Jarosław Galewski: Porozmawiajmy o polityce. Pamiętam, że kiedy rozmawialiśmy telefonicznie po spotkaniu ze Startem Gniezno, mówił pan o zaawansowanych rozmowach z miastem, które miało przeznaczyć 200 tysięcy zł na ratowanie ostrowskiego żużla. Ta kwota - pana zdaniem – miała zostać później podwojona przez kolejnych sponsorów. Jednak prezydent, Radosław Torzyński wyraźnie daje do zrozumienia, że nie usłyszał pan takich deklaracji ani od niego, ani z ust jego najbliższych współpracowników. Kto kłamie?
Janusz Stefański: W tym przypadku mogę tylko przypomnieć przebieg rozmów z władzami miasta. W pewnym okresie spotykałem się z prezydentem Torzyńskim praktycznie co miesiąc. Miało to miejsce zarówno pod koniec ubiegłego roku jak i na początku obecnego. Pamiętam jak dziś naszą prawie godzinną rozmowę telefoniczną, kiedy władze miasta postanowiły obniżyć kwotę, która została przekazana na Klub Motorowy w stosunku do lat ubiegłych. Chodziło co prawda o kilkanaście tysięcy złotych, ale nie ukrywam, że już wtedy, kiedy wiedzieliśmy, że będzie ciężko, był to dla nas cios w plecy. Wtedy, być może nawet w bardzo emocjonalnej rozmowie, przedstawiałem prezydentowi argumenty, mające skłonić go do podtrzymania kwoty na wcześniejszym poziomie. Niestety, pan prezydent Torzyński nie podzielił mojej argumentacji i musiałem pogodzić się z faktami, czyli mniejszą kwotą z budżetu miasta. W kwietniu, kiedy sytuacja była bardzo trudna, postanowiłem poprosić prezydenta, by miasto zechciało rozpatrzyć prośbę wsparcia klubu kwotą dodatkowych 200 tysięcy złotych. Podczas tego spotkania prezydent zasugerował, że nie będzie miał nic przeciwko, pod warunkiem, że zwrócę się z tym do Rady Miejskiej, co zresztą w imieniu klubu uczyniłem. Te dokumenty podpisał pan Zenon Michaś, ponieważ wtedy piastował już funkcję prezesa. Padła obietnica, że Rada Miejska zajmie się tym tematem podczas czerwcowej sesji. Tak się jednak nie stało. Otrzymaliśmy tylko informację, że korespondencja w tej sprawie jest wymieniania pomiędzy prezydentem i prezydium Rady Miejskiej. Do kolejnego spotkania z przedstawicielami władz miasta doszło w połowie lipca. Tym razem moimi rozmówcami byli: wiceprezydent Stanisław Krakowski oraz Ryszard Taciak – przewodniczący Rady Miejskiej. W trakcie rozmowy obaj wykazywali zrozumienie dla sytuacji w jakiej znalazł się KM. Deklarowali też gotowość pomocy. Kilka razy pytali mnie jaka minimalna kwota byłaby potrzebna, by Klub Motorowy Ostrów mógł dojechać sezon do końca. Obiecali, że pilnie skontaktują się w tej sprawie z prezydentem, który przebywał na urlopie. Dodam, że oprócz mnie rozmowy z władzami miasta prowadził także Grzegorz Woźny – członek zarządu ostrowskiego klubu. On kilkukrotnie spotykał się ze Stanisławem Krakowskim – wiceprezydentem Ostrowa Wielkopolskiego. Obaj nigdy ze strony przedstawicieli ostrowskiego samorządu nie usłyszeliśmy stanowczego: „nie”. Wręcz przeciwnie. Zawsze była deklaracja dobrej woli. Warto w tym momencie zauważyć, że Klub Motorowy Ostrów co roku znaczną część pieniędzy otrzymywanych z budżetu miasta przeznacza na utrzymanie stadionu. Jest to kwota znacznie przekraczająca 100.000 złotych. Wielokrotnie zwracałem więc uwagę panu prezydentowi, że jeżeli KM nie przetrwa, to będzie miał spory problem z utrzymaniem obiektu. Gdy stadionem nie będzie zajmował się klub, całość spocznie na barkach budżetu miasta. Wtedy jednak nie będzie to kwota 100.000 złotych. Miasto nie będzie wszak na ten cel pozyskiwało sponsorów. Będzie też musiało utworzyć dodatkowy zakład budżetowy lub powołać spółkę komunalną. Jednym słowem pomoc dla Klubu Motorowego Ostrów miała w tym momencie uzasadnienie nie tylko ze względu na zapotrzebowanie na żużel ze strony kibiców i tradycję, ale również z powodów ekonomicznych.
Ale prezydent nie ma kompetencji przeznaczania dodatkowych środków w trakcie roku...
- Takie kompetencje posiada Rada Miejska, która w każdej chwili może zmienić budżet miasta, jeżeli oczywiście jest tylko taka wola z jej strony.
Sugeruje pan, że miasto przeznacza na ostrowski sport żużlowy niewielkie środki. Zapytam w takim razie, jakie sumy do klubowej kasy wpływają ze Starostwa Powiatowego?
- Zanim powiem o Starostowie Powiatowym, chciałbym odnieść się jeszcze do innej kwestii. Oczywiście, gdy podamy kwoty 200 tysięcy z tytułu promocji miasta poprzez sport i 60 tysięcy na szkolenie dzieci i młodzieży, to dla kogoś niezorientowanego są to duże sumy. Chciałbym tylko przypomnieć, że w innych miastach te kwoty są znacznie większe. Przykładami są Grudziądz czy Gniezno. W tym pierwszym mieście było to ponad 700 tysięcy złotych. W pierwszej stolicy naszego kraju natomiast ponad 300 tysięcy. Oczywiście, to wszystko można weryfikować i przeliczać na danego mieszkańca. Chciałbym jednak tylko przypomnieć, że wszystkie te kluby startują w tej samej lidze i rywalizują na tych samych warunkach. Jeżeli mają większe wsparcie ze strony miasta, to automatycznie łatwiej spełniać im wymogi finansowe. Kiedy Poznań, który wprawdzie trudno porównywać z Ostrowem, znalazł się pod ścianą, to miasto wsparło klub kwotą nawet ponad miliona złotych. Takich sytuacji w polskim sporcie, nie tylko żużlowym, było całe mnóstwo. W wielu ośrodkach władze miasta dochodziły w tym roku do wniosku, że jednak warto walczyć o kluby, które stanowią pewną wartość dla lokalnej społeczności. Są wizytówkami miast. Każdy ma jednak prawo wyboru. Żyjemy przecież w wolnym kraju.
Wróćmy jednak do pytania...
- Jeżeli chodzi o wsparcie Starostwa Powiatowego, to środki były mniejsze. Starosta wspierał zawsze przygotowanie Łańcucha Herbowego a przy okazji organizacji takich imprez jak koncert Scorpions czy Finał Indywidualnych Mistrzostw Świata Juniorów pomagał pozyskiwać sponsorów na te wydarzenia.
Jak wyglądało wsparcie dla Łańcucha Herbowego ze strony władz miasta?
- W tym roku takiej pozycji nie ma. Uważam, że miasto popełniło błąd, nie włączając się w duży rozmach organizacyjny tej imprezy. Można było przecież na tym bardzo wiele zyskać, zarówno w kwestiach promocyjnych jak i na innych płaszczyznach. Przez cztery i pół roku mojej pracy w Klubie Motorowym Ostrów udało się zorganizować trzy edycje Turnieju o Łańcuch Herbowy Miasta Ostrowa Wielkopolskiego w bardzo renomowanej obsadzie. Impreza zyskała prestiż zarówno w kraju jak i poza jego granicami. Stała się wizytówką miasta. Jego symbolem. Zawody każdorazowo odbywały się na wypełnionym niemal po brzegi stadionie. Miały też niepowtarzalną oprawę. Turnieje w 2006 i 2007 roku przyniosły również klubowi znaczny zysk finansowy. Tylko ubiegłoroczna impreza ze względu na konieczność przełożenia zawodów z maja na wrzesień zakończyła się startą. Uważam, że utrzymanie dobrego poziomu w przypadku Turnieju o Łańcuch Herbowy to już nie tylko sprawa klubu. To jest i powinna być sprawa miasta. Ostrów Wielkopolski nie ma zbyt wielu rzeczy, którymi mógłby się pochwalić na szerszym forum. A Łańcuch Herbowy wchodzący w skład cyklu pod nazwą Turniej Pięciu Torów może stanowić dla miasta wielką promocję. Z drugiej zaś strony dawać szansę na znaczący zarobek dla klubu. Poza tym takie imprezy to dobry interes dla hoteli, właścicieli punktów gastronomicznych, drukarni, a także mediów. Wielkie imprezy sportowe na całym świecie napędzają koniunkturę. Dziwię się, że w Ostrowie mało kto chce to zrozumieć. Dlatego jeszcze raz apeluję: w tym przypadku bardzo potrzebne jest nowoczesne i perspektywiczne myślenie. Inaczej stracimy bezpowrotnie szansę na coś wyjątkowego.
