Pan Marian jest człowiekiem bardzo otwartym. Zaprasza mnie do pokoiku i wygrzebuje z szafy albumy, w których znajdują się zdjęcia z okresu, gdy on startował na żużlu. Jednak nasza rozmowa nie rozpoczyna się od sportu żużlowego i nie tylko o nim będzie traktowała.
Gospodarz pokazuje mi wydany w Poznaniu w 1949 zeszyt zawierający partyturę na orkiestrę dętą: Marsz Student, ułożył Marian Kaznowski (Uczeń Gimnazjum i Liceum im. H. Sienkiewicza w Częstochowie) Z ciekawością przeglądam ośmiostronicowy zeszyt, gdy autor opowiada: - Mączka, znane kiedyś bardzo nazwisko i dał mi prowadzić orkiestrę dętą w Sienkiewiczu. W domu było pianino, fortepian - u rodziców, no i zacząłem sobie grać. Który to rok?... O rany boskie. Pana na świecie pięć razy nie było!
Rozmowa schodzi powoli na tematy sportowe. Pierwsze zawody w historii częstochowskiego sportu żużlowego odbyły się jak wiadomo w 1946 roku z okazji Dnia Sportu. Zorganizowano je na bieżni szerokości około trzech i pół metra, w miejscu dzisiejszego hotelu Patria, posypanej mieloną cegłą. Pan Marian wspomina pierwszy motocykl na którym startował: - DKW 200, tata mi kupił... ręczna zmiana biegów i z pasją opowiada o pierwszych zawodach, w których zwyciężył Waldemar Miechowski, zaś jego chciano zdyskwalifikować za podpieranie się nogą. Zresztą Miechowski miał podobny problem z sędziami.
Żużel chwycił w mieście na które cień swój rzuca jasnogórska wieża. Już w następnym roku odbyły się zawody ogólnopolskie. Miechowski, Sejfried, Laskowski - to koledzy Kaznowskiego z początkowych miesięcy startów. Potem krąg zainteresowanych się powiększa.
Nadchodzi rok 1948 - organizowane są eliminacje do ligi. Chętnych jest wiele ośrodków w których turnieje żużlowe zyskują błyskawiczną popularność. Dopuszczonych do eliminacji zostaje szesnaście ośrodków. Kryteria dopuszczenia nieznane. Wśród klubów tych znajduje się Częstochowskie Towarzystwo Cyklistów i Motocyklistów. W trzech turniejach eliminacyjnych reprezentować je mają Waldemar Miechowski, Leonard Ciurzyński oraz Marian Kaznowski.
Występy częstochowian nie są najlepsze poza przyzwoitym Miechowskim, co wystarcza na zakwalifikowanie do II ligi. Bohater naszej opowieści startował w jednym turnieju z Alfredem Smoczykiem, o którym wypowiada się w sposób niezwykle przekonujący: - Fantasta żużlowy. Smoczyk był fenomenem dla mnie. Do dzisiejszego dnia.
Wielokrotnie po śmierci Smoczyka Kaznowski startował w memoriale poświęconym pamięci tego wybitnego zawodnika. Byli przyjaciółmi. Zdarzyło się nawet, że Smoczyk pożyczał motocykl Kaznowskiemu. W tamtych czasach (dzisiaj również) było to rzadkie zjawisko.
Zresztą Kaznowski miał wielu przyjaciół. Jego bliskim przyjacielem był redaktor Ciszewski. Znajdujemy fotografię z eskapady polskiej reprezentacji do Oerebro. Zmięta. Noszona w portfelu. Na odwrocie podpisy z najlepszymi życzeniami od Kena McKinleya, właśnie Ciszewskiego, Broadbanka, Danuty Rinn, Wiesława Michnikowskiego, Wojciecha Młynarskiego i wielu innych, o których pamięć zatarł czas zacierając jednocześnie ślad atramentu.
Multum zdjęć, karykatur, wycinków. Pan Marian opowiada o praktycznie każdym zdjęciu, które przeglądamy.
"Z częstochowian pojechał najlepiej Kaznowski, który zwyciężył trzykrotnie"
"Sensacją meczu było zwycięstwo Kaznowskiego nad znanym motocyklistą Dylągiem z Rzeszowa, który przyszedł na metę o 30 m za częstochowianinem. Kaznowski wygrał także pozostałe 2 biegi"
"Wyjazd reprezentacji do Szwecji projektowany jest na 4 sierpnia [...] W obozie udział wezmą nasi najlepsi żużlowcy: Smoczyk, Olejniczak [...] Kaznowski [...]"
"Mimo zdecydowanej porażki ze Szwedami (77:31), zostawiamy jak najlepsze wrażenie [...] Również dzielnie spisali się [...] i Kaznowski, zdobywając punkty dla naszych barw"
To tylko niektóre z wycinków w prasie, których treść przepisuję. Kaznowski należy do najzdolniejszych żużlowców młodego pokolenia. Startuje w finałach IMP. W debiucie w 1950 roku zajmuje wysoką - czwartą lokatę.
Pozycja mogłaby być wyższa, gdyby nie pech, o którym pionier polskiego żużla opowiada z rozrzewnieniem i wciąż widocznym rozczarowaniem: - Miałem szanse na wicemistrzostwo. Pożyczałem motocykl od kolegi, bo mój rozsypał się przed zawodami. Niestety, gdy miałem zmierzyć się z nim w bezpośrednim pojedynku nie miałem na czym wystartować i tak oto skończyła się nadzieja na tytuł.
Podpora Włókniarza. Reprezentant Polski. Niestety. Odważna jazda, którą chwalą czasopisma motoryzacyjne nie pomaga, gdy nadchodzi październikowy dzień 1954 roku. Kaznowski pamięta dokładnie całą sytuację. Taśma przesuwa się przed oczami pana Mariana. Wspomnienia odżywają, emocje mimo lat są żywe:
- Proszę pana, ja... Minimalnie spóźniłem start. On z drugiego toru, ja trzeciego. Spóźniłem i... wychodzę z łuku, a on jest przede mną pół motocykla... no nie zapomnę, widzę to do dzisiaj... i tak się spojrzał, bo ja byłem na jego wysokości - cały czas mam przed oczami jego spojrzenie... byłem na jego wysokości. I mam go wyprzedzać, a ten spojrzał dobił do tej bandy, do tej deski... nie miałem gdzie uciec, wyleciałem w powietrze... pan wie, ile leciałem w powietrzu? By pan nie uwierzył. Osiem metrów, bo tylne koło uderzyło o deskę i w górę mnie wysadziło
Można zadać sobie pytanie: czy gdyby nie obniżano bandy dla wygody publiczności do grubości deseczki, być może udałoby się uniknąć tragedii? Nie jest to ważne, czasu nie da się cofnąć. To nie koniec nieszczęść. Przez błąd lekarza pojawia się zgorzel, nogę trzeba amputować. Lekarz zostaje zwolniony z pracy po kardynalnym błędzie polegającym na rozgrzewaniu, zamiast chłodzeniu nogi. Rozpoczyna się tragiczny okres życia 23 - letniego sportowca. Dzielnie wspiera go narzeczona, dziś żona pana Mariana. Mimo wszystko przy pożegnaniu bohater sprzed lat wyzna mi: - Myślałem nawet o samobójstwie...
Są przy nim wspomniana przyszła żona, kibice podtrzymujący na duchu i profesor Dega, o którym poszkodowany wypowiada się w samych superlatywach: - Przychodził do mnie, siadał w łóżku, bo też był sportowcem, tylko on - koszykarz, ja - żużlowiec. Godzinami rozmawialiśmy. Przekonywał mnie, że warto ćwiczyć.
I rzeczywiście. Istnieje życie po tragedii. Ale do czarnego sportu, tak niewdzięcznego sportu, coś ciągnie. Kaznowski zostaje trenerem, potem sędzią. Do dzisiaj pamięta jak jeden z młodzików, których trenował rzucił mu w twarz słowa: najlepiej krytykować zamiast samemu pokazać. Kaznowski zaciśnie zęby i z amputowaną nogą przejedzie kilka kółek. Rozsądek nie pozwala wrócić na tor.
Wielu żużlowców zginęło na żużlowych torach. On żyje, ale wspomina, że zawodnik, który tego feralnego dnia 24.10.1954 go "podjechał" zginął jakiś czas później, umierając na tym samym szpitalnym łóżku na którym leżał po kontuzji Kaznowski. - Złośliwość losu powtarza pan Marian, dodając - Ja mu wybaczyłem, niech mu ziemia lekką będzie.
Niestety pamięć jest krótka i mój rozmówca nie potrafi przypomnieć sobie nazwiska tego zawodnika. Pamięta tylko, że był z Leszna. Wertowałem setki artykułów w poszukiwaniu nazwiska zawodnika z Leszna, który zginął po wypadku na torze. Niestety nie udało mi się go znaleźć. Także w wycinkach, które z pasją zbierała siostra pana Mariana nie ma ani słowa o nazwisku tego żużlowca. Właściwie to nic dziwnego. W protokołach meczowych zdarzały się błędy, nikt przez lata nie przywiązywał wagi do dokumentowania zawodów. Lista znanych nam nazwisk żużlowców, którzy zginęli na torach jest długa, ale wszyscy wiemy, że niepełna. Szczególnie brak statystyk i danych jeśli chodzi o pionierskie lata czarnego sportu, z których bezpośrednim świadkiem właśnie rozmawiam.
Ciekawostką związaną z Marianem Kaznowskim jest data urodzenia. We wszelkich danych znajdziemy informację, że czwarty zawodnik indywidualnych mistrzostw Polski 1950 urodził się drugiego stycznia 1931 roku. Jaka jest prawda?: Godzina 22, 1930, trzydziesty pierwszy grudnia. Akuszerka, która mnie odbierała mówi: pani Kaznowska, wpiszę mu styczeń 1931, bo czy do wojska, czy do szkoły rok starszy miałby być przez te dwie godziny? No i dlatego jestem "sfałszowany" śmieje się nasz bohater.
Marian Kaznowski to człowiek wszechstronnie uzdolniony. Ukończył Politechnikę w Łodzi, zajmował się muzyką, zna cztery języki. Ma w sobie tyle ciepła i energii do życia, że mógłby obdarować nią niejednego. Historia jego startów i życia to materiał na książkę...
Ze spotkania z panem Kaznowskim wychodzę po dłuższym czasie. W plecaku mam prezent w postaci wspomnianej partytury i autograf ze wzruszającą dedykacją: "[...] aby Pan pamiętał o mnie". Myślę, że słowa te powinny trafić do nas wszystkich. Zatem pamiętajmy o tych, którzy tworzyli historię żużla w Polsce, o bohaterach, którzy dzisiaj żyją wspomnieniami braw i w snach wciąż ścigają się ze swoimi kolegami sprzed wielu, wielu lat...
Bartłomiej Jejda
Biogram Mariana Kaznowskiego
Urodzony w 1931 roku. Zawodnik CTCiM oraz Włókniarza Częstochowa w latach 1948 - 1954. Finalista IMP 1950 (Kraków) IV, 1951 (Wrocław) XIV, 1952 (Wrocław) XIV, 1954 (pięć eliminacji) IX. Reprezentant Polski. Zakończył karierę po tragicznym wypadku 24.10.1954 roku na torze w Lesznie.