Żużel. Tadeusz Zdunek odpowiada na zarzuty Artura Mroczki i ujawnia kulisy rozmów [WYWIAD]

WP SportoweFakty / Grzegorz Jarosz / Na zdjęciu: Tadeusz Zdunek
WP SportoweFakty / Grzegorz Jarosz / Na zdjęciu: Tadeusz Zdunek

- Przez lata nie zdradzałem kulisów rozmów z Arturem Mroczką, ale czas powiedzieć dokładnie, jak one przebiegały. Jego wywody i oczernianie mnie od złodzieja, przekraczają wszelkie granice - odpowiada Tadeusz Zdunek, prezes Wybrzeża Gdańsk.

[b]

Maciej Kmiecik, WP SportoweFakty: Były zawodnik Wybrzeża Gdańsk Artur Mroczka twierdzi, że jest mu pan winien około 470 tysięcy. Uważa, że nie podpisywał w 2015 roku żadnej ugody i nie zrzekł się 60 procent zaległości, jakie GKS Wybrzeże S.A. posiadało wobec niego za latach 2013-2014. Co pan na to?
[/b]
Tadeusz Zdunek (prezes klubu Zdunek Wybrzeża Gdańsk): Po pierwsze ja ani klub przeze mnie prowadzony nigdy nie byliśmy dłużnikiem pana Mroczki. Po drugie, gdyby pan Mroczka nie podpisał ze Stowarzyszeniem GKŻ Wybrzeże porozumienia w sprawie przejęcia części zaległości spółki wobec niego, to w 2015 roku ligowego żużla w Gdańsku by nie było, a on nie odzyskałby ani złotówki. Taki los spotkał wielu dłużników GKS-u. Zarzut, że ten podpis nie jest jego, to bezczelność. Przez lata nie zdradzałem kulisów tych rozmów, ale czas powiedzieć dokładnie, jak te rozmowy przebiegały. Jego wywody i oczernianie mnie od złodzieja, przekraczają wszelkie granice.

Jak zatem wyglądały te rozmowy?

Z konsternacją patrzyłem na zachowanie pana Mroczki, który podczas jednego ze spotkań próbował cztery razy wsypać łyżeczką cukier do szklanki i nie potrafił do niej trafić. Nie wiem, czy był pijany, czy pod wpływem jakichś środków odurzających. Nie znam się na tym. Ale dociera do mnie, że może nie pamiętać tych spotkań. Na spotkania zawsze przychodził w towarzystwie, czasem brata, czasem matki. Nie widziałem do tej pory sensu wspominania tych rozmów, ale skoro pan Mroczka dzwoni do Państwa i wysnuwa takie oskarżenia, uznałem, że opinia publiczna powinna dowiedzieć się, jak to przebiegało.

ZOBACZ WIDEO Żużel. Wiktor Kułakow to zawodnik na PGE Ekstraligę. Trener Apatora Toruń nie ma wątpliwości

Artur Mroczka twierdzi, że nie godził się na żadne kompromisy, że zastraszał go pan.

To on w trakcie tych rozmów straszył mnie jakimś prokuratorem, którego miał mieć w rodzinie. Słyszałem, że ta osoba się za mnie zabierze. To kto tu kogo straszył? Warto jeszcze podkreślić jedną kwestię.

Jaką?

Najważniejsza sprawa jest taka, że to przecież nie ja podpisywałem z panem Mroczką kontrakt na starty w Wybrzeżu w sezonach 2013-2014. Nie ja byłem prezesem klubu, który zrobił wobec niego długi. Wówczas funkcję prezesa pełnił Robert Terlecki. Ja z kolei występowałem w imieniu stowarzyszenia, które przejmowało drużynę od spółki i ratowało ligowy żużel w Gdańsku. Musieliśmy zawrzeć porozumienia ze wszystkimi zawodnikami. Bez problemów zrobiłem to z Dawidem Stachyrą, Robertem Miśkowiakiem, Leonem Madsenem czy trenerem Stanisławem Chomskim. Wszyscy byli zadowoleni, bo dostali chociaż część zarobionych pieniędzy, a tak nie dostaliby nic.

Wszyscy zawierali ugody na takich samych warunkach, rezygnując z 60 proc. zadłużenia?

Warunkiem startu jakiejkolwiek drużyny ligowej z Gdańska w sezonie 2015 zgodnie z regulaminem Polskiego Związku Motorowego było przejęcie zobowiązań poprzedniego klubu z naszego miasta, czyli GKS Wybrzeże S.A. wobec zawodników, właściciela stadionu oraz osób funkcyjnych PZM.

Dlatego też wszystkim dłużnikom z w/w grup zaproponowaliśmy takie same warunki, czyli rozłożoną na 3 lata spłatę 30 proc. z zaległości, jakie GKS Wybrzeże S.A. posiadało wobec nich na dzień rozpoczęcia naszych rozmów. Później w efekcie negocjacji ta suma wzrosła do 40% zadłużenia, dzięki czemu każdy z zawodników ostatecznie otrzymał pomiędzy 60 a 80% tego co zarobił w Gdańsku.

Jak wyglądało to formalnie?

Formalnie zawodników, moją firmę oraz klub połączyło trójstronne porozumienie, na mocy którego zawodnik deklarował przed PZM-otem, że nie posiada roszczeń wobec GKŻ Wybrzeże z tytułu umowy z GKS Wybrzeże S.A., natomiast GKŻ Wybrzeże oraz moja firma deklarowały zawarcie umów z zawodnikiem na kwotę o równowartości wynegocjowanej sumy w zamian za określone świadczenia. Wszystkie zawarte umowy zostały zrealizowane, a zawodnicy otrzymali swoje środki.