Prezydent uważa jednak, że wydzielonej kwoty na Łańcuch Herbowy nie było na pana prośbę. Na początku sezonu miał pan prosić Radosława Torzyńskiego, by ten nie wydzielał kwoty na organizację turnieju, ponieważ klub potrzebował środków od zaraz...
- To nieprawda. Zaprzeczam zdecydowanie takim stwierdzeniom. Nigdy nie prowadziłem takiej rozmowy. Umowa na promocję miasta poprzez rozgrywki ligowe została podpisana pod koniec stycznia. Rzeczywiście, klub poprosił o wcześniejsze wypłacenie tych pieniędzy i takie wsparcie otrzymał. Za co mogę podziękować. W tej umowie nie ma jednak słowa o Łańcuchu Herbowym.
Ludzie, którzy zakładali KM są z nim na dobre i złe od początku jego funkcjonowania. Mówi się jednak również o wielu osobach, które były z klubem tylko w czasach tzw. prosperity. Pana wielu określa mianem osoby, która ucieka z tonącego okrętu...
- Panie Jarku, przecież wszyscy wiemy, że to nieprawda i że na takie sformułowania mogą pozwolić sobie tylko złośliwi ludzie. Gdybym miał uciekać z tonącego okrętu zrobiłbym to w październiku 2007 roku. Tak jednak nie uczyniłem. Wtedy gdy było rzeczywiście dramatycznie ja stanąłem na czele klubu. Pragnę przypomnieć, że już wtedy przejmowałem klub, który był zadłużony i stał na krawędzi. Nie było wiadomo, czy wystartujemy w rozgrywkach, groziło nam wykluczenie ze struktur PZM. Zmagaliśmy się także z aferą, którą roztrząsały niemal wszystkie możliwe środki społecznego przekazu w Polsce. Tak naprawdę właśnie wtedy trzeba było mieć dużo odwagi i samozaparcia, żeby na czele tego klubu stanąć i się nie poddać. Zbudowanie budżetu na poziomie ponad 6 milionów i budowa odpowiedniego składu była szalenie trudnym zadaniem. Nie wspomnę już o imprezie „Legendy rocka, legendy żużla” czy innych wydarzeniach, które miały miejsce na Stadionie Miejskim. Co więcej, ktoś musiał prowadzić klub w dalszym okresie. Ja się tego podjąłem, mimo że już wtedy miałem zupełnie inne życiowe plany. Zrobiłem to wyłącznie na prośbę sponsorów strategicznych, którzy tego chcieli i o to prosili. Wydaje mi się również, że nikt nigdy nie powiedział, że Stefański musi do końca życia być dyrektorem czy prezesem czy kimkolwiek inny, w Klubie Motorowym Ostrów. Każdy ma prawo, żeby podejmować własne, suwerenne decyzję o zakończeniu pewnego etapu w swoim życiu.
Ale wtedy za pana plecami stali potężni sponsorzy. Teraz ich brakuje, a pan odchodzi z Klubu Motorowego...
- No, ale przecież ci sponsorzy nie brali się znikąd. Niektórych sam pozyskiwałem. Widzę jednak, że ze wszystkiego można zrobić zarzut. Chciałbym więc przypomnieć, że w tym roku zorganizowałem już Turniej o Puchar Prezydenta, który zgromadził bardzo silną stawkę zawodników. Co ciekawe, na taką imprezę udało się znaleźć środki, nawet w dobie kryzysu. Zrobiłem to przy pomocy jednej czy dwóch osób. Zresztą, wielokrotnie pokazywałem, że na tej płaszczyźnie jesteśmy bardzo skuteczni. Niech mi pan powie, co ja jeszcze muszę zrobić, żeby przekonać lokalne środowisko, że pewne rzeczy mogą się udać w Ostrowie? Mieliśmy trzy fantastyczne Łańcuchy Herbowe, imprezę „Legendy rocka, legendy żużla”, Galę Sportu Żużlowego. To dzięki naszej inicjatywie gościliśmy w Ostrowie najlepszych juniorów świata. Co więcej, wszystkie te imprezy kończyły się zyskiem. Nie brakowało także innych wielkich wydarzeń, wspaniałych opraw podczas wielu pojedynków ligowych. Pytam więc raz jeszcze, czy ja bez końca muszę coś udowadniać?
