Nie jest to sezon, który układałby się po myśli Piotra Pawlickiego. W kilku meczach Fogo Unii Leszno notował bardzo słabe rezultaty, jak choćby ostatnio, kiedy to Byki podejmowały Eltrox Włókniarz Częstochowa (47:43). Kapitan mistrzów Polski zdobył w tym starciu tylko 3 punkty, ale co istotniejsze, z rywali pokonał jedynie Jakuba Miśkowiaka.
Dla zawodnika to trudna sytuacja. Wylew frustracji z jego strony mogliśmy zobaczyć w "kuchni meczu", materiale przygotowanym przez stację nSport+. Teraz za nim dwa bardzo udane występy. We wtorek w lidze szwedzkiej Pawlicki zdobył 14 punktów z bonusem, dzień później w Bydgoszczy był drugi w 1. finale SEC, ale wywalczył najwięcej "oczek" z całej stawki (15) i jest liderem w klasyfikacji generalnej.
- Mam nadzieję, że słabszy okres mam już za sobą. Na pewno jest się z czego cieszyć - powiedział po zawodach Piotr Pawlicki. - W finale popełniłem błąd. Może nie tyle techniczny, ale bardziej sprzętowy. Mogłem może bardziej zaryzykować, ale trochę bałem zmienić się ustawienia na tyle, by nie daj Boże przegrać start, który uważam, że miałem rewelacyjny. Chyba wszystkie starty raczej wygrywałem i udawało mi się przywozić dobre punkty - kontynuował zawodnik w rozmowie z One Sport.
ZOBACZ WIDEO To nie sprzęt był problemem Kacpra Woryny. Żużlowiec tłumaczy skąd wzięły się jego słabe wyniki
Reprezentant Polski i Fogo Unii Leszno może nieco odetchnąć, ale całkowitą ulgę poczuje zapewne wtedy, gdy udanie wypadnie w meczu PGE Ekstraligi. Póki co opowiedział, co i kto miał wpływ na poprawę jego jazdy w tym tygodniu.
- W Szwecji zaryzykowałem, włożyłem nową jednostkę. Z tego miejsca chciałbym podziękować prezesowi Piotrowi Rusieckiemu, który bardzo mi w tym pomógł. To jego zasługa, że miałem czym się odepchnąć. Bardzo doceniam pracę wszystkich tunerów na świecie, bo z Ashleyem Hollowayem bardzo dobrze mi się współpracowało i współpracuje przez lata. Na razie jednak nie mogę się dograć z tymi silnikami, więc trzeba było trochę pomyśleć nad bardzo mocnymi zmianami, bo zmienienie jednostki na niesprawdzoną podczas meczu jest zbyt dużym ryzykiem - mówił Pawlicki.
Jak sam zdradził, jego praca nie skupiła się wyłącznie na sprzęcie. - Mam nadzieję, że to droga do lepszych wyników, bo naprawdę ciężko było mi poukładać sobie to wszystko w głowie, kiedy w meczach ligowych robiłem po trzy punkty. Jeszcze nigdy w życiu tak kiepski czas mi się nie przytrafił. Dlatego duża praca nad głową też była, bo duże obciążenie sam sobie nałożyłem, może niepotrzebnie - szczerze przyznał.
- Uważam, że team, jak i wszystko dookoła, mam na dobrym poziomie zbudowane, więc miałem prawo do tego, by myśleć o tym, by liderować w drużynie leszczyńskiej, by wrócić do Grand Prix, by liderować w SEC. Uspokoiłem teraz trochę głowę i myślę, że wszystko będzie szło ku dobremu - zakończył Piotr Pawlicki.
Kibice leszczyńskiej drużyny zapewne życzyliby sobie, aby żużlowiec powrót do swojej optymalnej, czyli wysokiej dyspozycji potwierdził w spotkaniu ligowym. Najbliższa ku temu okazja w piątek, 25 czerwca. Wówczas Fogo Unia uda się na mecz do Torunia z tamtejszym eWinner Apatorem.
Zobacz także:
-> Najbardziej w tym roku popsuli się zawodnicy Fogo Unii. Oto top 7 żużlowców z największym spadkiem formy!
-> Który zawodnik najbardziej poprawił swoją średnią w PGE Ekstralidze?