[tag=1122]
Andrzej Huszcza[/tag] w trakcie swojej kariery reprezentował Falubaz Zielona Góra oraz PSŻ Poznań. Z tym pierwszym klubem był związany aż przez 31 lat. Debiut w zawodach ligowych zaliczył w 1975 roku. W latach 80-tych oraz na początku 90-tych Falubaz był potęgą, a pierwsze skrzypce w zespole grał właśnie Huszcza. Na żużlowym owalu nie odpuszczał rywalom nawet na chwilę.
- Andrzeja ceniłem podczas jego kariery za to, że był wielkim walczakiem na torze. Jeździł nieustępliwie i walczył o jak najlepszą pozycję do samej mety – mówi kolega z toru, legendarny zawodnik Unii Leszno, Roman Jankowski.
- Chyba nie było drugiego takiego zawodnika w Polsce, który by tak mocno nękał atakami swoich przeciwników na torze. Wspaniale się oglądało tę zadziorność Andrzeja. Doceniam go także za spokój, który prezentował. Nie było po nim widać zdenerwowania przed startami, a po zakończonych biegach zawsze był uśmiechnięty niezależnie od miejsca, które zajął - dodaje Jan Krzystyniak, kolega klubowy Andrzeja Huszczy z czasów jazdy w Falubazie Zielona Góra.
ZOBACZ WIDEO Żużel. Patryk Dudek ubolewa w związku z brakiem kibiców na trybunach. "My jesteśmy dla nich, oni dla nas"
O wielkości Andrzeja Huszczy świadczą liczby. W barwach macierzystego klubu wywalczył aż 5521 punktów. Jego rekord raczej nigdy nie zostanie pobity. Niesamowite jest to, że wraz z zadziornością na torze Huszcza miał też świetną skuteczność. W najwyższej klasie rozgrywkowej dwa razy zostawał najskuteczniejszym zawodnikiem. Z wieloma zawodnikami toczył zacięte boje, ale z większością z nich poza torem utrzymywał przyjacielskie relacje. Huszcza określany był jako "niezniszczalny i niezatapialny".
- Stoczyłem z Andrzejem wiele znakomitych pojedynków na torze. Były one pasjonujące nie tylko dla nas, ale przede wszystkim dla kibiców. W latach 80-tych podobnie jak dziś wszystkie mecze z Falubazem były dla nas bardzo trudne. Jednocześnie poza torem z Andrzejem zawsze się kolegowaliśmy i tak pozostało do dziś - podkreśla Roman Jankowski.
- Kiedy Andrzej wygrywał starty, to zazwyczaj na torze już niewiele się działo. Natomiast gdy przegrywał moment startowy, to wszyscy podbiegali do bandy, by zobaczyć, co się wydarzy. Już na pierwszym okrążeniu Andrzej rozpoczynał swój taniec na torze - mówi Krzystyniak.
Huszcza ma w swojej kolekcji wiele medali żużlowych imprez. Jeden raz zdobył indywidualne mistrzostwo Polski. 22 lipca 1982 roku rano na świat przyszła córka zawodnika Falubazu, a ten po południu dopełnił dzieła i został najlepszym żużlowcem w kraju. W biegu dodatkowym o złoto pokonał Leonarda Rabę, czyli zawodnikiem, który jako jedyny wygrał z nim w fazie zasadniczej turnieju.
Wybitny zawodnik Falubazu poza torem zawsze tryskał dobrym humorem. Czasem żarty były sprokurowane przez nagrody za miejsca na podium w zawodach indywidualnych.
- W 1985 roku był mocno obsadzony turniej w Gorzowie. Jedną z nagród za zajęcie miejsca na podium był pocałunek ówczesnej miss Polonia, Katarzyny Zawidzkiej. Spośród zawodników Falubazu na zawody wybierał się Andrzej, Maciej Jaworek i ja. W trakcie podróży na turniej ustalaliśmy, na kogo jedziemy podczas wyścigów, kto ma największe szanse na podium. Andrzej cały czas żartobliwie upierał się, że to jemu trzeba oddawać punkty. W trakcie drogi do Gorzowa nie doszliśmy do porozumienia, ale turniej każdemu z nas wyszedł wspaniale. Wszyscy stanęliśmy na podium i wracaliśmy do Zielonej Góry usatysfakcjonowani - mówi Jan Krzystyniak.
Była jednak taka sytuacja, w której Huszcza nie palił się do żartów. Legendarny zawodnik bowiem nie znosił oglądania horrorów. Na jednym ze zgrupowań zielonogórskiego zespołu podczas seansu filmowego, inni zawodnicy zaczęli robić dowcipy.
- Na początku lat 80-tych gdy byliśmy z klubem na obozie w Szklarskiej Porębie, to poszliśmy do kina na film pt. "Wampir z Feratu". Cały czas wszystko było w napięciu grozy, więc Andrzej siedział w kinie z czapką zaciągniętą na oczy. W pewnym momencie powiedziałem mu, że już po wszystkim i może zdjąć nakrycie, a wtedy było zbliżenie na wampira w trumnie. Andrzej narobił w kinie wielkiego szumu, że głowa mała - wspomina z uśmiechem Krzystyniak.
Trudno znaleźć osobę, która byłaby wrogiem Andrzeja Huszczy. Anegdoty związane z jego udziałem pokazują, że jest on jedyny w swoim rodzaju. Przez wiele lat będąc w wysokiej dyspozycji, zapracował na miano legendy polskiego żużla. W polskim żużlu miało prawo się utworzyć następujące stwierdzenie: Gdy myślisz Falubaz Zielona Góra, mówisz Andrzej Huszcza.
Czytaj także:
Stanisław Chomski: Ja chyba byłem na innym zgrupowaniu. Niektórzy wycierają sobie gębę naszym herbem [WYWIAD]
Krzysztof Mrozek wyłożył kawę na ławę. Mocna odpowiedź na wypowiedź Piotra Świderskiego!