Wróćmy znowu do polityki. Z tonu pana wypowiedzi wynika, że umniejsza pan rolę władz miasta i prezydenta w stosunku do Starostwa Powiatowego. Za miastem przemawiają jednak liczby. Poza tym, to prezydent walczy dziś o byt żużla w Ostrowie. O staroście mówi się, że jest wielkim przyjacielem żużla. Pytanie tylko, czy za nim przemawiają jakieś liczby?
- Nikogo roli nie zamierzam umniejszać, ani też nikogo wywyższać. Chciałbym, by zawsze każdy, kto może pomóc, pomagał w realizacji ciekawych inicjatyw związanych z ostrowskim żużlem.
Ja chciałbym jednak uzyskać odpowiedzi na pewne kwestie. Zwracał się pan do prezydenta o pomoc w ratowaniu ostrowskiego sportu żużlowego. Czy podobny ruch wykonał pan względem Starosty?
- Tak. Tez poprosiłem go o pomoc i otrzymałem wsparcie w rozmowach ze sponsorem strategicznym.
W ubiegłym roku organizowaliście także imprezę StongMan. Czy przyniosła ona zyski?
- Tak, to była impreza dochodowa. Dziwię się niektórym informacjom, które pojawiają się na ten temat w ostatnim czasie. Przypomnę tylko, że zawody były organizowane tak naprawdę przez firmę Sport Promotion pana Grzegorza Wolnego z Rawicza. Umowa była podpisana pomiędzy właśnie tą firmą w Klubem Motorowym Ostrów. Na mocy zawartych w niej zapisów klub płacił tylko15 tysięcy złotych panu Wolnemu oraz zabezpieczał sprawy związane z pozwoleniem na organizację imprezy masowej. To na firmie Sport Promotion spoczywały praktycznie wszystkie obowiązki związane z organizacją przedsięwzięcia. My natomiast mogliśmy do woli pozyskiwać sponsorów. Zebraliśmy tyle firm, że ubierała się kwota 36 tysięcy złotych. Mieliśmy również prawo do 50 procent zysków z biletów. W efekcie, zarobiliśmy na czysto więcej niż 20 tysięcy złotych. W tym momencie mogę tylko dodać, że zysków za mojej bytności w klubie nie przyniosła tylko jedno impreza. Był to – ze względu na fakt przełożenia imprezy - Łańcuch Herbowy w ubiegłym roku. Wszystkie pozostałe przedsięwzięcia dawały zyski i niech to będzie puentą dla tego tematu.
W środę Walne Zebranie Klubu Motorowego. Czy zobaczymy na nim Janusza Stefańskiego?
- Muszę się nad tym zastanowić.
Pan był osobą, która na każdym kroku wystrzegała się wirtualnych kontraktów. Tymczasem wiele mówi się o sporych długach już za poprzedni sezon...
- Wszystkie kontrakty ubiegłoroczne zostały zrealizowane w stu procentach. Nie ma żadnego zadłużenia w stosunku do zawodników. Zobowiązania za poprzedni sezon pozostały w stosunku do kilku firm. Nie chcę teraz ich wymieniać, bo to chyba nie ma wielkiego sensu.
Na łamach ogólnopolskich mediów mówił pan, że problemem polskiego żużla są zbyt duża wynagrodzenia dla zawodników, którzy startują w naszym kraju. Już na koniec chciałbym zapytać, czy nie uważa pan, że sam po części nakręcił finansowe szaleństwo w Polsce? Przez wiele lat nie przez przypadek mówiło się, że Ostrów to żużlowe El Dorado...
- Zawodnicy nie zarabiali u nas najwięcej. Potwierdzam jednak fakt, że gonitwa za zawodnikami trwała w ostatnich latach w najlepsze i to był bez wątpienia błąd, który popełnili wszyscy ludzie pracujący w polskim żużlu. Jedni będą się do tego błędu przyznawać, inni nie. Prawda jest jednak taka, że koniunktura dla zawodników została bardzo rozdmuchana.
Pierwsza część wywiadu z Januszem Stefańskim - KLIKNIJ TUTAJ
W poniedziałek opublikujemy rozmowę z prezydentem Ostrowa Wielkopolskiego, Radosławem Torzyńskim.