Już w pierwszym sezonie startów, Jarosław Olszewski przyniósł szczęście i zdobył z Wybrzeżem Gdańsk Drużynowe Wicemistrzostwo Polski. Jako szesnastolatek pojechał jednak tylko w jednym meczu - w Zielonej Górze, w którym nie zdobył punktów. - Po sezonie nie dostałem medalu, bo klub stwierdził że po tym spotkaniu w którym punktów nie zdobyłem, na niego nie zasłużyłem. Tak to wtedy wyglądało - wspomniał.
Jego rola stopniowo rosła. Już w 1989 roku jako 20-latek miał w najwyższej klasie rozgrywkowej średnią 2,110. Niewielu zawodników tak dużo osiągnęło w tym wieku. Stał się prawdziwym liderem gdańskiego klubu. Jako junior, w 1990 roku był już w Wybrzeżu liderem z prawdziwego zdarzenia. Był też bliski wielkiego sukcesu na arenie międzynarodowej. Wiemy, że obecnie medale Polaków w IMŚJ nie są czymś nadzwyczajnym, w tych czasach był to jednak kosmos. Do 1995 roku jako jedyny srebrny medal zdobył Piotr Świst, a Olszewski wystąpił w finale w Lwowie.
O krok od Tony’ego Rickardssona
Mistrzostwo wówczas zdobył Chris Louis, a srebrny medal reprezentujący ZSRR Estończyk Rene Aas. O brązowy medal rozegrano bieg dodatkowy, w którym wystąpili Jarosław Olszewski i Tony Rickardsson. Polak przegrał, brąz zdobył Szwed, który wkrótce był dominatorem żużla na świecie, przez wielu uważanym za najlepszego w historii. - Ten dzień pamiętam jak dziś. Trenerem kadry był pan Koselski i nawet mam od kolegi z Rosji wideo z tych zawodów. Prowadziłem bieg dodatkowy z Tonym Rickardssonem. Mogłem być trzeci, a czwarte miejsce jest najgorsze. Po biegu zamknąłem się w boksie i powiedziałem, że wszyscy mają wyjść i zacząłem płakać w samotności. Dla mnie to była porażka, bo w zawodach mogłem być nawet drugi, gdyby nie mój powtórzony w fazie zasadniczej bieg, w którym prowadziłem - wspomina po latach Olszewski.
ZOBACZ WIDEO Żużel. Matej Zagar mówi o minusach wczesnego rozpoczęcia sezonu
W lidze najlepszym jego sezonem był rok 1993, kiedy osiągnął średnią biegową 2,707 i był przy tym dopiero trzecim najskuteczniejszym zawodnikiem Wybrzeża, które awansowało do najwyższej klasy rozgrywkowej. W drużynie byli wówczas m.in. Marvyn Cox i Steve Schofield. - Wtedy to były zupełnie inne czasy. Do Wybrzeża przyszli Cox, Davis oraz mój wielki przyjaciel Schofield. I jak zagraniczny zawodnik przychodził, za nim przychodzili sponsorzy. Nigdy nikt nie wspierał wychowanków, którzy zdobywali przez całe życie punkty dla GKS-u. Mimo wszystko udało się coś dla tego klubu zrobić - zauważył drugi najskuteczniejszy zawodnik w historii Wybrzeża, który zdobył dla tego klubu 1 743 punkty.
Pilski epizod okraszony medalami
Czas Jarosława Olszewskiego w Wybrzeżu Gdańsk minął. W 1996 roku odszedł do Polonii Piła. - Ja nigdy nie chciałem odchodzić z gdańskiego klubu, tylko pan Rusik, ówczesny komendant policji w Gdańsku, sprzedał mnie do Polonii Piła za krocie w 1996 roku. Poznałem tam jednak wspaniałych ludzi, również Hansa Nielsena - zaczął Olszewski.
