Żużel. 19 lat temu zmarł najlepszy polski sędzia żużlowy. Przerwał mecz w obecności Kwaśniewskiego na trybunach

Archiwum prywatne / Na zdjęciu: Roman Cheładze (pierwszy z lewej) kończący karierę sędziowską w 1996 roku
Archiwum prywatne / Na zdjęciu: Roman Cheładze (pierwszy z lewej) kończący karierę sędziowską w 1996 roku

- Działaczom Stali Gorzów nie mieściło się w głowach, że można przerwać mecz w obecności ministra sportu na trybunach. Roman Cheładze miał jednak "cojones". Był człowiekiem stanowczym, a jednocześnie wielkim autorytetem - wspomina Jacek Gajewski.

W tym artykule dowiesz się o:

Zaczynał jako żużlowiec. Później był działaczem, ale największy szacunek zyskał jako sędzia klasy międzynarodowej. Do historii przeszedł mecz w Gorzowie w 1988 roku, który przerwał z uwagi na spreparowany tor. Zrobił to w obecności nadkompletu publiczności i ówczesnego ministra sportu, Aleksandra Kwaśniewskiego. Właśnie mija 19.rocznica śmierci Romana Cheładze, który uchodził za najlepszego polskiego sędziego żużlowego, wielki autorytet w tej dyscyplinie sportu, cieszący się poważaniem wśród władz Międzynarodowej Federacji Motocyklowej.

Od żużlowca przez działacza aż po sędziego

- Roman Cheładze przeszedł najróżniejsze szczeble w sporcie żużlowym od zawodnika, poprzez działacza aż po sędziego. Był jednym z niewielu sędziów klasy międzynarodowej z tzw. bloku wschodniego. Był naprawdę jednym z nielicznych, który dostawali do prowadzenia duże imprezy - wspomina Jacek Gajewski, były menedżer toruńskiego klubu, który doskonale znał szanowanego arbitra.

Jako żużlowiec wielkiej kariery nie zrobił. Szybko odnalazł się w nowych rolach, kierownika drużyny, trenera, a przede wszystkim sędziego. - Zawsze to podkreślał, że zaczynał jako zawodnik. Miał tę przewagę i handicap, bo niewielu było sędziów, którzy wcześniej ścigali się na żużlu. To doświadczenie zawodnicze pozwalało mu na niektóre sytuacje torowe spojrzeć inaczej. Pomagało mu to podejmować prawidłowe decyzje w zdarzeniach, które nie były jednoznaczne - tłumaczy Jacek Gajewski.

ZOBACZ WIDEO Żużel. PGE Ekstraliga 2020: jak przygotować sprzęgło

Cheładze pracował za pulpitem sędziowskim w zupełnie innych czasach, bez powtórek telewizyjnych, bez stopklatek. - Jeżeli chodzi o obiektywność, w zasadzie zawsze zachowywał bezstronność. Miał z niektórymi zawodnikami lepsze relacje, ale to nie wpływało na jego sędziowanie. Jak musiał podjąć sporne decyzje, to nie kierował się względami, że kogoś zna lepiej czy gorzej. Był absolutnie bezstronny - podkreśla nasz rozmówca.

Przerwał mecz z nadkompletem publiczności i Kwaśniewskim na trybunach

- Roman Cheładze cieszył się ogromnym autorytetem wśród żużlowców czy działaczy. Podejmował odważne i często niepopularne decyzje. Był twardy i nieugięty. Dla mnie takim pamiętnym zdarzeniem była sytuacja z 1988 roku w meczu w Gorzowie. Stal podejmowała Unię Leszno. Był to mecz o ogromnym znaczeniu dla układu tabeli. Tor był wówczas fatalnie przygotowany. Można powiedzieć, że został spreparowany - opisuje kontekst pamiętnej sytuacji Jacek Gajewski.

- Cheładze podjął decyzję o przerwaniu tych zawodów z uwagi na stan toru. Nie byłoby nic wyjątkowego w tej decyzji, gdyby nie fakt, że na trybunach był wówczas nadkomplet publiczności z ówczesnym ministrem sportu, późniejszym prezydentem RP Aleksandrem Kwaśniewskim na czele - wspomina Jacek Gajewski.

- Trzeba było mieć "cojones", żeby w tamtych czasach powiedzieć działaczom: macie panowie tyle i tyle czasu. Jeśli tor nie będzie nadawał się do jazdy, przerywam mecz. Opowiadał mi o tej sytuacji. Wspominał o ogromnej presji, pod jaką się znalazł. Działaczom Stali Gorzów nie mieściło się w głowach, że można przerwać mecz w obecności ministra sportu na trybunach - dodaje Jacek Gajewski.

Cheładze po sześciu wyścigach przerwał mecz, ogłosił walkower dla gości, a tor gospodarzy miał cofniętą licencję. Na dodatek na Stal nałożono solidną karę finansową. W tamtych czasach wiele razy mówiło się o tzw. preparowaniu torów, ale to toruński arbiter miał odwagę podjąć konkretną decyzję i ogłosić walkower na korzyść gości.

Sędziował najważniejsze imprezy międzynarodowe

Roman Cheładze przez ćwierć wieku był arbitrem. W tym czasie sędziował praktycznie wszystkie najważniejsze zawody w kraju, a także wiele prestiżowych imprez międzynarodowych z finałami IMŚ włącznie. Był rozjemcą podczas dwudniowego finału IMŚ w Amsterdamie w 1987 roku. W kolejnym sezonie prowadził finał IMŚ w Monachium, a w 1990 roku finał Mistrzostw Świata Par w Landshut. W sumie sędziował kilkadziesiąt imprez rangi międzynarodowej.

