Żużel. Przedłużone święto w Pradze. Poprawiny dla Artioma Łaguty. Kibice Sparty uradowani [KOMENTARZ]

WP SportoweFakty / Michał Krupa / Na zdjęciu: Artiom Łaguta
WP SportoweFakty / Michał Krupa / Na zdjęciu: Artiom Łaguta

Przed rokiem we Wrocławiu inauguracyjna runda padła łupem Artioma Łaguty, a druga Macieja Janowskiego. Teraz w Pradze było odwrotnie. Najpierw wygrał Polak, w niedzielę na szczycie znalazł się Rosjanin. Fani Sparty oszaleli z radości.

Z planowanego na dwa dni święta w Pradze, zrobił się przedłużony weekend do niedzieli. Ktoś mógłby powiedzieć, że czuł się w niedzielę na Markecie jak na poprawinach po weselu, które zostało nagle przerwane przez siłę wyższą. W sobotę zabrakło kwadransa, by odjechać minimum 16 wyścigów i zawody byłyby zaliczone. Jedni psioczyli na organizatorów, że znając prognozy, minimalnie nie przyśpieszono turnieju, pewnie ze względów telewizyjnych, inni cieszyli się, że mają przedłużony pobyt w Złotej Pradze.

Raz na ćwierć wieku w stolicy Czech nie udało się rozegrać zgodnie z planem turnieju Grand Prix. Jubileusz 25-lecia cyklu Praga "uczciła" przerwanymi zawodami i przełożonymi na niedzielę. W 1999 roku również lało, ale udało się odjechać zawody w ekstremalnych warunkach. To był turniej pamiętny dla Polaków ze względu na wielki triumf Tomasza Golloba.

W sobotę wszyscy byli przemoczeni do ostatniej nitki. W niedzielę zmagania najlepszych żużlowców świata oglądali w promieniach słońca. Atmosfera w pełni piknikowa. Pojedynczy kibice z Polski eksponowali swoje emocje po udanych wyścigach Bartosza Zmarzlika czy Macieja Janowskiego. Czesi natomiast mieli momentami powody do radości, gdy ich młody rodak Jan Kvech, przywoził za plecami stałych uczestników GP.

ZOBACZ WIDEO Dużo chce, łaknie wiedzy i stać go na wielki wynik. Potrzeba regularności

Maciej Janowski, który królował w piątek, w niedzielę zaczął w imponującym stylu. Wydawało się, że jedzie w swojej, innej, mistrzowskiej lidze. Później na moment z niej wypadł, ale w kluczowym momencie, wrócił na właściwe tory i pewnie zameldował się w półfinale. W nim wróciła magiczna szybkość wrocławianina, który na dystansie w pięknym stylu wygrał z wcześniej wydawałoby się nieosiągalnym kolegą z Betard Sparty, Artiomem Łagutą, meldując się w wielkim finale.

Błąd w półfinale słono kosztował Bartosza Zmarzlika. Mistrz świata w serii zasadniczej w niedzielę spisywał się dużo lepiej niż w piątek i porównywalnie do sobotnich przerwanych zawodów. Wydawało się, że w cuglach wejdzie do finału, tym bardziej, że miał wewnętrzne pole startowe, ale nawet obrońcy tytułu zdarzają się pomyłki. Wcześniej w piątej serii rundy zasadniczej dał popisał niesamowitego opanowania motocykla po kapitalnej walce z Martinem Vaculikiem. Zmarzlik z Pragi wyjedzie z pewnością niepocieszony.

W finale długo prowadził Emil Sajfutdinow, ale ostatecznie wyprzedził go jego rodak Artiom Łaguta, a Maciej Janowski znów dał popis. Po przegranym starcie z czwartego miejsca przedarł się na drugie. Do drugiego triumfu było blisko. Czy ktoś ma deja vu sprzed roku? We Wrocławiu na Olimpijskim najpierw wygrał Łaguta, a później Janowski. Teraz cykl GP wraca do stolicy Dolnego Śląska na koniec lipca. Łaguta i Janowski znów będą faworytami.

Kibice z Wrocławia, których dużo było w Pradze niedzielny finał skwitowali wymownie: najważniejsze, że było 5:1 dla Sparty!

Z Pragi Maciej Kmiecik

Zmiany w obsadzie Memoriału Edwarda Jancarza. Wiemy kto zastąpi zawodników z GP
Heroiczna postawa debiutanta w GP. Mimo bólu walczy o każdy punkt

Źródło artykułu: