Działacze powinni bardziej szanować Polaków - rozmowa z Robertem Miśkowiakiem, zawodnikiem KM-u Lazur Ostrów

Bardzo trudny jest obecny sezon dla Klubu Motorowego Ostrów. Już tylko nieliczni wierzą w utrzymanie drużyny w pierwszej lidze. Co o sytuacji zespołu sądzi Robert Miśkowiak?

Jarosław Galewski: Ostrowski klub miał walczyć o awans do Ekstraligi. Takie były przynajmniej przedsezonowe założenia. Realia są jednak takie, że w tej chwili jesteście na dnie...

Robert Miśkowiak: Sytuacja na pewno nie jest wesoła. Powiem szczerze, że to wszystko mnie trochę przygnębia. Nie spodziewałem się, że tak to się potoczy, kiedy podpisywałem kontrakt z ostrowskim klubem. Jeżdżę tutaj drugi rok i bardzo mi przykro, że nasz zespół dopadły takie problemy. W pewnym sensie zżyłem się z ostrowskim środowiskiem. Człowiekowi jest naprawdę przykro, kiedy robi wszystko, co w jego mocy i nie ma zadowalających efektów. Jak na razie jesteśmy bezradni. Na papierze wydawało się, że mamy bardzo dobry skład. Niestety, kompletnie nie widać tego po wynikach. Od początku sezonu mamy jednak pecha. Przegrywamy niewielką różnicą punktów albo łapiemy kontuzje. To wszystko jest bardzo przykre.

Czy z perspektywy czasu Ostrów był dobrym wyborem?

- Myślę, że tak. Poznałem tutaj świetnych ludzi. Mam także wspaniałych sponsorów w osobach braci Garcarków, którym z tego miejsca serdecznie dziękuję. Z tego powodu niczego nie żałuję. Każdy chciałby mieć oparcie w takich ludziach. Bardzo się cieszę, że mogę na nich liczyć. Do pełni szczęścia brakuje tylko dobrego wyniku, na który - moim zdaniem – nasza drużyna w pełni zasługuje.

Znakomicie rozpocząłeś ten sezon. Później miałeś jednak wahania formy. Czym było to spowodowane?

- Na pewno obniżyłem nieco loty. Trudno mi powiedzieć, z czego to wynikało. Czasami bywa tak, że człowiek się stara i po prostu nie wychodzi. Ciężko mi się tłumaczyć, ponieważ zawsze się staram i do każdych zawodów podchodzę maksymalnie zmobilizowany.

Trener Janusz Stachyra uważa, że twoim największym problemem jest brak regularności i systematyczności. Bardzo często masz wahania formy...

- Na pewno mogę się z tym zgodzić. Niedawno rozpocząłem jednak występy w lidze angielskiej i teraz systematyczność mojej jazdy uległa znaczącej poprawie. Na początku nie chciałem ścigać się w Anglii, ponieważ zależało mi, żeby wejście w ten sezon było zdecydowanie bardziej płynne niż w latach poprzednich. Miałem więcej czasu, żeby dopasować się w Polsce i powiem szczerze, że wszystko zagrało tak, jak planowałem. Początek był naprawdę bardzo dobry. Później doszły starty w lidze szwedzkiej. Niestety, moja drużyna zbankrutowała. W efekcie, brakowało mi jazdy w warunkach meczowych, a to naprawdę bardzo ważne dla zawodnika.

Na ile decyzja o jeździe w lidze angielskiej była podyktowana chęcią częstszych występów, a na ile beznadziejną sytuacja finansową twoich klubów?

- To prawda, że zawodnicy szukają zarobku w różnych miejscach. Pragnę jednak zaznaczyć, że nie zdecydowałem się na Anglię z powodu pieniędzy. To nie było motorem napędowym moich działań. W Polsce sytuacja jest oczywiście kiepska, ale przecież od początku sezonu podkreślałem, że w połowie roku mam zamiar wrócić do Elite League. Słowa dotrzymałem i można powiedzieć, że zrealizowałem tylko wcześniej napisany scenariusz. Odjechałem już sporo spotkań. Przede mną kolejne występy, nowe doświadczenia i wyzwania. Bardzo się z tego powodu cieszę.

Ostrów będzie walczył w tym roku o pozostanie w pierwszej lidze. Jaki wpływ ma na to sytuacja finansowa klubu?

- Wiadomo, że sytuacja finansowa naszego klubu nie jest najlepsza. Problemy są jednak w wielu innych ośrodkach. W obecnych realiach nie jest łatwo zawodnikom. Żużel jest przecież sportem wyczynowym i płynność finansowa odgrywa niesłychanie ważną rolę. Regularne wypłaty pozwalają przecież na inwestycje sprzętowe.

Nie jest tajemnicą, że w Ostrowie znacznie większe zaległości klub ma względem Polaków. Jak reagujesz na takie podejście do sprawy ostrowskich działaczy?

- Zawodnicy zagraniczni mają inne podejście od nas. Polacy są w pewnym sensie związani ze swoimi polskimi klubami. Bardziej przeżywamy losy swoich drużyn niż jeźdźcy zza granicy. Kiedy obcokrajowiec nie otrzyma jakiś pieniędzy, to po prostu więcej nie przyjedzie na mecz. My natomiast jeździmy i pozostajemy przy klubie. Uważam, że z tego powodu powinno się nas bardziej szanować. To, o czym mówię, doskonale potwierdza obecna sytuacja Klubu Motorowego.

Polacy mogą jednak liczyć na wsparcie sponsorów. Zawodnicy zagraniczni utrzymują się w zdecydowanej większość z pieniędzy podchodzących z klubowej kasy...

- Na pewno to też ma wpływ na całą sytuację. Wiem to doskonale z własnego doświadczenia. Mam przecież znakomitych sponsorów, o czym wspomniałem już na początku naszej rozmowy. Jadę przede wszystkim dla nich, siebie samego, rodziny i kibiców. Chciałbym, żeby z moich wyników radość czerpali fani a także sponsorzy.

Komentarze (0)