W 2009 roku, w wieku zaledwie 17 lat, Darcy Ward podpisał trzyletni kontrakt z klubem z Torunia. Jego nazwisko elektryzowało fanów speedwaya na całym świecie. Mówiło się o nim, że ma niebywałą smykałkę do jazdy na motocyklu i może w najbliższych kilkunastu latach zdominować światowy żużel.
Długo nie trzeba było czekać na potwierdzenie tych słów. 3 października 2009 roku w Gorican w Chorwacji Darcy Ward został indywidualnym mistrzem świata juniorów na żużlu. Po dzień dzisiejszy jest najmłodszym czempionem w tej kategorii wiekowej w historii. Rok później w czeskich Pardubicach powtórzył ten sukces. W sezonie 2011 zdobył w tej rywalizacji srebrny medal. Otrzymał także dziką kartę na zawody Grand Prix w Toruniu, gdzie był trzeci.
Nie każdy talent zostaje mistrzem świata
Darcy Ward uchodził za jeden z największych, jeśli nie największy talent współczesnego speedwaya. - Potwierdzam to w stu procentach - mówi pytany o skalę talentu Australijczyka Jacek Frątczak, były menedżer klubów z Zielonej Góry i Torunia. - Absolutny numer jeden. Nie mam co do tego cienia wątpliwości. Historia Darcy'ego Warda pokazuje, że sportowiec obdarzony maksymalnym talentem, nie zawsze jest skazany na sukces. Jego przypadek pokazuje, ile trzeba mieć w sporcie szczęścia, żeby te największe laury zdobywać - dodaje.
ZOBACZ WIDEO Żużel. Czy Tomasz Bajerski mimo porażek ma powody do uśmiechu?
- Nie widziałem drugiego takiego talentu, a obserwowałem go z bliska przez kilka lat. Takich umiejętności jeździeckich jak on, nie miał nikt. Bez dwóch zdań dzisiaj rywalizowałby z Bartoszem Zmarzlikiem w cyklu Grand Prix o tytuł mistrza świata. Ward to chłopak, który bardzo dobrze czuł motocykl i potrafił się z nim komunikować. Nie żonglował zębatkami i ustawieniami nie wiadomo po co. Potrafił jak mało kto używać umiejętnie manetki gazu. Wybitny talent. To była najwyższa światowa półka. Miał zarówno starty, ale potrafił świetnie rozegrać pierwszy wiraż i walczyć na trasie - podkreślał Jacek Frątczak.
Enfant terrible światowego speedwaya
Darcy Ward nie był grzecznym chłopcem w środowisku żużlowym. Był typowym Australijczykiem, który kochał życie i podchodził do niego na luzie. 29 czerwca 2013 roku w Kopenhadze wygrał swoje pierwsze i niestety jedyne Grand Prix w karierze. Na podium poszczególnych turniejów o tytuł mistrza świata stawał pięć razy. Medalu IMŚ w gronie seniorskim nie zdążył zdobyć.
W sierpniu 2014 roku przed zawodami Grand Prix Łotwy w Daugavpils u Darcy'ego Warda wykryto 0,10 g alkoholu na litr krwi i zawieszono go na dziesięć miesięcy. Australijczyk odpokutował winy i wyciągnął wnioski z tej lekcji. Wrócił na tor 11 lipca 2015 roku w meczu ligi brytyjskiej. - Po zawieszeniu związanym z wpadką alkoholową, wrócił do sportu jako zupełnie inny człowiek. Ta przemiana była absolutna i zaskakująca - podkreśla Jacek Frątczak.
Dramatyczny wieczór w Zielonej Górze
Był niedzielny wieczór 23 sierpnia 2015 roku. Mecz pomiędzy SPAR Falubazem Zielona Góra a GKM-em Grudziądz. Losy spotkania rozstrzygnięte. Dramat rozegrał się na wyjściu z drugiego łuku pod koniec drugiego okrążenia. Jadący na drugim miejscu Darcy Ward nie opanował motocykla i zahaczył przednim kołem o tylne jadącego przed nim Rosjanina, Artioma Łaguty. Australijczyk z potężną siłą uderzył plecami w drewnianą bandę, w miejscu, gdzie już nie montuje się tzw. "dmuchawców".
