Dwóch znakomitych żużlowców urodziło się tego samego dnia 28 stycznia, ale dzieli ich 10 lat różnicy. Mowa o Jerzym Szczakielu, pierwszym polskim indywidualnym mistrzu świata w jeździe na żużlu urodzonym w 1949 roku oraz Grzegorzu Dzikowskim, wieloletnim filarze Wybrzeża Gdańsk, który przyszedł na świat dokładnie dekadę później. - Na torze się jednak nie spotkaliśmy. Kiedy Jerzy Szczakiel kończył karierę, ja dopiero stawiałem pierwsze kroki w sporcie żużlowym - wyjaśnia Dzikowski.
- Jerzy Szczakiel jako mistrz świata był w Polsce poważany, ale nie był może tak rozpoznawalny jak inni żużlowcy w tamtych czasach jak Jancarz, Waloszek czy Plech. Tytuł mistrza świata na żużlu Jerzego Szczakiela często był porównywany do wyczynu Wojciecha Fortuny w Sapporo, kiedy skoczył 111 metrów i został mistrzem olimpijskim. To był życiowy skok Fortuny, tak samo jak finał IMŚ z 1973 dla Jerzego Szczakiela - wspomina Grzegorz Dzikowski.
- Absolutnie nie można umniejszać sukcesu Jurka, bo choć nie notował spektakularnych sukcesów w kraju, to ma na koncie tytuł IMŚ, zapisał się w historii polskiego żużla i długo czekaliśmy na powtórkę tego sukcesu, bo aż 37 lat. To o czymś świadczy, a czy był to przypadek, czy nie? To jest nieistotne, wytrzymał nerwowo w Chorzowie. Wyskoczył ze startu, trzymał swój tor jazdy, a Ivan Mauger za szybko chciał go wyprzedzić i się przewrócił. Tytuł mistrza świata został w Polsce. Jest w historii pierwszym Polakiem, tyle lat był jedynym i nikt mu tego nie odbierze - podkreśla Dzikowski.
ZOBACZ WIDEO Matej Zagar gościem "Żużlowej Rozmowy". Obejrzyj cały odcinek!
Szczakiel w finale IMŚ w Chorzowie w 1973 roku właśnie po biegu dodatkowym pokonał Nowozelandczyka. Na najniższym stopniu podium stanął Zenon Plech. Warto dodać, że Szczakiel zanim został indywidualnym mistrzem świata, dwa lata wcześniej na torze w Rybniku z Andrzejem Wyglendą wywalczył złoty medal Mistrzostw Świata Par. Do teraz w historii widnieje jako jedyny polski żużlowiec, który miał na koncie tytuły mistrza świata zarówno indywidualnie, jak w i jeździe parami.
Jerzy Szczakiel nie został nigdy indywidualnym mistrzem Polski. Najbliższej złotego medalu w rywalizacji krajowej był w 1971 roku w Rybniku, gdzie zajął drugie miejsce. Opolanin był wyjątkowo skromnym człowiekiem. Zawsze podkreślał, że pieniądze, które zarobił za zdobycie tytułu mistrza świata były nieporównywalne z obecnymi finansami w sporcie żużlowym. Szczakiel za złoty medal IMŚ wyremontował mieszkanie. Cenniejszy od pieniędzy był dla niego udział w Gali FIM z innymi mistrzami świata w sportach motorowych.
To pierwsze urodziny mistrza świata, gdy opolanina nie ma już wśród nas. Zmarł 1 września 2020 roku. W pamięci kibiców pozostał jednak nieśmiertelny jako pierwszy Polak, który przez 37 lat był jedynym naszym rodakiem z tytułem IMŚ w jeździe na żużlu. Zawsze skromny, chętny do rozmowy, z rozrzewnieniem wspominający dawne czasy romantycznego speedwaya. Dziś nie ma już wśród żyjących żadnego z medalistów słynnego finału IMŚ z 1973. Pozostają po nich tylko piękne wspomnienia. Legendy nie umierają jednak nigdy. Żyją w naszej pamięci.
Zobacz także: Był bohaterem najdroższego transferu
Zobacz także: Znamy datę pogrzebu Kamila Pulczyńskiego