- Największym problemem był drugi łuk - mówi nam Piotr Mikołajczak z OK Bedmet Kolejarza Opole. - W Rzeszowie byłem przed godziną 8:00. Wtedy ten tor na pierwszy rzut oka nie wyglądał źle, choć od razu zwróciłem uwagę na drugi łuk. Był tam dwumetrowy pas, błoto. Rzeszowianie powiedzieli, że przeprowadzą szynowanie i będzie w porządku. Komisarz dał na to zgodę. Później zaczęło grzać słońce i tor popękał. Zrobiła się gąbka, można powiedzieć, że tor spuchł. W Rzeszowie nie ma zbyt wiele gliny i to wszystko nie mogło się związać. Największy problem polegał na tym, że w jednym miejscu w nawierzchnię wchodził cały śrubokręt, a dwa metry dalej nie można było wbić gwoździa - dodaje Mikołajczak.
Przedstawiciel gości podkreśla, że jego drużynie zależało na odjechaniu spotkaniu. Opolanie podkreślili to już na pierwszym posiedzeniu jury. - Warunkiem było tylko doprowadzenie drugiego łuku do regulaminowego stanu. Byliśmy gotowi czekać godzinę, dwie, nawet trzy - podkreśla Mikołajczak, który przyznaje, że rzeszowianie robili, co mogli, żeby poprawić stan nawierzchni.
- Efektów niestety nie było. Po drugiej turze prac sędzia podjął decyzję, że zawodnicy mają się przejść po torze wraz z kierownikami drużyn. Doszło do narady, a następnie każdy mógł się wypowiedzieć. Z naszej strony głos zabrali Oskar Polis, Jacob Thorssell i Kamil Brzozowski, a więc ci najbardziej doświadczeni. Wszyscy stwierdzili, że tor jest naprawdę niebezpieczny. Sędzia podjął wtedy decyzję o walkowerze - podsumowuje Mikołajczak.
Zobacz także:
Skrzydlewski ostro o sędziach
Walkower w Rzeszowie!
ZOBACZ WIDEO Zmiana, która przyniosła efekt. Bartosz Smektała o tym co pomogło mu poprawić wyniki