- Każdemu z nas w życiu zdarzają się błędy. W jego karierze sędziowskiej tych błędów było naprawdę niewiele. Otwarcie potrafił powiedzieć po czasie, że może powinien podjąć inną decyzję, że może czegoś nie dostrzegł. Miał czasami naprawdę ciężkie imprezy do sędziowania, bo przecież prowadził nawet finały indywidualnych mistrzostw świata. Pamiętam, że sędziował ten dwudniowy Finał IMŚ w Amsterdamie w 1987 roku czy Finały Interkontynentalne, które w tamtych czasach stanowiły przepustkę do Finału IMŚ - wspomina Jacek Gajewski.

Roman Cheładze karierę sędziowską kończył w 1996 roku. Oficjalne pożegnanie z pulpitem sędziowskim nastąpiło podczas Turnieju o Łańcuch Herbowy Miasta Ostrowa Wielkopolskiego. - Była wówczas taka tradycja, że imprezą kończącą sezon, arbiter odchodzący na emeryturę żegnał się z pulpitem sędziowskim. Roman Cheładze kończył pracę sędziego na skutek bariery wiekowej. Nadal jednak się udzielał. Był przez pewien czas przewodniczącym Kolegium Sędziowskiego, bo takie ciało było powołane przy GKSŻ - wspomina Jacek Gajewski.

Był szanowany we władzach FIM

- Dużym handicapem Romana Cheładze była znajomość języka niemieckiego. Posługiwał się nim płynnie. Dzięki temu łatwiej było mu nawiązać kontakt. W tamtych czasach wielu działaczy z tego ścisłego topu jeśli chodzi o Komisję Wyścigów Torowym FIM byli to Niemcy. Znajomość języka była dodatkowym atutem - wspomina Gajewski.

- Widziałem jakie miał kontakty z najważniejszymi ludźmi FIM jak Renzzo Giannini czy innymi osobistościami FIM czy Komisji Wyścigów Torowych. Byłem świadkiem tego, jakie miał w tym gronie poważanie. Według mnie, ale nie tylko, bo o tym też mówili ludzie ze środowiska żużlowego, z którymi miałem styczność, Roman Cheładze i Władysław Pietrzak to największe autorytety w kwestii wiedzy żużlowej, ale i charyzmy - podkreśla Gajewski.

Roman Cheładze był znakomitym organizatorem. Szybko nawiązywał kontakty. Uchodził za świetnego rozmówcę, który sypał anegdotami niczym z rękawa. Miał ogromne poczucie humoru. - To co mi się podobało u Romana Cheładze, to otwartość na ludzi. Kiedy była praca, to była praca. Był człowiekiem niesamowicie towarzyskim i wesołym. Można o nim powiedzieć: dusza towarzystwa. Widziałem, jak łatwo nawiązuje kontakt z ludźmi - wspomina Jacek Gajewski.

Były menedżer toruńskiego klubu nie kryje, że wiele zawdzięcza Romanowi Cheładze. - Przy jego dużym wsparciu przez jakiś czas byłem komisarzem technicznym. Miałem licencję FIM-owską i pełniłem tę funkcję na różnych zawodach w Polsce. W wielu sytuacjach mogłem liczyć na jego wsparcie. Dzięki jego działaniom po 1998 roku, kiedy to rozeszły się moje drogi z toruńskim klubem, właśnie Roman Cheładze, pomimo protestów grupy działaczy ze środowiska, sprawił, że pojechałem na seminarium dla komisarzy technicznych w Warszawie - tłumaczy nasz rozmówca.

- Wielu osobom wtedy pomogłem, bo w latach 90. znajomość języka angielskiego była wtedy blada. Wtedy też Roman Cheładze pokazał, że potrafi postawić na swoim. Nie cofnął się pomimo protestów. Później okazało się, że jako komisarz techniczny zbierałem pozytywne opinie czy to podczas zawodów Grand Prix we Wrocławiu czy Bydgoszczy - wspomina Gajewski.

Brudy prał we własnym gronie, a nie publicznie

Po zakończeniu kariery sędziowskiej, swoją wiedzę i doświadczenie przekazywał młodszym kolegom. - Potrafił wiele spraw ogarnąć pod względem organizacyjnym. Gdy został przewodniczącym Kolegium Sędziowskiego, potrafił godzić różne interesy. Wiadomo, że byli młodsi sędziowie, których trzeba było wspierać, ale i starsi, którzy chcieli jeszcze coś sędziować. Gdy były jakieś problemy, załatwiał to we własnym gronie. Miał fajną zasadę, że nie prał pewnych brudów publicznie, tylko potrafił spotkać się i w cztery oczy wyjaśnić wątpliwości. Daleki był od tego, żeby w mediach kogoś linczować - podkreśla Jacek Gajewski.

Zmarł niespełna sześć lat po zakończeniu kariery sędziowskiej. Chorował na serce. Nie doczekał się planowanej transplantacji. Zmarł 14 stycznia 2002 roku. - Był człowiekiem niesamowicie twardym. Cały czas walczył i wierzył, że jego życia uda się przedłużyć. Od jego śmierci mijają prawie dwie dekady, ale ja mam odczucie, jakby to wszystko wydarzyło się niedawno. Moment, gdy Roman Cheładze zmarł, jego pogrzeb, pamiętam doskonale. Bardzo wiele się od niego nauczyłem jeśli chodzi o żużel, o podejście do tego sportu i kwestie regulaminowe. Mogłem korzystać z jego ogromnej wiedzy. Roman Cheładze to jedna z nielicznych osób, które były, są i pozostaną dla mnie największymi autorytetami jeśli chodzi o sport żużlowy - kończy Jacek Gajewski.

Zobacz także: Syn legendy może być objawieniem
Zobacz także: Zmarzlik namawiał go na żużel

Źródło artykułu: