Ogłoszenie nazwisk zawodników, którzy otrzymali stałe "dzikie karty" na cykl Grand Prix w 2020 roku, wywołało niemałe poruszenie. Na liście czterech szczęśliwców, bądź też jak kto woli, wybrańców organizatorów zabrakło Mikkela Michelsena. Nie tylko dla zawodnika było to duże zaskoczenie. Duńczyk miał za sobą świetny 2019 rok zwieńczony zdobyciem tytułu Indywidualnego Mistrza Europy. Tymczasem w Grand Prix został nominowany raptem do roli drugiego rezerwowego.
- Co można czuć, kiedy wiesz, że zrobiłeś wszystko, żeby dostać stałą dziką kartę, a widzisz innych zawodników, którym je przyznano. Mało tego, nie jesteś nawet pierwszym rezerwowym cyklu. Czuję się rozczarowany. Mam świadomość, że więcej się nie dało zrobić. Wystarczy spojrzeć na statystyki. Byłem piątym żużlowcem Elitserien, trzynastym w PGE Ekstralidze. Zdobyłem tytuł mistrza Europy - mówił nam wtedy rozgoryczony Duńczyk (czytaj całość ->>).
Po tamtej skandalicznej decyzji o pominięciu Michelsena przy nominacjach do Grand Prix, doszło do sporych zmian. Między innymi od 2020 roku mistrzostwo Europy automatycznie jest premiowane miejscem w cyklu wyłaniającym najlepszego żużlowca globu. W taki sposób rok temu dostał się do niego Robert Lambert i właśnie z tej drogi awansu skorzystał ostatnio Mikkel Michelsen.
ZOBACZ WIDEO Jest objawieniem PGE Ekstraligi, ale ma problem ze zrobieniem... pompki. Wszystko przez jeden upadek
Duńczyk w najlepszy możliwy sposób odpowiedział osobom odpowiedzialnym za nominacje, że już dwa lata temu absolutnie zasłużył sobie na miejsce w gronie zawodników rywalizujących o tytuł Indywidualnego Mistrza Świata. Zakasał rękawy i zmobilizował się na tyle, by po raz drugi w karierze sięgnąć po zaszczyt bycia najlepszym żużlowcem Starego Kontynentu. Nie zamierzał liczyć na czyjąś przychylność zza biurka.
To, jak bardzo zależało mu na tym, by odnieść sukces pokazał już pierwszy tegoroczny finał SEC w Bydgoszczy. Michelsen został z ostatniego finałowego biegu wykluczony po tym, jak spowodował upadek swojego rodaka Leona Madsena. Szybko go przeprosił, wytłumaczył, że nie zrobił tego specjalnie, ale był to sygnał, że kieruje nim wielka determinacja, by sięgnąć po złoty medal oznaczający przepustkę do Grand Prix.
Ze stadionu przy Sportowej w Bydgoszczy wyjeżdżał mimo wszystko jako wicelider cyklu z 14 "oczkami" na koncie. W drugiej rundzie w niemieckim Güstrow było gorzej, bo przy swoim nazwisku Michelsen zapisał "tylko" 10 punktów. Duńczyk nie pozwolił jednak na to, by ktoś inny zdobył tytuł i tym samym zabrał mu wymarzone miejsce w GP. W Gdańsku wygrał, zaś w sobotę w Rybniku był drugi i łączna suma 53 "oczek" wystarczyła, by zrealizował swój cel.
"Wciąż brakuje mi słów... Dwukrotny mistrz Europy i uczestnik cyklu Grand Prix 2022" - tak rozpoczął swój wpis na Instagramie po zawodach Mikkel Michelsen (zobacz całość ->>). Wspomnienie o GP już na samym wstępie tylko potwierdza, że awans był jego jednym z podstawowych celów na ten rok.