- Pamiętam mecz w Pile w 1995 roku, gdy przyjechałem tam z Wybrzeżem. Przegraliśmy 38:52, a ja zdobyłem 16 punktów i pokonałem Hansa jadąc z czwartego pola po tym, jak mnie wypchnął na zewnętrzną. Gdy dołączyłem do Polonii, od razu mi przypomniał to spotkanie. Z pilskim zespołem dwa razy zdobyłem wicemistrzostwo Polski - przypomniał.
Schyłek kariery
Z biegiem czasu jednak Jarosław Olszewski zdobywał mniej punktów. Pod koniec kariery jeździł jeszcze w barwach Śląska Świętochłowice, TŻ-u Noban Opole i na koniec wrócił do Piły, notując coraz słabsze średnie biegowe. Jeszcze kilka lat wcześniej jeździł na poziomie Tony'ego Rickardssona i Tomasza Golloba, z którym zdobył w Wybrzeżu złoty medal MMPPK.
Jak wiemy, kariery tych zawodników potoczyły się zupełnie inaczej. Dlaczego? - Nie było wtedy sponsorów, a ja musiałem być księgowym, menedżerem i zawodnikiem naraz. Brakowało funduszy na sprzęt, to były zupełnie inne czasy. Teraz są inne i ja się z tego cieszę, niech biorą jak najwięcej pieniędzy - przyznał.
Etap trenerski za oceanem
Po zakończeniu kariery, na krótki czas mieszkający w Sopocie zawodnik wyjechał do USA. Jak tam trafił? - Przyleciałem na zaproszenie i pamiętam, że miałem spakowany motocykl w dwie torby do przewożenia rowerów, z którymi trafiłem do strefy "zero", w której w tamtych czasach decydowano na lotnisku czy wpuszczają kogoś do USA czy zawracają do domu. Powiedziałem bez dużej znajomości angielskiego, że będę jeździł na żużlu i mnie wpuścili - przypomniał Jarosław Olszewski.
- Trafiłem do stanu New Hampshire, gdzie osoba która miała być moim opiekunem początkowo mnie nie polubiła, ale po czasie nasze relacje poprawiły się na tyle, że chciała bym u niej został. Gdy tam wsiadłem na motocykl i jeździłem na jednym kole, zyskałem wielkie uznanie. Na miejscu byłem przez pół roku i szkoliłem młodzież. Była bariera językowa, ale im dalej tym było lepiej. Do dziś utrzymujemy z niektórymi osobami stamtąd kontakt, niestety nie ma tam już żużla a szkoda, bo chętnie bym tam pojechał - dodał.
Trener gdańskiej młodzieży
Po zakończeniu kariery, Jarosław Olszewski został trenerem młodzieży w Gdańsku. - Jak ktokolwiek do mnie przyjdzie, to zawsze mu pomogę. Ja praktycznie nie miałem żadnego wsparcia od prawie nikogo, jedynie od Zenona Plecha. Byliśmy przyjaciółmi do ostatnich dni jego życia. Niedługo przed jego śmiercią był u mnie w domu i rozmawialiśmy o gdańskim żużlu. Nie ukrywam, że nie po drodze mi z panem Zdunkiem po tym, jak byłem wcześniej w gdańskim klubie - stwierdził.
Czy były idol gdańskich trybun wróci jeszcze do żużla? - Nadal chciałbym pracować z dziećmi, bo one są grzeczne i miłe - słuchają tego, co mówię. Do dorosłego żużla mnie nie ciągnie. Wcześniej pracowali ze mną Pieszczek, Kossakowski czy Beśko i robili to, co im mówiłem. Gdy upadali, zawsze im powtarzałem że gdybym wiedział że tak się skończy, to położyłbym im materac. Teraz do żużla wraca Bartek Tyburski i zobaczymy jak sobie poradzi - podsumował Jarosław Olszewski.
Czytaj także:
Nieodżałowany wojownik z Czech
Był bohaterem najdroższego transferu, MŚ nie został