Spotykał się pan z żużlowcem w barze Borsuk pod Grudziądzem? Byli jacyś świadkowie tych spotkań?

Byłem z jednym z pracowników klubu. Ze strony zawodnika na pewno była matka. W ogóle trudno było namierzyć Artura Mroczkę i się z nim spotkać. Poprzez rodzinę i przyjaciół w Grudziądzu starałem się doprowadzić do tych spotkań. Trwało to może z dwa tygodnie, zanim go znaleźliśmy.

Media informowały wtedy, że on jako ostatni podpisał ugodę…

Bo tak faktycznie było. Kontakt z nim był utrudniony. Powiem więcej, bywał z raz czy dwa u mnie w firmie na rozmowach. Nie były to łatwe spotkania. Rozmawialiśmy o czymś, a za chwilę nie pamiętał, o czym mówiliśmy kilka minut wcześniej. Dziwię się, że taki zawodnik jeszcze jeździ w polskiej lidze.

Artur Mroczka sugeruje, że badanie na obecność niedozwolonych środków w jego organizmie po meczu Wybrzeża z Unią Tarnów to zemsta za to, że żużlowiec upomniał się o zaległe pieniądze. Badanie nic nie wykazało. Co pan na to?

Przed meczem z nim nie rozmawiałem o żadnych pieniądzach. Po wyjściu Artura Mroczki z toalety członkowie naszego teamu wyczuli wyraźny zapach marihuany. Zgłosiliśmy to przed zawodami, ale regulamin nie daje wielu możliwości przeprowadzenia badania. Tego dokonać może tylko policja, jednakże tylko w przypadku, gdy podejrzany spowoduje zagrożenie w ruchu drogowym. Czyli realnie zbadanie zawodnika przed meczem było nie do wykonania. Powiem szczerze, że warto pomyśleć, jak działać w takich wypadkach, bo od tego czasu do badania minęło około 6 godzin. Zanim przyjechała policja i przeprowadziła badanie pan Mroczka litrami pił wodę. Ponoć można w ten sposób "wyczyścić" organizm na potrzeby tego rodzaju testu.

Wracając jeszcze do ugody, mówił pan Arturowi Mroczce, że jak jej nie podpisze, to niczego nie dostanie z 785 tysięcy, które był mu winny gdański klub?

Gdyby nie podpisał, my byśmy musieli pójść drogą Włókniarza Częstochowy, czyli mieć roczną karencję i wrócić do ligi w 2016 roku. Zawodnik z kolei nie odzyskałby złotówki z zarobionych pieniędzy, bo spółka, w której startował, była bankrutem. Takie były fakty. Ne było nas wówczas stać na spłatę 100 proc. zobowiązań.
Wszystkie długi - na podstawie podpisanych ugód - spłaciłem ze swoich prywatnych pieniędzy. Pan Mroczka otrzymał co do złotówki w terminie pieniądze z ugody.

Żużlowiec twierdzi, że jego podpis powinien sprawdzić grafolog, bo on niczego nie podpisywał. Co pan na to?

To jest niepoważne z jego strony. Ten człowiek najpierw wyzywa mnie od złodzieja, a bodajże z 2-3 lata temu, gdy spotkałem go przypadkowo pod Grudziądzem, podszedł do mnie z prośbą, czy nie zasponsorowałbym mu silnika do motocykla.

Co więcej. Skoro twierdzi, że nie podpisał ugody, to na jakiej podstawie zawarł umowę z moją firmą i GKŻ Wybrzeże w 2015 roku, a następnie przez trzy lata wystawiał faktury na w/w podmioty? Też robił to za niego ktoś inny? Nie bądźmy śmieszni. Nie ma zamiaru polemizować dłużej z człowiekiem, który wyzywa mnie do złodziei.

A tą ugodę miał on podpisać podczas spotkań, o których pan wspomniał czy w innych okolicznościach?

Umowę miał podpisać podczas spotkania w mojej firmie. Przyjechał w towarzystwie brata i mechanika. Jednakże przed złożeniem podpisów zażyczył sobie byśmy pierwszą transzę wypłacili zanim zawrzemy umowę. Przelew został zrealizowany podczas spotkania. Niestety Pan Mroczka nie posiadał wówczas elektronicznego dostępu do konta i nie mógł sprawdzić czy przelew się zaksięgował. W związku z tym zabrał podpisaną przez nas ugodę i dzień później jeden z pracowników klubu musiał jechać po nią do Grudziądza.

Artur Mroczka uważa, że zniszczył pan jego życie i czeka na ruch z pana strony.

Nie ja zalegałem mu te pieniądze. Ktoś inny był wtedy prezesem. On sam podpisał umowę na sezon 2014, choć wówczas zaległości wobec niego za 2013 były już naprawdę ogromne. Ja wziąłem na siebie część tych zobowiązań, by ratować żużel w Gdańsku. Z tego, co zostało zawarte w umowach, wywiązaliśmy się w 100 proc.. Jak wspomniałem wcześniej, nie widzę sensu rozmawiania na temat człowieka, który notorycznie mnie obraża.

Wywiad z Arturem Mroczką można przeczytać TUTAJ.

Zobacz także: Skórnicki bez ogródek mówi o ograniczeniach
Zobacz także: Niemal zginęła w wypadku spowodowanym przez sportowca

Źródło artykułu: