Płakał po zdobyciu złotego medalu. Wynagrodzenie za lata ciężkiej harówki

WP SportoweFakty / Anna Kłopocka / Na zdjęciu: Szymon Woźniak z kibicami
WP SportoweFakty / Anna Kłopocka / Na zdjęciu: Szymon Woźniak z kibicami

Gdy stał na najwyższym stopniu podium mistrzostw Polski i słuchał melodii Mazurka Dąbrowskiego, po jego polikach spływały łzy. Szymon Woźniak spełnił wtedy jedno ze swoich marzeń. Otrzymał zapłatę za lata wyrzeczeń i bardzo ciężkiej pracy.

To nie była niespodzianka, tylko sensacja. Finał Indywidualnych Mistrzostw Polski na żużlu w 2017 roku na torze w Gorzowie miał wielce nieoczekiwane rozstrzygnięcia. Tuż po zawodach byliśmy świadkami wzruszających momentów, w których pierwszoplanową rolę odgrywał triumfator. Mało kto wierzył w Szymona Woźniaka, dla którego przecież występ w tamtym finale był debiutem w zawodach tej rangi.

W decydującym o złotym medalu finałowym wyścigu od startu gnał do mety na pierwszym miejscu, ani przez chwilę nie oglądając się za siebie. Gdy ujrzał biało-czarną szachownicę oznaczającą koniec biegu, adrenalina puściła, dały o sobie znać emocje. Nowy mistrz Polski rozpłakał się ze szczęścia.

Płakał też gdy udzielał szczerego do bólu wywiadu tuż przed wejściem na najwyższy stopień podium. Podkreślał w nim wielką rolę rodziców w jego karierze. Tamtą krótką rozmową zdobył sympatię wielu kibiców w całej Polsce. Pokazał zwykłą, ludzką twarz. Oglądaliśmy szczęście człowieka, który w drodze do swojego sukcesu wykonał katorżniczą pracę. W dniu 28. urodzin Szymona Woźniaka wracamy do najpiękniejszego i przełomowego momentu w jego karierze.

ZOBACZ WIDEO Grzyb mówi, że Apator będzie czarnym koniem. Co na to Tomasz Bajerski?

Krok po kroku do celu

- Nie jestem osobą, która wzrusza się przy byle okazji. Płaczę bardzo rzadko. Niemniej uczucia, które skumulowały się we mnie po finale, były tak niesamowite, że nie wytrzymałem. Tak jak powiedziałem w telewizji, w tej jednej chwili poczułem, że dostałem zapłatę za siedemnaście lat ciężkiej pracy - mówił Szymon Woźniak w rozmowie z WP SportoweFakty po zdobyciu Indywidualnego Mistrzostwa Polski.

Tak jak sam wspomniał, jego droga do tego trofeum, którego wciąż w swoim dorobku nie ma np. dwukrotny i aktualny mistrz świata Bartosz Zmarzlik, trwała przez wiele lat, a zaczęła się na początku bieżącego tysiąclecia. Woźniak przeszedł wszystkie szczeble rozwoju, bo najpierw ścigał się na miniżużlu, gdzie zdobywał swoje pierwsze medale. W swoim dorobku ma tytuł mistrza Polski w tej kategorii, był też finalistą Gold Trophy w 2007 roku w Częstochowie, czyli nieoficjalnych mistrzostw świata miniżużlowców.

W tamtym finale, w którym triumfował Anders Mellgren, a obok niego na podium stali Mikkel Michelsen i Mikkel Bech, Woźniak zajął 14. miejsce, najwyższe z Polaków. Mimo że rezultat nie był powalający, od razu dało się zauważyć profesjonalne podejście do zawodów. Wyróżniał się na tle swoich polskich kolegów, nie tylko wizualnie przez swoje oprzyrządowanie, ale był też bardzo skoncentrowany, a w jego boksie panował porządek. Już wtedy, raptem u 14-letniego chłopca, można było zauważyć zadatki na zawodowca.

Żużlową licencję uzyskał w 2008 roku w barwach Polonii Bydgoszcz. Mozolnie budował swoją pozycję w klubie i drużynie, a trzeba pamiętać, że wtedy młodzi zawodnicy mieli utrudnione zadanie, bo na pozycjach młodzieżowych mogli występować obcokrajowcy, nie było też obowiązku przynajmniej trzech startów dla obu juniorów. Polonia stawiała na obecną gwiazdę PGE Ekstraligi, czyli Emila Sajfutdinowa. Mimo takiej konkurencji, Woźniak i tak się przebił.

Od początku charakteryzuje go bowiem wielka chęć do pracy i doskonalenia się. Wkrótce przyszły coraz lepsze wyniki w barwach Polonii oraz popularność wśród bydgoskich kibiców. Klub jednak przechodził swoje problemy, spadł z elity i po jakimś czasie Woźniak podjął trudną decyzję o zmianie barw. Wszystko po to, by dalej się rozwijać i nie stracić kontaktu z czołówką.

Ciężka harówka zamiast wielkiego talentu

Od 2016 roku Woźniak zdecydował się kontynuować karierę w Betard Sparcie Wrocław, klubie, którego zawsze celem jest mistrzostwo Polski, więc zawodnikom towarzyszy większa presja. W stolicy Dolnego Śląska Szymon Woźniak radził sobie w kratkę. Najczęściej dojeżdżał do mety na trzecim miejscu, zdarzało się też, że kończył mecz ledwie po dwóch startach. Finał IMP z Gorzowa w 2017 bardzo wiele zmienił.

Tamten fantastyczny występ był nie tylko zapłatą za lata wyrzeczeń, ale ewidentnie dał mu też kopa do kontynuowania swojej wytężonej pracy. Mistrzostwem Polski w Gorzowie zapracował sobie na kontrakt w tamtejszym klubie, Stali. Żółto-niebieskich barw broni od 2018 roku i jest solidnym punktem zespołu.

Rok temu, gdy na początku ewidentnie mu nie szło, jak ma to w zwyczaju, rozwiązał swoje problemy poprzez trening, w trakcie którego uporał się z doskwierającymi mu kłopotami sprzętowymi. W bieżące rozgrywki wszedł już z impetem. Obecnie to jeden z najlepszych polskich żużlowców, który nie ma problemu z tym, by publicznie przyznać, że do wszystkiego doszedł ciężką pracą, a nie talentem.

- Zdaję sobie sprawę z tego, że nie jestem złotym dzieckiem polskiego żużla. Po mojej jeździe nie widać, że mam to we krwi. Mam jednak pełną gotowość i oddanie dla ciężkiej pracy. Ta postawa nigdy mnie nie zawiodła. Powiem więcej, ciężka praca zawsze dawała mi satysfakcję. Dalej zamierzam podążać tą drogą, bo ona już poniosła mnie daleko - mówił po tym, jak został najlepszym polskim żużlowcem.

Nie zboczył z obranej trasy, a ona rok temu zaprowadziła go do reprezentacji Polski na finał Speedway of Nations. Szymon Woźniak realizuje się w sporcie żużlowym i udowadnia, że bez talentu też można. To wspaniały przykład do naśladowania dla kogoś, kto ma marzenia, ale boi się, że bez wrodzonych umiejętności nie jest w stanie ich zrealizować.

Czytaj również:
-> Rodzice zostawili przy nim tylko karteczkę
-> Miał dar od Boga. Mógł być wiele razy mistrzem świata

Źródło artykułu: