[b]
Konrad Mazur (WP SportoweFakty): Liga szwedzka, to druga w tym momencie najsilniejsza po polskiej. Proszę powiedzieć jak wygląda sytuacja z pandemią w waszym kraju. [/b]
Tommy Johansson (wiceprezes Dackarny Malilla, były żużlowiec): Sytuacja w Szwecji jest podobna jak w większości krajów. Wielu rzeczy nam nie wolno robić, cierpi na tym ekonomia i relacje między ludźmi. Trudno powiedzieć, jakie będą następne wytyczne rządu. Generalnie wskaźniki pokazują po 5 tysięcy przypadków dziennie. Sport w Szwecji patrzy na to, co będzie ze szwedzką piłką. Jeśli tam na trybuny nie wrócą kibice, my także, jako żużel, nie będziemy mieli tej możliwości. Malilla może pomieścić wielu fanów na stadionie. Jesteśmy gotowi by przestrzegać zasad dystansu.
Z jakimi problemami muszą się teraz zmagać szwedzkie kluby? Jak to jest w Dackarnie?
Oczywiście jest wiele kłopotów, z którymi musimy sobie radzić. W ostatnim roku musieliśmy bardzo uważać na sprawy budżetowe, żeby nie doprowadzić do katastrofy. W gronie naszych sponsorów mamy grupę VIP, która dostarcza nam ważnych wpływów. Niestety, są to też firmy z różnych branż, w tym rozrywkowej czy gastronomicznej, a one są w najgorszej sytuacji. Dostaliśmy pewne wsparcie od państwa, dzięki czemu mogliśmy ruszyć z sezonem, ale w mniejszej liczbie meczów niż było to ustalane. Poradziliśmy sobie z tym. Nasza loża sponsorów musi być stabilna, bo to bardzo istotne źródło naszych wpływów. Druga kwestia, musimy mieć możliwość, by ludzie wrócili na trybuny. To są nasze wpływy. Zdajemy sobie sprawę, że możemy zacząć ligę bez kibiców, ale maksymalnie na dwa mecze. To będzie bardzo trudne odjechać cały sezon bez pieniędzy z biletów. Nie możemy sobie na to pozwolić, bo to ponad 20 proc. naszego budżetu.
ZOBACZ WIDEO: Adam Małysz wpadł na świetny pomysł. "Musiał mnie do tego przekonać"
Jeżeli nie będzie kibiców na stadionie, nie macie możliwości, by równać się do polskiej ligi. Kluby z Polski otrzymują momentami miliony z samorządów, mają wsparcie wielkich firm. Jak władze lokalne zapatrują się na żużel w Szwecji?
W czasie pandemii dostaliśmy pewną pomoc od państwa. Dostawaliśmy też wsparcie od gminy Hultsfred, tam gdzie jesteśmy przypisani. W naszej społeczności jest około 15 tysięcy ludzi. Niestety, w porównaniu do polskich miast to zaledwie ułamek pomocy. Władze wykupują u nas członkostwo w klubie VIP. Prawda jest taka, że musimy sobie z tym radzić sami. Trzeba też zwrócić uwagę na jeden fakt. Dackarnę na tle innych klubów wyróżnia, że wszystkie tereny wokół stadionu należą do Malilla Motorklubb. Całe koszty spadają na nas, nikt nam w tej kwestii nie pomaga, ale też nie musimy płacić wynajmu gminie. Zdajemy się na własne środki, dlatego kibice na stadionach są dla nas tak ważni.
Jak wygląda sytuacja ze stadionami w Szwecji? W Polsce rozrastają się. Kluby zgłaszają prośby do samorządów o przebudowę albo budowę całkiem nowego obiektu. Wiele stadionów szwedzkich przy tych polskich wygląda na starego typu albo bardzo kameralne.
