- Dla mnie to jest szok. Ten mecz był do wzięcia. Nie mam wątpliwości, że wrocławianie nie przegrali go na torze - mówi nam były menedżer klubu z Torunia.
Frątczak od razu wskazuje, kiedy nastąpił największy błąd gości. - Przegrali mecz w biegu trzynastym. Mieli dwóch znakomitych zawodników, czyli Artioma Łagutę i Macieja Janowskiego. Była możliwość, żeby desygnować ich do boju w dwóch ostatnich biegach. Wystarczyło przegrać podwójnie tuż przed biegami nominowanymi. Taki ruch nie generował kompletnie żadnego ryzyka. Wrocławianie byli osłabieni brakiem Taia Woffindena, ale mieli w ręku wszystkie argumenty, żeby zwyciężyć. To dało się spokojnie zrobić - podkreśla Frątczak.
Kolejnym poważnym błędem było ustawienie składu. Wrocławianie już przed meczem ograniczyli sobie pole manewru i zapłacili za to wysoką cenę. - Jeśli zawodnik ma możliwość, żeby być rezerwowym, to powinien pełnić taką funkcję. Betard Sparta Wrocław ma takich żużlowców, bo dysponuje Daniel Bewley'em i Glebem Czugunowem. Nigdy nie wiemy, jaka sytuacja spotka nas podczas meczu, a trzeba pamiętać, że zawodnik nie może pojechać za siebie sam rezerwy taktycznej. Poza tym jeśli będzie pod numerem 8 i 16, to może zastępować kogoś, kto jest wpisany jako tzw. kewlar - tłumaczy.
- Takie rozwiązanie daje możliwość większej rotacji, bo można stosować rezerwę zwykłą. Zawsze trzeba ustawiać skład tak, żeby wykorzystać wszystkie możliwości, bo jeden bieg może decydować o tym, czy ktoś wygra, czy przegra. To spotkanie jest najlepszym przykładem, bo zakończyło się wynikiem 45:44. Jeszcze raz powtórzę, że Sparta nie pokpiła tego meczu na torze, ale pod względem taktycznym. Zabrakło rzeczy, które są abecadłem - podsumowuje Frątczak.
Zobacz także:
Podejrzenie kontuzji u Woffindena
Ziółkowski o Hampelu i Miesiącu
ZOBACZ WIDEO Greg Hancock mówi o pracy z zawodnikami Betard Sparty Wrocław