Kacper Gomólski: Zrobimy wszystko, by obronić 11-punktową przewagę

Jest więcej niż pewne, że zarówno Lokomotiv Daugavpils jak i Start Gniezno, które zmierzą się ze sobą w niedzielę w drugim meczu fazy play-off I ligi, awansują do półfinału. Od tego spotkania zależy jednak, który z zespołów w kolejnej rundzie będzie musiał zmagać się z absolutnym faworytem całych rozgrywek - Unią Tarnów.

Dla czołowego juniora Startu, Kacpra Gomólskiego wymarzony scenariusz to taki, gdy jego zespół na Unię Tarnów trafi dopiero w finale rozgrywek I ligi. Żeby jednak tak się stało, on i jego koledzy, musieliby osiągnąć korzystny wynik na Łotwie, tj. nie przegrać więcej niż 10 punktami. Przy takim układzie to gnieźnianie okazaliby się zwycięzcami tej pary, i w kolejnej rundzie przyszłoby im się zmierzyć najprawdopodobniej z Marmą Hadykówką Rzeszów. W drugim półfinale rywalizowaliby zawodnicy z Daugavpils i właśnie z Tarnowa.

Przed tygodniem Start pokonał u siebie Lokomotiv 52:41. - Być może nie jest to duża przewaga, ale mała na pewno też nie... - komentuje młodszy z braci Gomólskich. - Do Daugavpils pojedziemy walczyć. Nie chcę obiecywać, że okażemy się zwycięzcami, ale zrobimy wszystko, by obronić 11-punktową przewagę z pierwszego spotkania w Gnieźnie. Miejscowi zawodnicy są bardzo wymagającymi rywalami, szczególnie u siebie, ale "tanio skóry nie sprzedamy". Marzy mi się finał z Unią Tarnów, a by do tego doszło na początek potrzebna jest nam wygrana w rywalizacji z Lokomotivem.

W pierwszym spotkaniu w Gnieźnie, mimo, że Kacper pokazał się z dobrej strony i zdobył 4 punkty i dwa "oczka" bonusowe, to jednak w 1. biegu musiał oglądać plecy obu rywali: Maksima Bogdanovsa i Artioma Laguty. - Nie ukrywam, że będę chciał zmazać plamę z pierwszego wyścigu w Gnieźnie, chociaż zdaję sobie sprawę z faktu, że nie będzie to łatwe zadanie. Zarówno Maksim jak i Artiom na swoim torze punktują na poziomie seniorów, ale być może uda mi się ich czymś zaskoczyć (uśmiech).

Gomólski chwali sobie geometrię i przygotowanie toru w Daugavpils: - Chociaż startowałem tam tylko jeden raz, to miejscowy tor mi odpowiada. Geometria jest zbliżona do naszego w Gnieźnie, natomiast nawierzchnia jest bardzo zdradliwa. Przynajmniej podczas pierwszego naszego meczu na Łotwie, bliżej krawężnika było bardzo twardo, a mniej więcej od środka toru aż do bandy było przyczepnie. Pewnie i tym razem będzie podobnie.

Jak wspomnieliśmy wcześniej, dla 16-latka wymarzony scenariusz to taki, gdy Start w finale rozgrywek zmierzy się z Unią Tarnów. - By tak się stało, najpierw musimy uporać się z Lokomotivem, a następnie z rzeszowianami. O ile oczywiście trafimy na nich w półfinale. Wtedy nawet przy porażce z Unią Tarnów, w meczach barażowych mielibyśmy okazję ścigać się z jednym z ekstraligowców. Stanąć na starcie obok np. Jasona Crumpa? Coś pięknego... Na razie skupiamy się jednak na konfrontacji z Lokomitivem. W tej chwili ten mecz jest najważniejszy!

Ostatnie dni były dla Gomólskiego bardzo bogate w występy indywidualne. Rywalizował w Grudziądzu w półfinale Srebrnego Kasku, gdzie jednak nie zdołał wywalczyć awansu do finału oraz w finale Młodzieżowych Indywidualnych Mistrzostw Polski (14. miejsce) i 4. rundzie Młodzieżowych Drużynowych Mistrzostw Polski (8 punktów).

- Występu w Grudziądzu nie ma sensu komentować - dałem ciała i tyle. Awans był w zasięgu, a ja zawiodłem. Z kolei w Lesznie, w finale MIMP, sam nie wiem czego zabrakło. Dzień przed zawodami trenowałem w Gnieźnie, wygrywałem choćby z Krzysztofem Słaboniem, wszystko było ok. Natomiast w Lesznie nic mi nie wychodziło. Motocykle nie spisywały się tak, jak powinny i nie miałem nawet jak powalczyć. Próbowaliśmy wszystkiego, zmienialiśmy motocykle i nic. Z kolei w czwartek w Gorzowie, podczas kolejnej rundy MDMP, było nieźle. Udało mi się wygrać m.in. z Grzesiem Zengotą, z czego jestem bardzo zadowolony. Żałuję natomiast biegu z Łukaszem Cyranem i Patrykiem Dudkiem, gdzie byłem dopiero trzeci. Wiem tyle, że cały czas muszę pracować i podnosić swoje umiejętności - kończy Kacper Gomólski.

Komentarze (0)