Kibice na stadionie i przed telewizorami wstrzymali oddech. Wypadek wyglądał fatalnie. Żużlowiec leżał nieruchomo na torze. - Takie dni jak ten z 23 sierpnia 2015 roku zapadają w pamięci na długie lat. Choć byłem przy wielu wypadkach żużlowców, to jednak uraz Darcy'ego Warda był najgorszym, jaki może spotkać człowieka. W zasadzie już na torze było wiadomo, że doszło do uszkodzenia rdzenia kręgowego. Oczywiście mieliśmy jeszcze nadzieję, że uda się operacja, że nie będzie aż takiej tragedii. Trauma z tamtych wydarzeń była potężna - wspomina Jacek Frątczak, ówczesny menedżer Falubazu.
- Darcy Ward zaraz po wypadku był przytomny. Byłem przy nim pierwszy, bo akurat na ostatni wyścig stałem przy starcie. Rozmawiałem z nim, gdy zdejmowałem mu z głowy kask. Byłem przy nim cały czas. Nie będę zdradzał szczegółów, bo to są zbyt intymne sprawy, ale świadomość poważnego urazu była u niego od samego początku - dodaje Frątczak.
- Mogę mówić za siebie, ale ja po tych wydarzeniach miałem ogromną traumę. Człowiek przecież przebywa z tymi zawodnikami na co dzień, kontaktuje się z nimi telefonicznie, w końcu posyła ich jako menedżer do boju. Trudno byłoby przejść obok takiego dramatu jaki spotkał Darcy'ego Warda. To, że on poukładał sobie teraz swoje życie prywatne, że zaakceptował stan w jakim się znalazł, powoduje, że człowiek dzięki temu ma trochę lżej na sercu - nie kryje Frątczak.
Poukładał sobie życie rodzinne
Darcy Ward przez cały czas po kontuzji mógł liczyć na wsparcie swojej narzeczonej Brytyjki, Lizzie Turner. Sportowcowi, który z dnia na dzień wylądował na wózku inwalidzkim nie było łatwo odnaleźć się w nowej, trudnej rzeczywistości. - Przez pierwsze lata miał problem, żeby zaakceptować stan, w którym się znalazł. Cieszę się, że poukładał swoje życie - tłumaczy Jacek Frątczak.
1 lutego 2019 roku na farmie Combell Creek w Australii, Darcy Ward poślubił swoją narzeczoną Lizzie Turner. Niedawno w mediach społecznościowych szczęśliwi rodzice pochwalili się przyjściem na świat pierwszego potomka, syna Charliego. Ward cały czas pozostał przy żużlu. Jest nawet promotorem cyklu zawodów w Australii.
Pogodził się z losem. Nadal kocha żużel, który tak bardzo go doświadczył. Fatalny wypadek zakończył karierę jednego z największych talentów w dziejach tej dyscypliny sportu. Po pierwszy tytuł mistrza świata juniorów sięgnął mając niespełna 17,5 roku. W dorosłym żużlu mógł mieć już kilka tytułów mistrza świata. Niestety, swój ostatni wyścig na motocyklu odjechał w wieku zaledwie 23 lat.
Dziś świętuje 29. urodziny. Życzenia do Australii z pewnością popłyną z wielu zakątków Polski. W naszym kraju Darcy Ward miał sporo fanów, nie tylko w klubach, których barwy reprezentował. Prawdziwi kibice potrafili docenić niebywały talent z jakim urodził się Australijczyk. Długo nie mogli się pogodzić także z dramatem, jaki spotkał tego świetnie zapowiadającego się żużlowca.
Zobacz także: Nowe wieści w sprawie Karpova
Zobacz także: Długo traktowano go po macoszemu. Pomogła intuicja prezesa