do Śląska Świętochłowice. Tam startował przez kilka miesięcy. Następne ścigał się dla klubów z Wrocławia i Warszawy, a gdy żużel w stolicy zlikwidowano, przeniósł się do Gdańska, gdzie startował w latach 1960-1966.
ZOBACZ WIDEO Żużel. PGE Ekstraliga 2020: jak przygotować sprzęgło
Szybko dobił do czołówki w naszym kraju, a w 1957 roku był Indywidualnym Mistrzem Polski. Na torze w Rybniku pokonał miejscowego faworyta - Joachima Maja. W ligowych rozgrywkach mecze często kończył z kompletami punktów, co zaowocowało powołaniem do reprezentacji. To było nie w smak socjalistycznym władzom i gdy tylko mogli, spolszczali jego nazwisko. Kaiser jednak nic sobie z tego nie robił. Skupiał się na żużlu. To on jako pierwszy z Polaków obok Tadeusza Teodorowicza wystartował w lidze angielskiej. Stało się tak w 1959 roku, kiedy bronił barw drużyny z Leicester.
W 1961 roku to właśnie on poprowadził reprezentację do historycznego złotego medalu Drużynowych Mistrzostw Świata. Finał rozegrano we Wrocławiu, a ostatnie jego biegi przy samochodowych światłach. To efekt opóźnienia startu zawodów przez awarię samolotu LOT-u, który przyleciał do Londynu z transportem truskawek, a następnie zabrał do Wrocławia szwedzkich i brytyjskich żużlowców. Jupiterów nie można było odpalić, gdyż to oznaczałoby wyłączenie prądu dla całego wrocławskiego Sępolna.
Kaiser był wtedy liderem kadry. Zdobył 10 punktów i wygrał trzy z czterech wyścigów. Do tego wykręcił najlepszy czas dnia. Pokonywał szwedzkich liderów Ove Fundin czy Bjoerna Knutssona. Polacy o punkt wygrali ze Szwedami i cieszyli się ze złotych medalów. Wtedy był bohaterem. Liczono, że to on zawojuje światowy speedway, ale w finale Indywidualnych Mistrzostw Świata wystartował tylko dwa razy: zajmował piętnaste i jedenaste miejsca.
Kilka lat po zdobytym tytule DMS przez władze został skazany na zapomnienie. Czasy jego świetności minęły i choć nadal był liderem zespołu z Gdańska, to jednak do głosu dochodzili coraz młodsi zawodnicy. Rok 1966 był ostatnim w jego żużlowej karierze, a już kilka miesięcy później zdecydował się na wyprowadzkę z Polski. Jak wspominał Robert Noga, wybrał wolność w Republice Federalnej Niemiec.
Wtedy wyjazdy z Polski były w praktyce zakazane. Polskie władze nie pozostawiły zachowania Kaisera bez reakcji. PZM wraz z Główną Komisją Kultury Fizycznej i Turystyki odebrały mu wszystkie zdobyte zaszczyty i odznaczenia. Powodem było "zachowanie niegodne sportowca i obywatela PRL". Kaiser do końca życia pozostał w Niemczech. Zmarł w Ratyzbonie w 1991 roku. Miał 58 lat.
Czytaj także:
Nicki Pedersen: Ludzie winią mnie za wszystko, bo tak jest najłatwiej
Zmarzlik namawiał go, żeby spróbował sił na żużlu. Teraz Stal Gorzów mocno na niego liczy