Przypadek Pawła Miesiąca jest nietypowy. Jeszcze kilka lat temu mogło się wydawać, że bliżej mu końca kariery, niż startów w PGE Ekstralidze. Punktem zwrotnym okazało się podpisanie kontraktu z Motorem Lublin, z którym rok po roku wjeżdżał na wyższy poziom rozgrywek.
"Koziołki" przed sezonem 2019 były skazywane na spadek z żużlowej elity, a tymczasem sprawiły ogromną sensację i z łatwością obroniły status ekstraligowca. Spora w tym zasługa właśnie Miesiąca, który bardzo dobrze punktował na lubelskim torze.
Podziwiany za ambicję
Przybycie Jakuba Jamroga i Jarosława Hampela do ekipy "Koziołków" przed rokiem sprawiło, że Miesiąc nie miał już tak wielu okazji do jazdy. Sezon nie był dla niego w pełni udany, a po jego zakończeniu doświadczony zawodnik otrzymał kolejny cios. Przepis U24 sprawił, że takim jak on trudniej było znaleźć pracodawcę w PGE Ekstralidze.
ZOBACZ WIDEO Stabilizacja u Szymona Woźniaka. Do każdego meczu podchodzi, jak do pierwszego w sezonie
Miesiąc podpisał kontrakt z I-ligową Unią Tarnów, ale "Jaskółki" przeszacowały budżet i jeszcze przed startem rozgrywek dały mu wolną rękę w poszukiwaniu nowego pracodawcy. Tak 36-latek trafił do ZOOleszcz DPV Logistic GKM-u Grudziądz. W pierwszym spotkaniu zdobył 5 punktów i 2 bonusy. Chociaż nie jest to jeszcze jego optymalna dyspozycja, to zaskarbił już sobie sympatię części fanów.
Na czym zatem polega fenomen Pawła Miesiąca? - To jest zawodnik, który ma problemy ze startami, ale nie można mu odmówić woli walki. To nie jest lider zespołu, który będzie robić komplety. Nikt tego od niego nie oczekuje. Jeśli mu się jednak zaufa, to on potrafi się odwdzięczyć - komentuje Marta Półtorak, która współpracowała z Miesiącem w rzeszowskiej Stali.
- Paweł zapewnia widowisko. Ta jego jazda jest może szarpana, ale często daje efekty w postaci wyprzedzenia rywala na ostatnim okrążeniu. Ja go podziwiam za ambicję, bo chciał nadal jeździć w PGE Ekstralidze. Odpowiednio wyczekał moment i znalazł się chętny, a przecież w I lidze byłby pewnym punktem w każdej drużynie - dodaje Półtorak.
Nieoczekiwana zamiana miejsc
Półtorak doskonale pamięta momenty, gdy Paweł Miesiąc współtworzył parę juniorską rzeszowskiej Stali z Dawidem Stachyrą. Chociaż na pewnym etapie aspirowali do miana najlepszej formacji młodzieżowej w kraju, to jednak eksperci uważali, że to Stachyra ma większy talent.
- Paweł miał lepsze i gorsze momenty. Z Dawidem tworzył mocną parę. Kariery ich obu potoczyły się bardzo różnie. Z perspektywy czasu można ocenić, że Pawłowi różnie się wiodło, ale znów jest w PGE Ekstralidze. Tymczasem Dawid jest na poziomie II ligi - analizuje Półtorak.
Debiut Miesiąca w barwach grudziądzkiego GKM-u przypadł akurat na starcie przeciwko Motorowi Lublin. Smaczku rywalizacji z byłym pracodawcą dodawał fakt, że przed sezonem 2021 na wschodnią ścianę Polski powędrował Krzysztof Buczkowski - legenda zespołu z Grudziądza. 35-latek w ubiegłą sobotę na Hallera zdobył 8 punktów i bonus. To był jego najlepszy występ w tym roku.
Czy po sezonie 2021 oba kluby będą żałować tego, że nie pozostały przy obecnych zawodnikach? - To sprawa menedżera, sztabu szkoleniowego, prezesa danego klubu. Jeśli w Motorze nie widzieli miejsca dla Pawła, to on nie powinien odczuwać jakiegoś dyskomfortu z tego powodu, że przyszło mu realizować w innym klubie - ocenia Półtorak.
- Paweł i Krzysztof zamienili się miejscami. Buczkowski to przecież również ważna postać dla GKM-u, trudno sobie wyobrazić żużlowca bardziej związanego z grudziądzkim żużlem. Ich historie są jednak różne, bo jednak Miesiąc pierwsze kroki stawiał w Rzeszowie i tam dojrzewał jako zawodnik. A kto lepiej wyszedł na tej transakcji? Zobaczymy po sezonie - podsumowuje była prezes Stali Rzeszów.
Czytaj także:
Stal Rzeszów szuka wzmocnień
Działacz Apatora zdziwiony słowami ekspertów