Chociaż Bartosz Zmarzlik jest już dwukrotnym mistrzem świata, to długo musiał czekać na pierwszy w karierze tytuł Indywidualnego Mistrza Polski. W niedzielę gorzowianin dopiął swego i stanął na najwyższym stopniu podium finału IMP w Lesznie. Tym samym Zmarzlik otrzymał Czapkę Kadyrowa.
Owa czapka to trofeum przechodnie, które od roku 1963 otrzymują kolejni zdobywcy tytułu IMP. Był to prezent, jaki radziecki żużlowiec Gabdrachman Kadyrow przekazał dwóm polskim zawodnikom - Antoniemu Worynie i Andrzejowi Pogorzelskiemu. Tradycją stało się, że na Czapce Kadyrowa kolejni czempioni wyszywali swoje nazwiska, aż w końcu zabrakło na niej miejsc.
W ten sposób od roku 2004 najlepszy polski żużlowiec otrzymuje również czapkę oficerską (tzw. rogatywkę), którą ufundował Polski Klub Kawaleryjski im. 21. Pułku Ułanów Nadwiślańskich. Oba nakrycia głowy są teraz w posiadaniu Zmarzlika, a właściwie należałoby napisać - Zmarzlików. Bartosz podzielił się bowiem jedną z nich ze swoim synem Antonim. Zdjęcie obu dżentelmenów podbiło żużlowy internet.
ZOBACZ WIDEO Jest objawieniem PGE Ekstraligi, ale ma problem ze zrobieniem... pompki. Wszystko przez jeden upadek
Jeśli jesteśmy przy temacie finału IMP, to trudno nie pominąć Maciej Janowskiego, który właśnie w social mediach zabrał głos na temat wydarzeń, które w niedzielę miały miejsce w Lesznie. "Dużo emocji i adrenaliny w Lesznie - były lepsze i były gorsze momenty ale taki jest sport. Cieszy mnie srebro ale zawsze jadę o wszystko" - napisał kapitan Betard Sparty Wrocław.
Podium w Lesznie uzupełnił Janusz Kołodziej, który tym razem musiał się cieszyć z brązowego "krążka". Co ważne, Kołodziej nie zapomniał przy tym pogratulować swoim kolegiom z podium. Dla doświadczonego żużlowca jest to ósmy medal IMP w karierze. Zawodnik Fogo Unii Leszno lubi skrajności - albo wygrywa zawody (czterokrotnie), albo staje na najniższym stopniu podium (również czterokrotnie).
Swoje chwile chwały w ten weekend miał też Mikkel Michelsen. Duńczyk po raz drugi w karierze wygrał cykl SEC i został mistrzem Europy, zapewniając sobie tym samym jazdę w mistrzostwach świata Speedway Grand Prix w sezonie 2022. "Ciągle brakuje mi słów" - tak rozpoczął dość długi wpis zawodnik Motoru Lublin.
"Wygrać w mieście, gdzie mieszkam, przy obecności moich sponsorów, rodziny, przyjaciół - to coś surrealistycznego, ale też wspaniałego i nie chciałbym, aby odbyło się to inaczej. Dziękuję za wszystkie wiadomości, które dostałem. Mocno je doceniam" - dodał Michelsen, który wyróżnił też swoich mechaników, sponsorów i kibiców.
"Sobotnia noc była wyjątkowa. Ostatnie podziękowania, ale równie ważne kieruję do mojego ojca Ole i wujka Nielsa, bez których nie byłbym taką osobą, jaką jestem teraz" - podsumował żużlowiec z Danii.
Wielkim przegranym SEC został z kolei Leon Madsen, który miał chrapkę na kolejny tytuł mistrzowski w europejskim czempionacie. Wpływ na występy Duńczyka bez wątpienia miała jednak kontuzja odniesiona na torze w Bydgoszczy. "To był ciężki cykl dla mnie, biorąc pod uwagę kontuzjowane kolano w fatalnym wypadku w pierwszej rundzie w Bydgoszczy. Biorąc to pod uwagę, jestem dumny i szczęśliwy z tego, co udało mi się osiągnąć" - skomentował reprezentant Danii.
W przypadku SEC nie zabrakło polskiego akcentu, bo podium uzupełnił Patryk Dudek, który rzutem na taśmę wyprzedził Piotra Pawlickiego w klasyfikacji mistrzostw. Trzecie miejsce w cyklu zielonogórzanin określił mianem "dobrze smakującego".
Czytaj także:
Trener kadry będzie rozmawiał z Janowskim i Zmarzlikiem
Duża kontrowersja podczas dekoracji finału IMP