Może akcja Bartosza Zmarzlika nie wyglądała dokładnie tak samo, jak to, co zrobił jego idol i mentor. Może nie odbijał się od płotu jak Tomasz Gollob, ale na kresce wiedział, że to on wygrał podobnie jak 22 lata temu Gollob. Zmarzlik wygiął się niczym struna i na mecie był minimalnie szybszy. Gollob wtedy od Nilsena. Zmarzlik teraz od Łaguty. Wówczas komplet publiczności na Stadionie Olimpijskim oszalał ze szczęścia. Było biało-czerwono i magicznie.
Teraz była konsternacja, bo o tym, że Zmarzlik strzelił na kresce Artioma Łagutę wiedział chyba tylko on sam i kibice siedzący dokładnie vis a vis mety. Pozostali patrzyli z niedowierzaniem na radość Polaka, bo dla wielu gesty szczęścia Zmarzlika były nieuzasadnione. Dopiero powtórki telewizyjne potwierdziły, że to obrońca tytułu wygrał po raz drugi Betard Wrocław FIM Grand Prix i udowodnił, że po niedosycie z Pragi, wrócił w wielkiej formie do batalii o złoty medal w sezonie 2021.
Styl, w jakim Bartosz Zmarzlik tego dokonał, przejdzie do historii światowego żużla. Cuda, jakie ten chłopak wyprawia na motocyklu, są niebywałe. Dla niego nie ma straconych pozycji i przegranych wyścigów. Nic nie musi, ale wszystko może. Z każdym kolejnym turniejem potwierdza, że żużel go bawi i sprawia ogromną radość, dając przy tym ogrom szczęścia i emocji tysiącom polskich kibiców, którzy w tym roku mają być może rozdarte serca. Jedni kibicują Zmarzlikowi, drudzy bardziej trzymają kciuki za Janowskiego. Obu wielkim polskim żużlowcom należy się szacunek.
ZOBACZ WIDEO Wkurza go, kiedy ludzie tak mówią. Wielki mistrz zabrał głos
To był piękny weekend Grand Prix na Olimpijskim we Wrocławiu. Miejscu magicznym dla polskiego żużla, nie tylko dlatego, że na co dzień ściga się tutaj "Magic" Janowski. Miejscu wielkich wyczynów polskich żużlowców, które w 1995 roku zapoczątkował Tomasz Gollob.
Nie wiadomo, jak potoczą się losy cyklu Grand Prix pod wodzą nowego zarządcy. We Wrocławiu jednak nie wyobrażają sobie tego, by turniej, który wrócił kilka lat temu na przebudowany piękny Nowy Olimpijski, miał nie odbywać się dalej w stolicy Dolnego Śląska. Podobnie pewnie myślą kibice, którzy tak licznie - nawet w tych trudnych pandemicznych czasach - wypełnili obiekt w oba dni.
Cykl Grand Prix z pewnością potrzebuje świeżej krwi nie tylko w kwestii jego uczestników, ale także aren. W niektórych sprawach lepiej jednak być konserwatywnym i nie zmieniać pewnych świętości. Za taką z pewnością uchodzi SGP we Wrocławiu. Promotorzy cyklu mogą się zmieniać, pomysły na Grand Prix też. Turniej we Wrocławiu powinien mieć stałe miejsce w kalendarzu, bo tradycji, wspomnień, klimatu i wypełnionych trybun nie da się kupić za żadne pieniądze.
A poza tym na Olimpijskim wygrywają Polacy. Nie tylko dlatego Grand Prix we Wrocławiu jest perełką cyklu i powinno być nadal w kalendarzu SGP.
Zobacz także:
Setny turniej SGP Taia Woffindena
Niewiarygodne zwycięstwo Zmarzlika