To bardzo ważna kwestia, ale prawda jest taka, że w Malilli nie możemy mówić o wielkich pieniądzach. Jesteśmy skromnym ośrodkiem. Zmiany kosztowałyby nas bardzo dużo. Teraz będzie jeszcze trudniej, ze względu na koronawirusa. Otrzymanie jakiejkolwiek pomocy w sprawie stadionu jest właściwie niewykonalne. Wszystko jest w naszych rękach. 20-30 lat temu nasz stadion wypełniał się kibicami, ale dzisiaj są oni starzy, a część z nich już nie żyje. Osoby, które kręcą się wokół stoisk z jedzeniem i napojami mają dziś po około 80 lat. Staramy się robić wszystko, by nakręcić młode osoby do zaangażowania się w ten sport, ale te odpowiadają nam, ile macie pieniędzy dla mnie? Wszystko rozbija się o środki. Poprawa jakości stadionów w Szwecji? Przepraszam bardzo, ale nie będzie żadnych wielkich kroków w tym kierunku w najbliższej przyszłości. Niestety to prawda. Jesteśmy daleko za Polską w tych kwestiach. Nawet te kluby, które wynajmują stadiony od samorządów nie dostają zbyt wiele pomocy. Żużel podupada. Wszystkie sporty w Szwecji mają swoje wzloty i upadki. Tylko piłka nożna ma się na normalnym poziomie. Tony Rickardsson swoimi osiągnięciami dawał nam bardzo dużo. Napędzał popularność tego sportu w Szwecji. Gdy skończył jeździć, nikt nie przyszedł na jego miejsce. W Polsce mieliście Tomasza Golloba, który wam pomógł dojść do tego poziomu, co jesteście dzisiaj.
Wielka Brytania ma podobne problemy, co wy. Organizowana jest runda GP w Cardiff, a z ligowych stadionów najlepiej prezentuje się Manchester. Nie myśleliście o tym, aby wyznaczyć jeden ośrodek w Szwecji i położyć cały wysiłek by zbudować jeden reprezentacyjny obiekt na cały kraj?
Nie mamy teraz zespołów w wielkich miastach. Właśnie tam ludzie przestali chodzić na żużel. Największe miasto to Eskilstuna (ok. 70 tysięcy). Dla mnie to bardzo dziwne, bo w polskich dużych miastach takich jak Wrocław nie ma problemu z frekwencją. Patrząc na Malillę, nasz stadion wypełniał się po brzegi na rundach Grand Prix. Choć w samej Malilli mamy ok. 1,5 tysiąca ludzi to nie narzekamy na frekwencję, bo na żużel przyjeżdża tu wiele ludzi.
Olle Nygren i Ove Fundin wspominali, że żużel stał się zbyt drogim sportem. Czy pan ma może jakieś wnioski, co zrobić z tą kwestią? To bardzo ważne, skoro Szwedzi nie dysponują tyloma pieniędzmi.
Nie wierzę, że jako liga szwedzka czy federacja mamy w tej kwestii genialny pomysł. Prawda jest taka, że musimy rozwiązać ten problem międzynarodowo. Pracuje z młodymi zawodnikami w naszym klubie. Bardzo trudno tłumaczy się koszty ich rodzicom, jakie muszą ponieść, by ich pociecha miała szanse w tym sporcie. Staramy się pomagać i ten start ułatwiać, dlatego też kupiliśmy motocykle dla najmłodszych, ale to wciąż mało. Zachęcamy ich akcją z prostym hasłem, ''Po prostu spróbuj''. Uznaliśmy, że ten pierwszy kontakt z motocyklem jest najważniejszy i tym musimy zachęcić młodych do jazdy na żużlu. Po tych kilku latach jesteśmy mądrzejsi w tym temacie, a nie mając wielkiego wsparcia od samorządów musimy coś w tej kwestii robić. Powinniśmy współpracować. Polska jest liderem i wszyscy powinniśmy działać wspólnie, z Danią, Wielką Brytanią czy innymi krajami. Żużel jest jeden.
Marketing. Wiele klubów w Polsce zatrudnia specjalistów do poprawy wizerunku, czy budowy marki i sprawdza się to znakomicie. Wszystko wzorowane jest na piłce nożnej czy NBA. Co szwedzkie ekipy z tym robią?
To bardzo ważna sprawa, ale znów wracamy do pieniędzy. Oczywiście staramy się na swoje sposoby. Współpraca z telewizją czy radiem to jednak za mało. Chcielibyśmy być pokazywani w telewizji i na każdej płaszczyźnie, ale to wiąże się ze środkami. Jeśli zaniedbamy sprawy mediów, promocji to odbije się to na nas. Jest bardzo cienka granica między wsparciem sponsorów a budowaniem klubu. Nasi sponsorzy muszą czuć się docenieni i pokazani w tv czy innych mediach. Jest to zawstydzające, że czasem nie możemy dać dobrej promocji.
Jak wygląda sytuacja ze sponsorami. Niektóre polskie kluby mogą liczyć na wsparcie rzędu kilkuset tysięcy, czasem te kwoty sięgają milionów.
Staramy się o takich sponsorów, ale bez otwartości drugiej strony nic nie zrobimy. Nie mamy wielkich firm w swoim otoczeniu. Potentatów trzeba by szukać w największych miastach, jednak na takiego mamy małe szanse, bo takich nie interesuje wsparcie klubów z małych społeczności, to dla nich żadna korzyść, ani inwestycja. Jesteśmy zadowoleni gdy zyskujemy sponsora na kwotę 10 tysięcy euro, to mało, ale staramy się brać co jest. Gdy słyszę o kwotach rzędu 8-12 mln złotych, to jest to do pozazdroszczenia. Przychody w Dackarnie w jednym z najlepszych dla nas sezonów wynosiły 1 milion 200 tys. euro. To pokazuje różnicę między nami.
Telewizja transmituje wasze mecze, ale nie macie z tego korzyści. Czy uważa pan, że w przyszłości możecie liczyć na jakieś zyski z tego? PGE Ekstraliga podpisała ostatnio rekordowy kontrakt, a kluby dostaną spory zastrzyk gotówki.
W przyszłości? Może. Jednak nie w najbliższych dwóch sezonach. Telewizja jest skupiona na piłce nożnej. Jeśli już jednak zyskamy to tylko drobiazgi.
Nygren i Fundin wspominali o upadku popularności żużla. Jako Szwecja byliście potęgą, a w pewnym momencie przegoniliście ligę angielską. Jak pan myśli, co się stało, że żużel osłabł w w porównaniu z innymi dyscyplinami w Szwecji?
Spójrzmy na lata 50-te i 60-te. Żużel był rzeczywiście bardzo popularny, ale dlaczego? W Szwecji był czymś oryginalnym, nowym, ludzie chcieli to poczuć. Wykształtowały się rozgrywki ligowe, a zawodnicy z innych państw regularnie rywalizowali ze sobą na mistrzowskich szczeblach. Nie możemy porównywać dawnych czasów z dzisiejszymi. Żużel jest obecnie znacznie lepszy. Zawodnicy muszą włożyć jeszcze więcej pracy by osiągnąć sukces. Jest mniej zabawy, a więcej profesjonalizmu. W dawnych czasach nie było możliwości, by oglądać wszystko naraz, wybór był mniejszy. Mecz czy zawody były radosnym wydarzeniem dla ludzi. Dackarna to jeden z najstarszych klubów i jedno z pierwszych spotkań z udziałem czołówki oglądało 10 tysięcy ludzi. Nie kupuję tego, że żużel był lepszy kiedyś niż dzisiaj. Może pod jednym względem był lepszy. Mieliśmy Ove Fundina, który był naszą wizytówką i ambasadorem. W mojej opinii najmądrzej jeżdżący żużlowiec jakiego widziałem. Oglądam żużel już ponad siedemdziesiąt lat i obecnie jest ekscytujący. Nasze problemy musimy rozwiązywać z wszystkimi klubami w Szwecji.
Wspominał pan o Rickardssonie. Myślę, że nie do końca wykorzystaliście jego popularność. Rickardsson wycofał się z żużla i szedł własnym torem.
Wskazałeś jednak ważną rzecz. Rickardsson był wielokrotnie pokazywany w telewizji. Interesowała się tym prasa, radio. Dziś za tym tęsknimy. Wiem na własnym przykładzie, co znaczy nazwisko. Gdy kontraktowaliśmy Grega Hancocka do Dackarny, to frekwencja na stadionie wzrosła. Hancock i jego popularność bardzo nam wtedy pomogły. Lindgren? To świetny zawodnik, ale on tego nie ma. W przeszłości może były dwie-trzy sławne osoby, które się tym interesowały, mówię o ludziach spoza żużla. Teraz? Niestety nikt taki nie przychodzi mi do głowy. Znalezienie kogoś takiego graniczy z cudem. Jako liga szwedzka musimy wyjść z przeszłości, przestać żyć wspomnieniami i patrzeć w przyszłość. W Polsce macie znacznie lepszy system szkolenia. Tony Rickardsson był kluczem do naszego sukcesu. Ludzie chcieli chodzić na stadiony, bo widzieli w nim wielkiego mistrza. Mam przekonanie, że jeśli Tony by jeździł dzisiaj, to nie mielibyśmy takich problemów z frekwencją, a nasz żużel wyglądałby lepiej.
Zobacz także:
Żużel. Po bandzie: Dla kogo i dla czego jeździł Hancock [FELIETON]
Żużlowi poświęcił życie. Tytuł mistrzowski przegrał w dramatycznych okolicznościach