[tag=1144]
Artur Mroczka[/tag] był zawodnikiem Wybrzeża Gdańsk w latach 2013-2014. Klub spadł wtedy do niższej ligi, miał także długi - prawie dwa miliony złotych. Dlatego Wybrzeże nie otrzymało licencji na starty w I lidze w sezonie 2015. Ratunkiem było przejęcie zespołu od zadłużonej spółki przez stowarzyszenie i spłata części zaległości. W zamian podpisano ugody z dłużnikami, co pozwoliło na start zespołu w rozgrywkach z poziomu drugiej ligi. Gwarancję spłaty zaległości wobec żużlowców wziął na swoją firmę Tadeusz Zdunek, prezes i sponsor gdańskiego klubu.
Artur Mroczka, jeden z zawodników, którego dotyczyło zadłużenie, uważa, że niczego nie podpisywał i że prezes Tadeusz Zdunek jest mu nadal winny około 470 tysięcy złotych.
Maciej Kmiecik, WP SportoweFakty: Głośno zaczął pan krytykować prezesa Wybrzeża Tadeusza Zdunka po tym, gdy ten poskarżył się w mediach, że Apator Toruń zwlekał z płatnością gdańskiemu klubowi za transfer Karola Żupińskiego. Co pana tak zdenerwowało?
Artur Mroczka (żużlowiec Unii Tarnów): To mianowicie, że prezes skarży się publicznie na to, że ktoś zwleka mu z zapłatą, a tymczasem sam robi podobnie. Ja czuję się oszukany na około 470 tysięcy złotych przez pana Zdunka.
ZOBACZ WIDEO Żużel. Wiktor Kułakow to zawodnik na PGE Ekstraligę. Trener Apatora Toruń nie ma wątpliwości
To mocne oskarżenie.
Mocne słowa mam w zanadrzu. W marcu 2015 roku pan Zdunek przygotował ugodę, do podpisania której zostałem zmuszony, bo grożono mi, że albo się zgodzę na odzyskanie 40 procent moich zarobków, albo zamkną klub i nie dostanę ani złotówki.
Były jeszcze jakieś inne propozycje kompromisu?
Nie. Żadnych rozmów nie prowadzono. Były spotkania z nami, ale przedstawiono tylko jedną wersję, mówiącą o zrzeczeniu się 60 procent zobowiązań, a pozostałe 40 procent miało zostać rozłożonych do spłaty na trzy lata. Dla mnie oznaczało to, że zostałem okradziony z zarobionych na torze pieniędzy. Przecież nie jeździłem przez dwa lata dla Wybrzeża na 40 procent swoich możliwości i umiejętności. Jeździłem na sto procent. Nie byłem byle kim. W 2008 roku zdobyłem mistrzostwo Europy juniorów. Narażałem życie i zdrowie, a miałem się zrzec tak dużych pieniędzy?
"Dziennik Bałtycki" 10 marca 2015 roku cytował na łamach prezesa Zdunka: "Udało nam się dojść z Arturem Mroczką do porozumienia. Na warunkach, które wcześniej przyjęli Miśkowiak i Stachyra". To jak to było z tą ugodą?
Pan Zdunek spotykał się ze mną sam na sam w barze "Borsuk" pod Grudziądzem. Na jednym spotkaniu byłem z mamą i znajomym. Tadeusz Zdunek mnie zastraszał. Twierdził, że był w więzieniu, że może tam wrócić. Słyszałem, że jestem gówniarzem i że mam podpisać papiery i tyle. Ostrzegał mnie, że jak tego nie zrobię, to nic nie dostanę. Pięć razy byłem na takich spotkaniach. Do dziś mam lęki z tego powodu.
Ale ostatecznie podpisał pan tą ugodę?
Niczego nie podpisałem, choć pewnie jakiś podpis na tym dokumencie widnieje. Trzeba byłoby z tym pójść do grafologa.
Dlaczego nie protestował pan wtedy, w marcu 2015 roku, kiedy media informowały, że podpisał pan ugodę?
Byłem wtedy młody i się bałem. Poza tym, tak jak mówiłem, zostałem zastraszony.
Teraz nie boi się pan publicznie wypowiadać takich oskarżeń?
Boję się i mówię to otwarcie.
Zgłaszał pan te groźby gdziekolwiek? Próbował pan przez prawników odzyskać pieniądze?
Rozmawiałem z prawnikami, ale zawsze słyszałem, że aby odzyskać te 470 tysięcy, sam muszę wpłacić najpierw pieniądze na pozew. Absurd. Ja się martwię, co dać dzieciom jeść, bo zostałem oszukany, a miałbym się jeszcze zapożyczać, żeby odzyskać zarobione pieniądze?
Takie jest prawo, nic na to nie poradzimy.
A wie pan, co jest najlepsze?
Co?
Kiedy przyjechałem w 2020 roku do Gdańska na mecz w barwach Unii Tarnów i przypomniałem się przed meczem, że są mi winni pieniądze, to po spotkaniu zostałem na polecenie Wybrzeża przebadany pod kątem stosowania środków dopingowych. Oczywiście badanie niczego nie wykazało. Zdunek zapłacił za to 5 tysięcy, zamiast mi je oddać.
Jakiego rzędu zadłużenie wobec pana miał gdański klub po sezonie 2014?
To było 785 tysięcy złotych. Zapłacono mi w ratach do 2018 roku 314 tysięcy złotych. Reszty nie zobaczyłem na oczy. To są dla mnie ogromne pieniądze. Moja kariera żużlowa posypała się. Nie miałem za co inwestować w sprzęt. Odchodziłem z Gdańska do Tarnowa bez złotówki. Nie było mnie stać na rozwój. Dostałem 50 tysięcy i usłyszałem, że mam spłacić długi, podatki i ZUS-y.
Ma pan kontakt z prezesem Tadeuszem Zdunkiem?
Do 2018 roku miałem, gdy facet przelewał mi jeszcze pieniądze. Od 2018 roku przestał mi płacić. Próbowałem rozmawiać. Informowałem go, że nie mam za co żyć. Dostawałem odpowiedź, że jesteśmy rozliczeni. I tyle. Skoro prezes Zdunek chwali się w mediach, że gdański klub jest taką marką i jest wypłacalny, a innym wytyka opóźnienia w przelewach, niech sam ureguluje zobowiązania wobec mnie. Jest jeszcze szansa na polubowne załatwienie sprawy. Czekam na ruch ze strony pana Zdunka. Ten człowiek zniszczył mi życie. Teraz jest czas, żeby mi je zwrócił.
Odpowiedź prezesa Tadeusza Zdunka na oskarżenia Artura Mroczki można przeczytać TUTAJ.
Zobacz także: Kanclerz nie będzie hamował drużyny przed awansem
Zobacz także: Niemal zginęła w wypadku spowodowanym przez sportowca